V - Nic nie jest okej

236 9 2
                                    

W rezydencji Monetów panowała napięta atmosfera przez mój wyczyn. Od Hailie dowiedziałam się, że Vincent Monet będzie chciał ze mną o tym porozmawiać. Trochę bolało mnie to, że nie ma już ze mną rodziców. Mimo, iż często byli dla mnie ostrzy to czasem też byli uczuciowi, jednak zbytnio tego nie odczuwałam, ponieważ ciągle wyjeżdżali gdzieś w delegacje lub spotkania biznesowe. Nie poświęcali mi za dużo czasu, ale ja też ich kochałam. Od tamtego dnia, gdy Marge mnie zaatakowała nawet Shane się do mnie nie odzywał. Odnosiłam wrażenie, że zrobiłam coś nie tak, tylko że ja jej nawet nie dotknęłam - nie licząc oczywiście tego jak dała mi plaskacza.

Związałam włosy w niechlujnego warkocza, nałożyłam na siebie jakąś losową bluzę z kapturem i skierowałam się na dół. Gdy schodziłam słyszałam, tylko ciszę. Zagłuszała ją co jakiś czas krótka wymiana zdań. Bałam się pójść do kuchni ze względu na reakcję innych, bo od wczoraj nie pojawiłam się na dole. Naciągnęłam bardziej rękawy, żeby nie było widać moich cięć i weszłam do pomieszczenia, w którym zastałam stałe towarzystwo, czyli bliźniaków, Dylana oraz Hailie. Ta ostatnia jako jedyna normalnie ze mną rozmawiała, więc oczywiście gdy weszłam do kuchni uśmiechnęła się do mnie. Chłopacy przerwali swoją wymianę zdań i popatrzyli na mnie jakby zobaczyli ducha.

-Nie idziesz dzisiaj do szkoły - powiedział młodszy bliźniak obojętnym tonem.

-Oczywiście, że idę - nie to, że jakoś ciągnęło mnie do tej placówki, tylko po prostu nie chciałam mieć zaległości.

-Nie i kropka - teraz odezwał się Dylan.

-Idę - postawiłam na swoim.

-Nie idziesz droga Livio - powiedział wchodzący do kuchni Vincent. Poczułam jakby ktoś otworzył okno, jednak to tylko nieprzyjemna, lodowata aura bijąca od tego człowieka. Był elegancko ubrany w garnitur oraz miał ulizane włosy. Wyglądał trochę jak ci wujkowie na weselach.

-Może mi ktoś powiedzieć dlaczego? - zapytała oburzona Hailie.

-Dlatego - odpowiedział Vincent najpierw wskazując na mój fioletowy policzek, a potem na nadgarstki.

-S-s-skąd wiesz? - byłam zaskoczona, ponieważ wiedziałam o tym tylko ja. Bliźniacy, Dylan i Hailie również byli zaskoczeni, jednak nie wiedzieli o co chodzi.

-Może nam ktoś wyjaśnić o co chodzi? - tym razem to Shane się odezwał.

-Otóż Livio może powiesz im co zrobiłaś nie licząc wczorajszego zajścia, kiedy to Marge cię uderzyła? - nadal zachowywał kamienną twarz i intensywnie na mnie patrzył.

-Em... Ja...

-To była Marge?! - wykrzyczał Shane.

-Nooo... Tak jakby? - to było jedyne co w tamtym momencie udało mi się z siebie wyrzucić.

-Czemu nie powiedziałaś? - zapytał z pretensjami.

-Ja... Widziałam, że macie eee... Dobrą relację i nie chciałam wam jej... Psuć? - moje tłumaczenia oceniłam na minus pięć na dziesięć. Prawdziwość tłumaczeń na takim samym poziomie. Widziałam, że coś podejrzewa, ale nie drążył tematu.

-A o co chodzi z jej nadgarstkami? - spytał podejrzliwie Dylan.

-Livio, może nam wytłumaczysz, hm? - odezwał się Vincent.

-Nie, nie powiem. A ty skąd to wiesz? - wskazałam palcem na Vincent'a.

-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - powiedział Shane.

-Gdybyś słuchał to byś wiedział, że pierwsze zdanie było oznajmujące, a dopiero drugie pytające - wtedy nabrałam pewności siebie i miałam ochotę powiedzieć im wszystko co o nich myślę.

Infinite love - Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz