6. Zemsta

7 1 0
                                    


  Nie wiem.
  Naprawdę nie wiem. Coś mnie dołuję, łapie za serce i szarpie nim w każdą stronę. Czuję dziurę w klatce piersiowej, wypala moje wnętrze, ból staje się nie do zniesienia.
  Jest druga w nocy, powinnam spać, ale nie mogę zasnąć. Pała we mnie niechęć do całego świata, żywię nienawiść do wszystkich, również do siebie. Ulegam jadowitym myślą, kotłującym się we mnie od tak dawna.
  Leżę na łóżku, tępy wzrok wlepiam w zegar, który tykaniem wskazówkami, wprawia mnie w irytację. Co jakiś czas przewracam się na łóżku. Nie wiem co ze sobą zrobić.
  Nie mogę nawet o sobie myśleć. Powinnam umrzeć, tylko na to zasługuję. Moje życie tak bardzo nie ma sensu, moje istnienie nikomu nie jest potrzebne.
  Światło księżyca wpada wprost do mojego pokoju, jakby nawet ono chciało mi zrobić na złość.
  Myślę o tacie, który na pewno byłby mną zażenowany. Poprawiłby swoje kwadratowe okulary i oświadczyłby, to co każdy wie, że jestem bezmyślna.
  Mama, na pewno też by tak powiedziała, pewnie przewraca się w grobie, gdy widzi moje życie. Byłaby tak zawstydzona moją osobą.
  Spokojnie mamo, też jestem sobą zawstydzona.
  Trochę zatraciłam się w świecie telefonu, muzyki i trochę w świecie literatury, wygłodniałe szczęścia szukałam nadziei w zgubnym tunelu, który donikąd nie prowadził. Trochę zatraciłam się w sobie gubiąc się w ciemności, mam wrażenie, że utknęłam w labiryncie, w którym czyhało na mnie tylko zło. Nikt mnie nie obserwował, nikt nie zamierzał wskazać odpowiedniej drogi, którą wyszłabym na prostą.
  Byłam wiecznie sama- skazana tylko na siebie. Ale nie na zawsze, nie mogę być ze sobą kosztuje mnie to wiele zdrowia.

  Na zegarze wybija godzina siódma, a ja jak zwłoki leże na łóżku, nie mam siły i żadnej ochoty wstać z łóżka.
- Wstajesz do szkoły? - zza moich drzwi widzę wystającą głowę Evelyn, oczywiście zrobioną na bóstwo. Jej loki są piękne i sprężyste, a na jej twarzy jest piękny delikatny makijaż.
  Wzdycham głośno i jej nie odpowiadam, ale ta uparcie nie wychodzi z mojego pokoju.
- Autobus odjeżdża za 12 min, nie zdążę – oświadczam sucho.
- Nie martw się o to, jadę w te stronę więc cię zawiozę- mówi po czym zamyka drzwi, na tyle głośno by podenerwować mnie mocniej.
  Ślimacząc się wstaje z łóżka i idę pod prysznic, nie będę miała czasu by ułożyć mokre włosy, ale wiem, że same wyschną w czerwcowym słońcu.
  Nakładam na siebie spodenki i koszulkę i oczywiście moją ulubioną bluzę z kapturem, bez której nigdy nie wyszłabym z domu.
- Evelyn- krzyczę schodząc powoli ze schodów. – Nie chcę iść do szkoły. – mówię stając na ostatnim schodku.
Kobieta przygląda mi się przenikliwie.
- Proszę cię Naomi, nie bądź dzieckiem. Też kiedyś chodziłam do szkoły i mi się nie chciało. – mówi, grzebiąc w swojej wielkiej czarnej torebce. – Naprawdę walczyłam z matką werbalnie przestawiając jej argumenty, dlaczego nie chcę tam iść, ale później stwierdziłam, że muszę. To był mój zasrany obowiązek, ty też to pojmij.- wyciąga wreszcie rękę z torebki w której ściska błyszczyk.
- Świetnie, twoja historia naprawdę była wzruszająca, ale ja nie chcę i nie idę. - schodzę z ostatniego schodka i kieruję się do kuchni, wprost do ekspresu stojącego na blacie. Naciskam przycisk i czekam aż się włączy.
- Wiesz co Naomi? - przewracam oczami na jej słowa, wiem, że zaraz zacznie się umoralniająca pogawędka. - Gdyby twojemu ojcu nie chciało się chodzić do szkoły, to byś nie mieszkała w takim wielkim domu ani byś nie piła kawy z tego ekspresu- mówi, a ja czuję jak krew gotuję mi się w żyłach.
