Siemanko, wróciłam. Tak wiem nie było mnie, ale wiecie ostatnia klasa tech i się dużo dzieje. Mam nadzieję, że ktoś tęsknił, a jak nie to ja tęskniłam za wami!
__________________________
6
- Wstawaj. - usłyszała łagodny głos chłopaka.
- Co? Po co? - powiedziała zaspana.
- Pain, chce z tobą pomówić. - odpowiedział obojętnie.
Na te słowa lekko się ożywiła. Nie żeby parała mocną sympatią do lidera tej organizacji, jednak ani razu go nie widziała, mimo już rocznego pobytu w tym miejscu.
Jej zadaniem przez te miesiące, było pomaganie Kame, leczyć umierających przestępców i psychopatów. Nie tak to sobie wyobrażała, jednak zaczęła powoli przyzwyczajać się do takiej rzeczywiści. To nie tak, że ją zaakceptowała, jednak musiała się z nią oswoić by nie zwariować. Przecież chciała żyć i chronić swoich bliskich, a gdy oszaleje do reszty, to nie wiadomo jak potoczą się jej losy.
Wstała wyszukiwała się jak najszybciej umiała i wyszła z pokoju. Czekał tam na nią zamyślony brunet, który wyszedł wcześniej z pokoju, dając jej trochę prywatności.
Ruszyli na koniec korytarza, gdzie znajdował się „gabinet" lidera Akatsuki. Zapukał, w odpowiedzi usłyszeli ciche „wejść".Przed [y/n] ukazał się rudy mężczyzna, już miała się zaśmiać w myślach, gdy wyszedł z nie oświetlonego przez lampę punktu.
- [Y/N] Ikimono. Mam dla ciebie pierwszą misję. - zaczął z powagą w głosie. - Odbędziesz ją z Uchihą. JEDNAK... - zrobił krótką przerwę. - Itachi ma rozkaz natychmiastowego zabicia cię, jeśli będziesz coś kombinować. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Ikimono poczuła gulę w gardle, bała się nawet przełknać ślinę... Jego wygląd przyprawiał ją o mdłości, prenty powybijane w różne części ciała, odbierały mu jakikolwiek urok, który posiadał. Sam głos natomiast, wywoływał u niej, nie przejmne ciarki.
- Nie dziwię, że Yoru oszalał na jego punkcie. - pomyślała, kiwając tylko głową, na znak zgody. - Ten typ wydaje się nie znać litości, czy tolerować niesubordynacji pod każdą postacią.
- Cieszę się. Wyruszycie za trzy godziny. Dobrze się przyszykujcie, Itachi powie ci, co macie zrobić.
Wyszła podążając z Uchihą. Szli chwilę w milczeniu, gdy doszli do drzwi od sypialni Itachiego. Chciała się już odezwać, zapytać, zrobić cokolwiek, jednak nie odezwała się ani słowem. Ruszyła do swojego pokoju, mijając się w przejściu z Yoru, który ewidentnie zmierzał w stronę, z którego właśnie wracała.
Usiadła na łóżku, parząc się na swoje buty. Musiała coś wymyśleć, aby uciec, nie widząc żadnego rozsądnego, wyjścia, zaczęła się pakować.
Spojrzała na swój płaszcz, leżący gdzieś na starym krześle. Założyła go, przeglądając się w lustrze. Nie czuła się komfortowo. W jej głowie, kotłowały się myśli na temat zbrodni, jakie popełniły osoby noszące ten płaszcz. Czy kiedyś stanie się taka jak oni?
Po przyszykowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, popędziła do kuchni. Nie chciało jej się bawić z robieniem bento, więc zrobiła zwykłe kanapki. Gdy już kończyła, do kuchni wszedł naburmuszony Yoru. Spiorunowali się wzajemnie wzrokiem, po czym każde zajęło się sobą
Białowłosy wydawał się być roztrzęsiony. Robiąc kawę, trzy razy upadła mu łyżka i dwa razy prawie przewrócił się o własne nogi. Musiała przyznać, że dawało jej to satysfakcję. Jedna jej strona po prostu czuła, że to wszytsko mu się należało, a druga zaś chciała go za wszelką cenę usprawiedliwiać. Sama nie widziała dla czego. Przez co zaczynała czuć do siebie nienawiść.
Trzy godziny minęły zbyt szybko. Wcale nie miała ochoty widzieć Uchihy, a co dopiero iść z nim na jakąś misję. Dziewczyna ruszyła niechętnie za chłopakiem, przysłuchując się wesołemu ćwiergotu ptaków.
