Sala rozbrzmiewała dźwiękiem lotki uderzanej o rakiety, echo odbijało się od ścian hali. Choć mojej pary wciąż nie było, postanowiłam nie marnować czasu i dawać możliwości na ostygnięcie mięśniom, dlatego bezustanie robiłam okrążenia wokół trenujących. Nie mogłam jednak przestać co chwilę nerwowo zerkać na drzwi wejściowe. Ren powinien być tu już przynajmniej od dwudziestu minut. Serce podchodziło mi do gardła, a z tyłu głowy pojawiał się niepokój. Co jeśli..?
Trenerka Wilkerson przechadzała się wzdłuż linii zawodników, rzucając krótkie uwagi co do rozgrzewki. Kiedy dotarła do mnie, zatrzymała od dalszego truchtu, a jej przenikliwy wzrok zatrzymał się na pustym miejscu obok mnie, gdzie powinien stać Ren.
-Na pewno zaraz się zjawi.- odpowiedziałam, nie będąc pewną czy mówię to jako informację skierowaną do niej, czy jako nieudolną próbę pokrzepienia samej siebie. Mimo to starałam się, by mój głos brzmiał zdecydowanie.
Wilkerson zmarszczyła czoło, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, do naszej grupy dołączyła Alex- kapitan drużyny. Stała z rakietą w ręku, ścisnąwszy ją mocno, jakby to była broń destrukcji. Jej chłodne, czarne oczy omiatały mnie spojrzeniem, w którym nie było ani cienia sympatii.
-Może to najlepszy moment, żebyś się zastanowiła, z kim chcesz grać, Soraya. Może z kimś, kto nie tylko umie grać, ale i traktuje badminton poważnie. – Alex rzuciła kąśliwie, posyłając mi ironiczny uśmiech. Czułam, jak napięcie we mnie wzrasta. Nasza relacja nigdy nie była prosta. Alex była świetna na korcie, o czym wszyscy wiedzieli, ale jej ciągła potrzeba bycia najlepszą potrafiła przyprawić mnie o ból głowy.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, dołączył do nas Blake. Jakby to był idealny moment, aby dołożyć mi jeszcze więcej stresu.
-Mogę zastąpić twojego partnera, skoro go na razie nie ma. -Jego ton, choć spokojny, brzmiał jak wyzwanie. -Miles i tak zna tylko podstawy, a ja chętnie sprawdzę swój poziom umiejętności po kilku latach bez badmintona. Spojrzałam w jego ciemne oczy, które świdrowały mnie, jakby chciały przejrzeć każdy zakamarek moich myśli. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam, było granie z Blakiem. Szczególnie po tym, co wydarzyło się wczoraj. Wciąż czułam mrowienie na plecach, gdzie Blake przyparł mnie do ściany, a wspomnienie jego wzroku sprawiło, że serce zabiło mi szybciej.
Wilkerson spojrzała na nas, unosząc brew.
-W takim razie, Soraya, zagrajcie z Blakiem. Najpierw chcę was zobaczyć solo, później ewentualnie w duecie. Zobaczymy, jak Wam pójdzie. -Nie dała mi szansy na protest, co spowodowało, że mój żołądek skręcił się w supeł.
Blake nie powiedział ani słowa, tylko skinął głową i ustawił się na jednej z połówek boiska. Już sam jego zapach- chłodny, z lekką nutą cytrusów -był dla mnie irytująco znajomy. Zacisnęłam palce na rakiecie, starając się skupić.
Blake zaczął od mocnego serwu, posyłając lotkę w sam róg kortu. Ledwo zdążyłam dobiec, wyciągając rakietę w ostatniej chwili i odbijając piłkę nad siatką. Nie zraziło go to, od razu odpowiedział szybkim smashem*, zmuszając mnie do nagłego odwrotu. Czułam, jak moje mięśnie napinają się, próbując nadążyć za jego precyzyjnymi uderzeniami. Wtedy to ja zaatakowałam, nakierowując lotkę tuż za siatkę. Blake wpadł do przodu z taką siłą, że niemal się przewrócił, ale zdołał ją odbić. Kolejne wymiany stawały się coraz bardziej zaciekłe, a każde zagranie zmuszało nas do sprintów po całym korcie. Żadne z nas nie chciało odpuścić.
Nie był to zwykły mecz, każdy ruch, każde odbicie były przesiąknięte rywalizacją, niemal nienawiścią. Lotka przelatywała nad siatką z taką siłą, że każdy nasz ruch stawał się desperacką próbą pokonania tej drugiej osoby.
CZYTASZ
heart of glass
Teen Fiction"Była dla niego jak ogień i lód. Nie znosił jej chłodu, jednak pragnął skosztować jej płomieni. Był dla niej jak burza i cisza. Budził w niej chaos, ale tylko przy nim czuła spokój." Soraya Hartley rozpoczyna kolejny rok studiów biznesowych w Vancou...