Tam, na skraju lasu, gdzie dzikie wrzosowiska powoli ginęły pod ciężarem ciemnych, posępnych drzew, ostatnie promienie słońca chyliły się ku porażce, zmagając się bezskutecznie z gęstą plątaniną splątanych gałęzi. Światło, które jeszcze przed chwilą dotykało ziemi ciepłym, jasnym blaskiem, ustępowało teraz pod naporem cienia, kawałek po kawałku ginąc, jakby las pożerał je zachłannie, zamykając w sobie ostatnie iskry dnia. Z każdego zakątka wyłaniały się długie, rozciągające się cienie, wijące się niczym żywe istoty, gotowe pochłonąć każdy skrawek przestrzeni, gdzie jeszcze trwała walka ze zmierzchem.
Nad ziemią, ledwie widoczna, zaczęła zbierać się mgła, poruszając się niemal jakby miała własną wolę. Na początku były to ciche, niemal niewinne opary, lecz z każdą chwilą gęstniały i przybierały formę, rozrastając się w niesamowitym tempie, aż cała przestrzeń utonęła w szarobiałej mgle. Zimne opary pełzały wokół pni drzew, oplatając ich kory, ścieląc się ciężko po zeschłej ściółce, przenikając każdy zakątek. Wszystko, co miało kiedyś kształt i koloryt, zostało pochłonięte przez tę nieskończoną, martwą wilgoć, która otulała korzenie, trawy, zgniłe liście i mchy, aż cały las zdawał się jednym, zatrzymanym oddechem. Ciche kapanie skroplonej mgły odbijało się głucho, niosąc się echem w dusznej, wilgotnej przestrzeni, jakby sama natura wstrzymała oddech, oczekując, co z tej ciszy wyłoni się następne.
Raytan wstrzymał oddech, wpatrując się w bezkresną ciemność, która otwierała się przed nimi niczym paszcza drapieżnika. Las zdawał się pochłaniać nie tylko ostatnie światło dnia, ale i samą nadzieję na powrót. Chłód, który bił z głębi drzew, wdzierał się pod skórę, przeszywając go na wskroś, jakby sam las chciał ich powstrzymać przed dalszą drogą.
— Myślisz, że to tam? — zadał pytanie niemal szeptem, jakby bojąc się, że las usłyszy i odpowie, że wyciągnie ku nim swoje mroczne korzenie i pociągnie ich w głąb, tam, gdzie światło nigdy nie przenika.
W jego umyśle wciąż brzmiały słowa starca o zamglonym wzroku, samotnika, który wpatrywał się w nich martwym spojrzeniem spod kaptura nadszarpniętego przez czas i deszcze. Był jak widmo zrodzone z mroku, człowiek, który przeżył zbyt wiele i powrócił z czeluści nie po to, by żyć, lecz by ostrzegać. To jego głos, niski i szorstki, teraz rozbrzmiewał w umyśle Raytana, raz po raz, niczym echo krzyków tych, którzy zaginęli na skraju lasu.
Nie ma ratunku dla tych, którzy idą do serca ciemności. Znajdą tam coś więcej niż śmierć.
Raytan poczuł, jak jego dłonie delikatnie drżą, a serce wybija nierówny rytm. Oddech chłodnego wiatru przeszył jego skórę, niosąc ze sobą zapach wilgotnej ziemi i gnijących liści, jakby las już przygotowywał się na jego nadejście, otwierał swoje zgniłe wnętrze, by ich przyjąć. Spojrzał na Eldiora, stojącego obok, i widział, że towarzysz zdaje się zupełnie obojętny na zło czające się za kurtyną splątanych gałęzi.
Eldior zdawał się niczego nie słyszeć, niczego nie czuć, pochłonięty własnymi myślami. W jego wzroku było coś niepokojącego, coś na granicy obłędu i fascynacji. Wydawało się, jakby każdy krok, każde słowo wędrowca, które padło tamtego wieczoru, zakorzeniło się głęboko w sercu Eldiora, aż nie zostało w nim nic poza jednym pragnieniem, niczym żarzący się w mroku węgiel, który trawi duszę. Pamiętał słowa o skarbach, które czekały na końcu tej drogi, o odkupieniu, które miało naprawić jego dawną zdradę i błędy. W jego sercu nie pozostało nic poza tą obsesyjną myślą, która przytłumiła wszelki strach.
— Musimy iść — wyszeptał Eldior, głosem ledwie słyszalnym, jakby próbował przemówić nie tylko do Raytana, lecz także do samego siebie. Słowa te, choć proste, brzmiały niczym zaklęcie, niczym obietnica złożona ciemności, która czekała, by ich pochłonąć. W jego tonie słychać było napięcie, wewnętrzny konflikt, jakby balansował na cienkiej granicy pomiędzy pragnieniem a rozsądkiem, jakby już nie miał odwrotu.
CZYTASZ
The Crown of Shadows
FantasyTam, na skraju lasu, tylko ci, którzy przetrwali noc, mogli ujrzeć świt nowego dnia. Tam, na skraju lasu, zaczynała się opowieść, która miała zmienić wszystko.