Brunet mógł tak naprawdę iść sam na te misje. Uporał się sam z każdym przeciwnikiem, zabierając ze sobą zwój, którego pilnowali. [Y/N] poczuła się jeszcze gorzej. Gdy jedynce co musiała wyleczyć, to była mała ranka na przedramieniu i siniak na policzku.
Usiadła zrezygnowana pod drzewem i wyjęła jedną kanapkę. Chłopak cały czas, od kiedy wyleczyła jego rany, siedział nie ruchomo patrząc się pusto w trawę.
- Ich też tak załatwiłeś? - zapytała, przypominając się rzeź jakiej przed chwilą dokonał.
Spojrzał się na nią pytająco, nie wiedząc o co może jej chodzić.
- Dla swojego klanu, też nie miałeś litości co? - zadrwiła, przełykając kęs.
Nawet nie wiedziała kiedy, znalazła się leżąc na podłodze, pod naciskiem Itachiego. Chciała go odepchnąć ale unieruchomił jej nogi i ręce. Patrzył się w oczy [y/n]. Dziewczyna miała wrażenie, że chłopak szukał tam jakieś odpowiedzi, nie widziała tylko po co.
- Puść mnie. - powiedziała, ze spokojem.
- Nie. Musimy pogadać. - odpowiedział, a jego głos lekko zadrżał. - Nawet jak cię puszczę i tak się nie ruszysz. Jesteś w moim genjustu.
- Nie mamy o czym. - oznajmiła.
- Mamy. - powiedział, puszczając jej nadgarstki.
Rzeczywiście nie mogła się ruszyć, patrzyła tylko jak piękny las z polaną nieopodal, zamienia się w... Właśnie co to było? Jakieś podziemie? Siedziba? Kryjówka?
- Nie umiem... Ja, nie wiem... Po prostu ci to pokażę. - powiedział, a jakaś niewidzialna siła podniosła ją, nadal uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
Dziewczyna nie mogła tego pojąć. Te wszytskie obrazy, słowa, docierały do niej niczym strzały, sunące w nią z nadludzką prędkością.
Nie wierzyła, nie umiała nawet pomyśleć o tym, że to co pokazywał jej chłopak, to prawda. Nie mogła tylko znaleźć powodu, po co miałby kłamać.
- Po co mi pokazujesz te brednie? Myślisz, że ci uwierzę i rzucę ci się w ramiona? - zaśmiała się mu w twarz.
- Nie. Po prostu... - zaczął odwrócony do niej plecami.
- No co!? Wykrztuś to. - zawołała zdenerwowana.
- Po prostu... - odwrócił się, patrząc na nią czerwonymi, pełnymi łez oczami. - Nie umiem żyć w świadomości, że postrzegasz mnie jako potwora. Jestem odpowiedzialny za swoje czyny i nie wyrzekam się ich. Zrobiłem to, ale jak zdążyłaś zauważyć z kompletnie innych pobudek, niż mogłabyś się spodziewać. - Zrobił krótką przerwę, czekając na jakąś odpowiedzieć. Jednak gdy jej nie dostał, kontynuował dalej. - Możesz mnie dalej nienawidzić, możesz mną gardzić, nie wymagam przebaczenia... Musiałem ci to powiedzieć, bo nie umiem żyć z świadomością, że jesteś tak blisko i nic nie wiesz.
Ikimono nie wiedziała co powiedzieć, była zszokowana wyznaniem i otwartością Itachiego. Zresztą nie tylko ona. Sam Uchiha wyraźnie zdawał się zdziwony, tym co właśnie zrobił.
Co chwilę otwierała buzię, chcąc coś powiedzieć. Brakowało jej słów, nie wiedziała jak ma się zachować.
Chłopak przysunął się do niej znacząco i delikatnie musnął jej usta.Znowu znalazła się pod rozłożystą koroną dębu. Rozejrzała się. Chłopak stał nad nią, mając znów ten sam pusty wraz twarzy. Jednak to, że nie był to sen, zdradzały go jego oczy. Zaczerwienione od łez, pełne smutku i wstydu, wtapiały się w nią zawzięcie.
- Przepraszam. - powiedział, cicho.
CZYTASZ
Promień Nadziei || NARUTO (Kiedyś Wrócę)
FanfictionF.Reader x Uchiha Itachi On. Należący do klanu, posiadającego ogromne brzemię... Nie myślał, że kiedykolwiek będzie mu dane, doznać znów tego uczucia. Ona. Należąca do klanu, o którym mówiono: pochodzący ze słońca. Odtrącała miłość, nie chcąc doznać...