- Jesteś ostatnią osobą, która może się wypowiadać, sama  nie pracujesz tylko umiesz sięgać do portfela taty, więc skończ . Gdyby tacie się nie chciało chodzić do szkoły, nie mieszkałybyśmy tutaj obie, ani obie nie piłybyśmy tej kawy- zdania wypluwam tak szybko, że nawet nie wiem, czy są zrozumiałe.
  Kobieta patrzy na mnie długo, a jej wzrok staję się mętny. Czuję jak w klatce piersiowej moje serce, zaczyna zmieniać rytm, bije się z myślami, odnoszę wrażenie, że padło kilka słów za dużo.
  Evelyn wzdycha ciężko i wychodzi z kuchni, a ja zostaję sama ze sobą i z lekkimi wyrzutami sumienia.
  Nie powinnam się obwiniać ona sama ze mną nie potrzebnie zaczyna, a ja mówię tylko prawdę..., ale, czy mówienie prawdy zawsze jest odpowiednie?
  Jest we mnie wewnętrzna zaraza, którą zarażam innych, tych dobrych, chcących dla mnie lepiej niż ja sama sobie życzę.
  Kawę wypiłam szybko, mruknęłam do Evelyn, że pójdę do szkoły, a ta tylko skinęła głową. Całą drogę przemilczałyśmy, cisza przestała być błogosławieństwem, teraz była tylko udręką.
  Nie chciałam by macocha była na mnie zła, ale nie umiałam jej przeprosić. Duma była znacznie większa od sumienia.
- Dzięki- wymruczałam, gdy podjechała na parking.
Kobieta bez słowa, odjechała.
Eh.
  Czuję się paskudnie, nie chcę by Ewelin żywiła do mnie urazę mimo tego, iż momentami mam ochotę ją zabić, nie chcę być tak nie miła.
Dziękowałam sobie w myślach za to, że wzięłam słuchawki, nienawidziłam tłumu, gwaru i tego hałaśliwego szumu. Wszyscy zawzięcie rozmawiali ze sobą, siedzieli na żółtej kanapie, nie pasującej do wystroju tej wyblakłej szkoły. Śmiali się i lekko poklepywali po ramieniu.
A ja?
Ja byłam jak ta jaskrawo żółta kanapa, nie pasowałam tu do niczego i do nikogo.
Weszłam do szatni i siadłam na starej drewnianej ławce, oczekując jakiejś znajomej twarzy. Nie musiałam długo czekać, chwilę potem obok mnie przeszło stado Sary, tworząc przy tym nieprzyjemny zimny powiew. Wzdrygnęłam się i sięgnęłam po bluzę.
- Nana! Już jesteś! Nie idziemy z dziewczynami na pierwszą lekcję, zostajesz z nami?- pyta a ja czuję na sobie wzrok wszystkich czterech dziewcząt.
- Nie mam zamiaru siedzieć z tą pizdą- mówię, zajmując miejsce obok rudowłosej dziewczyny.
- No i dobrze, porozmawiamy o czymś ważniejszym niż algebra. – Na przykład o Carlosie- mówi uśmiechając się mimowolnie.
- No chyba sobie żartujesz!- unosi się rudowłosa- Dosyć gadania o nim! Teraz nasza kolej na chłopaków.- sięga ręką do kieszeni swojej szarej bluzy, a  z niej wyjmuje małego e papierosa. Zaciąga się i wypuszcza wielka chmurę miętowego dymu.
– Dziewczyny! - Sara zwraca się do „nas" (dziwne to mówić, nie ma nas, nie należę do żadnej grupy, chyba że do konkretnych śmieci, które nie są z recyklingu i nigdy nic wspaniałego z nich nie powstanie). – Nie wiem, czy słyszałyście, ale moja najlepsza przyjaciółka, ma chłopaka- mówi, a wszyscy spoglądają w moją stronę, Sara właśnie wypowiedziała słowa, które nie chciały nawet wejść do mojej głowy.
- Nie mam- mówię kręcąc głową, jakbym wypierała się co najmniej z zarzutu morderstwa.
- Ethan, powiedział coś innego, więc nie kręć Nana- mówi Sara klaskając w dłonie, ekscytuje się tak jakby miała organizować ślub.
Serce utyka w moim gardle, a ja mam ochotę je wypluć by przestało mnie przyduszać. Ręce zaczynają drżeć, a ja nie mogę opanować rozruszanego ciała.
Wszystkie dziewczęta wlepiają we mnie wzrok oczekując odpowiedzi.
- Ja...
- On jest taki przystojny laska- przerywa mi rudowłosa dziewczyna- Zazdroszczę.
- Dokładnie- odpowiada jej Sara – Dodatkowo jest przyjacielem mojego Carlosa, więc możemy organizować sobie wspólne randki.
Wstaje z ławki dosyć gwałtownie zapominając o plecaku na kolanach, który z werwą uderzył w podłogę.
- Idę do łazienki- tłumaczę się.
- Jasne, pewnie biegniesz do chłopaka, zamordować go, że zdradził wasz sekret.
  Sara nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo chciałabym go zamordować i nie wie jak bardzo jestem bezsilna. Zazdrościłam im tego „dziewczyńskiego świata" siedziały i mówiły o wszystkim, nie o każdym najlepiej, ale mogły zbliżyć się do siebie dzięki rozmową. Chciałabym należeć do jakiegokolwiek świata, co prawda ciężko jest mi sobie wyobrazić taką Naomi w tłumie ludzi...Naomi nienawidzi ludzi, a ludzie odwzajemniają jej uczucia.
  Kroczę długim korytarzem rozglądając się za brązowookim brunetem. Płytki zastępują tu podłogę, ściany są żółte i blade, nie wiem, kto wybierał te odcienie, ale czuję się przez nie gorzej, dlatego dziękuję.
  Mam dosyć jego, jego imienia i wszystkiego co z nim związane, mam nadzieję, że wyjdzie na studia jak najdalej stąd i nigdy tu nie wróci, bym nigdy nie musiała go oglądać.
- Ethan! - wydzieram gardło, gdy tylko widzę chłopaka. Wygląda jak najgorszy patus osiedlowy, nosi dresy i czapkę z daszkiem, próbując chyba upodobnić się do Carlosa.
- Naomi, kochanie – mówi zbliżając się do mnie zbyt pewnie.
- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - pytam z wyrzutem.
- Mszczę się suko. - szepcze mi na ucho.
- To już nie kochanie? - pytam złośliwie.
- Tak kochanie, mszczę się.
- Za co? Co ja ci takiego zrobiłam? - mówię słyszę w swoim głosie żal.
Ethan podnosi czapkę do góry i odsłania włosy z czoła. Na chwilę nieruchomieję, gdy na jego czole dostrzegam czerwoną bliznę.
- Uderzyłaś mnie tamtej nocy i przez ciebie będę miał to do końca życia.
- Próbowałeś mnie zgwałcić- mówię szeptem.
- Ja pierdole- chłopak przewraca oczami i wyraźnie widać po nim brak skruchy. – Czy ty kurwa musisz tak przesadzać? Seks na imprezie nie jest kurwa gwałtem, doinformuj się.- Czuję, jak brakuje mi słów, nie wiem, jak skomentować jego słowa, nie wiem, dlaczego usprawiedliwia się w ten sposób.
- Czemu nazywasz mnie swoją dziewczyną?
- Bo jak ci wpierdolę i pokiereszuję ci całą twarz, nikt nie będzie podejrzewał twojego chłopaka. – mówi z nieschodzącym mu uśmiechem na twarzy, ale wciąż jego głos brzmi poważnie.
  Między nami nastaje cisza, którą lada chwila zagłusza Sara.
- Słodziaki! - krzyczy w naszą stronę, patrząc się bez przerwy, póki nie wejdzie do klasy.
- Dziękujemy! - krzyczy Ethan uśmiechając się życzliwie. – Grubaska- mówi nieco ciszej, a ja otwieram usta ze zdziwienia.
- Co z tobą nie tak nie wyzywaj jej idioto. – mówię wściekła.
Chłopak poprawia czapkę z daszkiem i przysuwa się do mnie bliżej.
- Nawet nie wiesz, jak twoja przyjaciółka obrabia ci dupę do Carlosa, a ten mówi mi wszystko. Na ten moment się ode mnie odpierdol- mówi po czym daje mi buziaka w policzek- Pa, kochanie- mówi, na tyle głośno by każdy go usłyszał.
Jeszcze chwilę stoję na korytarzu, zszokowana i pogubiona w każdym jego zdaniu. Nie umiem przeanalizować niczego co właśnie miało miejsce.
  Brnę w stronę klasy szurając za sobą plecak, którego nie miałam siły unieść.
- Saro- podchodzę do przyjaciółki, czuję jak krew ścina mi się w żyłach. Nienawiść przesiąka przeze mnie, mam wrażenie, że złość wypali mi skórę. – Ethan ma nierówno pod sufitem, nie powiedziałam ci wszystkiego.
  Zdziwiona patrzy na mnie od góry do dołu po czym odsuwa moje krzesło.
- Siadaj i mi opowiedz- mówi, słyszę w jej głosie powagę. Dziękuję Bogu w myślach za to, że zainteresowała się mną.
- Na tamtej imprezie, gdy Carlos zajął się tobą, na odchodne krzyknął do Ethana by miał na mnie oku. – zaczynam-  Źle się czułam więc zabrał mnie do góry do sypialni, prawdo podobnie jego matki.
- Naomi, do sedna!- niepokoi się Sara.
- On...
- Mam nadzieję, że nie rozpowiadasz Sarze naszych intymnych chwil.
Uderzam pięścią w ławkę, na dźwięk głosu Ethana.
- Zamknij się i odejdź.
Sara otwiera buzie ze zdumienia obraca się w moją stronę.
- Ty zdziro, jak mogłaś nie powiedzieć mi czegoś takiego!
Jestem więźniem własnej niepewności, nie mam słów których mogłabym użyć.
- On kłamie Saro, a ty Ethan odjedź stąd wreszcie i daj mi spokój raz na zawsze.
- Naomi, spokojnie, nie sądziłem, że Sara jeszcze nie wie... myślałem, że się przyjaźnicie. – w jego głosie słyszę jawną zawiść.
- Ja też tak myślałam- mówi Sara, patrząc na mnie z byka.
- Ethan, usiądź na swoje miejsce, albo wpisze ci uwagę. Jest dawno po dzwonku!- krzyczy Pani Thomas w kierunku chłopaka, a ten unosi ręce w górę w geście niewinności.
- Już, już. Ustalałem z Naomi, szczegóły projektu, który będziemy razem robić. – mówi szczerząc się w moim kierunku.
- Dziwne- kwituję nauczycielka- Czym tę biedaczkę przekupiłeś? Masz same jedynki.
- Miłością- mówi, a klasa wybucha niepohamowanym śmiechem, zresztą słusznie. Gdyby nie chodziło o mnie na pewno dołączyłabym do reszty rozbawionych uczniów.
- Przypominam wam, że wasze projekty mają być na moim biurku do tygodnia. – mówi stanowczym głosem.
Nie mam nikogo komu mogłabym powiedzieć, to jak się czuję. Moje myśli chaotycznie pędzą ku mrocznych rozważań, czy śmierć przyniosłaby ulgę?
- Saro, pomóż mi znaleźć kogoś innego do projektu- szepczę- proszę, tylko ty ich znasz i się z nimi dogadujesz. – mówie próbując ją ubłagać, jednak ta nawet na mnie nie patrzy. Gnie kartki papieru w zeszycie.
- Nie. – mówi wprawiając mnie w zdumienie. – Nie ufasz mi, więc po co mam ci pomagać?
- Co ty wygadujesz?- mówię łapiąc się za głowę- Mam dosyć, tego, że wolisz wierzyć komuś kogo nie znasz niż mi. Nic mnie z Ethanem nie łączy prócz nienawiści. Próbował mnie molestować, więc złapałam za lampkę nocną i trzasnęłam go w głowę, robiąc mu bliznę na czole. Próbuję się na mnie zemścić.- mówię na jednym tchnieniu. Rozżalona czekam na odpowiedź Sary, a ta milczy, chyba próbując poukładać sobie moją historię w głowię.
- Naomi, to poważne oskarżenie. Zastanów się dwa razy zanim coś powiesz. – serce dudni mi w piersi. Usta zwinęły się do środka. A ja obróciłam się w kierunku tablicy.
- Myślałam, że nie będę musiała cię prosić o to byś mi uwierzyła- syczę.
- Ethan to kumpel Carlosa. Nie zapominaj o tym.
- Co to ma wspólnego ze mną?- czuję jak moja złość narasta.
Sara, poprawia swoje proste jak drut włosy i lekceważąco wbija we mnie wzrok.
- To, że Carlos dużo mi o nim opowiadał i wiem, że nie byłby zdolny do czegoś takiego.
Dysze ciężko w moment robi mi się gorąco, zrzucam z siebie bluzę i kładę ją na plecak.
- Nie wierzę. – kręcę głową z bezradności.- Nie wierzę- powtarzam.

Zapomnisz o mnie Where stories live. Discover now