1. Już niedługo będziesz miała okazję uciekać

38 3 0
                                    


Noc była chłodna, jesienny wiatr tańczył na mojej skórze, przysparzając ją o gęsią skórkę i subtelnie pobudzając zamglony umysł, a księżyc oświetlał mi drogę, jakby wiedział, że potrzebuję prowadzenia. 
Kolejna puszka po piwie, które właśnie opróżniłam, wydała nieprzyjemny dźwięk, gdy wyrzuciłam ją luźno na drogę przed sobą. Zatrzymałam się i z głośnym westchnieniem spojrzałam w niebo. Było ciemne. Przez chmury prześwitywały pojedynczo tylko najjaśniejsze gwiazdy. Reszta gubiła się w niebie, daleko za łuną świateł miasta, zbyt słaba, by się przez nią przebić i dać o sobie znać światu. 

Przysiadłam na chodniku i oparłam ręce za sobą, nie przerywając kontaktu wzrokowego z czarnym sklepieniem Ziemi.

-W mieście okrytym łuną jasnych świateł, wy, małe, niezauważone gwiazdy chcecie pewnie świecić równie jasno, by przebić się, być dostrzeżonym i podziwianym z Ziemi. -przerwałam na chwile, rozprostowując nogi i machając teraz nimi lekko na zmianę w obie strony. Alkohol zaczynał palić mnie w żyłach, a z ust wydobywał się coraz większy bełkot, ale za to chaos w mojej głowie zaczynał przycichać. -A znowu wy, najbardziej widoczne gwiazdy jesteście już zmęczone ciągłym przyglądaniem się wam i tęsknicie za spokojnymi objęciami nocnego nieba.

Czy to nie drwina nieba? Czy jego bezduszność?

Lecz te kaprysy, zaprzeczające naszym pragnieniom, uczą tym samym odporności w tym niebiańskim paradoksie.

Schowałam głowę między kolana i wplotłam ręce w posklejane włosy. Następnie zaczęłam nimi szarpać i jeszcze bardziej je plątać tak jakby miało mi to pomóc wyciszyć resztę myśli, które głośno kotliły się pod moją czaszką. Po chwili wypuściłam z siebie kilka głębszych, odrobinę drżących oddechów.

-Mówisz z doświadczenia? - spojrzałam w stronę, skąd dobiegł mnie niski, stanowczy głos. W oddali pojawiła się sylwetka mężczyzny, powoli kroczącego w moim kierunku, jednak mój wzrok nie mógł się wyostrzyć przez ilość spożytego tego wieczora alkoholu i ciemne okowy nocy. 

Zbliżał się do mnie wręcz leniwie, jakby wiedząc, że choćbym chciała, to nie ucieknę. Nie chciałam. Dzisiaj mi już wszystko obojętne.
W końcu przystanął dwa metry ode mnie i choć wciąż nie byłam w stanie dostrzec rysów jego twarzy, czułam, jak jego stalowy wzrok wypala we mnie dziurę. Znacznie nade mną górował, z racji, że siedziałam wciąż na krawężniku, a on stał, przez co mogłam oszacować, że jest wysoki. Ciało okrywał mu czarny płaszcz, rozpięty z przodu co sprawiało, że zewnętrzne skrawki materiału powiewały lekko poruszane wiatrem niczym peleryna. Parsknęłam na tę myśl. 

-Co jest takie śmieszne? -zapytał. Głos miał przyjemny, dźwięczny. Chciałam zobaczyć, czy pasuje do jego twarzy.

-Ty. -odparłam, zadzierając głowę. -Masz pelerynę jak super bohater, ale błąkasz się sam w środku nocy po pustej drodze na obrzeżach Vancouver. Myślę, że mimo twojej aury zbawiciela większe szanse mam dziś jednak na utratę życia. 

-Więc dlaczego nie uciekasz? -kucnął na wprost mnie. Jego twarz wciąż wydawała mi się rozmazana, lecz zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów, jak granatowa czapka z daszkiem, czy szara bluza z kapturem schowana pod okryciem płaszcza. Wydawał się również smukłej postury.

Wzruszyłam ramionami.

-Moje życie prześladuje ironia. Jeśli czuję dziś, że mam naprawdę złe życie, nikt mi go nie odbierze. Na przekór. -przekręciłam głowę w bok, skąd moją uwagę przyciągnęły reflektory zbliżającego się samochodu, który po chwili zatrzymał się niedaleko nas. Jego światła nie gasły. Silnik z resztą również. -Poza tym, naprawdę nie chcę mi się biegać.

heart of glassOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz