7. Prymuska?

5 2 0
                                    



  Pieprzona Sara.
  Dwulicowa i przebiegła. Zrobi wszystko, by przypodobać się społeczeństwu więc logiczne, że mnie nie poprze, nie mówiąc nic o wsparciu, jakiego teraz potrzebuje.
  Wyszłam ze szkoły jakieś dziesięć minut temu, wiodę wąskim chodnikiem przed siebie. Obiecałam mojemu tacie, że nie będę zaniedbywać szkoły, ale jak widać przysięgi były pustym słowem, mającym na celu utrzymać dusze w nadziei na spełnienie naszych oczekiwań względem czegoś lub kogoś. Snuję się po krętych uliczkach, mija mnie horda ludzi spoglądając na mnie krzywo, pewnie dlatego, że w taki upał nosze bluzę i kaptur na głowie. Jest mi gorąco, ale bluza daje mi dziwne poczucie bezpieczeństwa. Szwędam się między blokami, wchodzę nawet do pobliskiego sklepu papierniczego, rozglądam się czarnymi żelowymi długopisami.
Ich kupno trochę poprawiło mój humor i tym samym zajęło trochę moją głowę, już nie myślałam tak intensywnie o incydencie w szkole.
Zmierzam do kawiarenki... zupełnie przypadkowo. Chce kawy i chce też zobaczyć miłego Matta, ale to przy okazji, chłopaka, z którym tak dobrze mi się rozmawiało.
Przed drzwiami biorę głęboki oddech i ciągnę za klamkę.
- Hej – witam się, nie widząc jeszcze chłopaka. Pochodzę do lady, ale tym razem nie zasiadam przy niej.
Zza drzwi wychodzi Matt, ma na sobie czarną obcisła koszulę, która wygląda pociągająco... O mój boże, nie powiedziałam tego prawda? Jego włosy są starannie ułożone, na jego twarzy pojawia się promienny uśmiech, który natychmiast odwzajemniam.
- Hej, dawno cię tu nie było- mówi.
- Zaczęłam chodzić do szkoły – śmieję się.
- Na jedną godzinę? – pyta wskazując na zegarek z nadgarstka, zamiast na godzinę, patrzę, na tatuaż jaki widnieje na jego ręce. Jest to kolczasta róża, myślałam, że to typowo damski tatuaż, jednak się myliłam.
- Ładny tatuaż- mówię nie odciągając wzroku od jego ręki.
- Dziękuję, moja mama uwielbia róże, gdy była chora przynosiłem je jej, a gdy wyzdrowiała wytatuowałem je.
- Oh. – nie wiem co powiedzieć- To słodkie- odzywam się bez namysłu. – Ja przynoszę mojej mamie bukiet białych róż co tydzień.
- Jest chora? – pyta przejęty
- Nie na szczęście nie- mówię, ale mam ochotę palnąć się z całej siły w głowę. – Ona nie żyje od miesięcy. – mówię.
- Przykro mi bardzo – mówi Matt, kładąc mi rękę na ramieniu. Jego dotyk jest ciepły i przyjemny, mimo to czuję się dziwnie. Patrzę na jego dłoń, a potem na niego. Matt zabiera rękę, gdy widzi mój wzrok chyba myśli, że pozwolił sobie na za dużo
poufałym gestem, ale to nie prawda. W kawiarence, nastaje cisza.
Uśmiecham się by rozluźnić atmosferę.
- Zrobiłbyś mi kawy? – pytam. Na co chłopak śmieje się.
- Czarna czy biała?
- Mrożona.
  Siedzę przy stoliku, oddalona od Matta. Wyjęłam zeszyt, który służył do każdego szkolnego przedmiotu, postanowiłam, że zostanę dłużej w kawiarence, by nie wzbudzać podejrzeń Evelyn, pojawiać się wcześniej w domu. 
- Co tam tak piszesz, Nana? – głos Matta wyrywa mnie z plątaniny jadowitych myśli.
- Pisze pracę do szkoły.
- Jezu, został tydzień do zakończenia roku a wam każą pisać jakieś pracę, co za idioci- mówi niedowierzając kręcąc głową.
Czuję jak moje policzki stają się gorące i zapewnię różowe.
- Pani kazała zrobić projekt o sobie i o koledze z klasy, jestem w parzę z osobą, której nie znoszę- żalę się.
- Zrób swoją część o sobie to powinno jej wystarczyć.- mruczy- Widzę, że ugościłem w mojej kawiarence prymuskę. - Pomijam jego błędną etykietę i myślę o jego słowach.
- Twojej kawiarence? – upewniam się.
- Mojej mamy, ale jestem tu od wszystkiego więc jest także moja. – mówi i szczerzy swoje białe równe zęby.
- Och, ale wspaniale masz kawę za darmo. – mówię ze szczerą zazdrością.
Matt śmieje się głośno, po czym podchodzi do mnie i zasiada naprzeciwko mnie.
- A kto wymyślał nazwę?- pytam zamykając zeszyt.
- Ja, a co ?
Wybucham śmiechem, nie wiedzieć czemu.
- No, Nana! Jaki masz problem do tej nazwy.
– Żaden mówię w dalszym ciągu się zaśmiewając.
- Nie miałem pomysłu- mówi również się zaśmiewając.
- Podasz mi swój numer?- znowu zastygło mi w gardle. Nie dowierzałam, że chłopak mówi do mnie. Czy ty coś oznaczało, co to znaczy? Ktoś mi odpowie?
Podałam Mattowi numer, a ten od razu go zapisał.
- Podpisze cię w kontaktach jako prymuska
- A ja ciebie, jako gość od kawy mrożonej.
Zaśmialiśmy się razem.
Gdy dobiła godzina 11. Zatrzasnęłam swój zeszyt i schowałam go do plecaka.
- Idę na busa, oświadczyłam wstając z kanapy.
- Mogę cię podrzucić, wiem mieszkasz- nie czekając na odpowiedź ściąga z siebie biały fartuch uwiązany na biodrach.
- Co ty, nie musisz Matt, mam nogi i bilet miesięczny- machnęłam ręką, udając, że jego reakcja wcale mnie nie zaskoczyła.
Jednak Matt, całkowicie głuchy na moje słowa, wziął spod lady swoje rzeczy w tym kluczyki od auta i klucze do kawiarenki.
Podeszliśmy do jego samochodu, był duży i zapewne kosztował krocie, ale skoro jego mama prowadziła biznes, to na pewno jego rodzina mogła sobie pozwolić na takie rzeczy.
Jego dłoń zacisnęła się na klamce, aby otworzyć dla mnie drzwi. Wsiadłam niepewnie do auta, a Matt zaraz po mnie.  W jego aucie pachniało świeżością i biło blaskiem czystości. Matt wyglądał na osobę, która zawsze utrzymuje porządek. Mogę się założyć, że jego pokój błyszczał. Pewnie, gdyby taki czyścioszek wszedł do mojego dawnego pokoju, zemdlałby kilka razy, przez zawroty głowy.
Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy, nic konkretnego, Matt opowiadał mi o kawiarence, a ja mu o szkole.
- Dziękuję ci bardzo – z wdzięcznością patrzę się na niego, gdy tylko dojeżdża pod mój dom.
- Nie ma za co Nana. Nie pozwoliłbym ci stać w tym słońcu na przystanku autobusowym.
Wychodzę z auta i delikatnie zamykam drzwi, by czasem nie trzasnąć i nie uszkodzić jego auta, musiałabym całe życie pracować gdybym miała płacić za jego naprawę.

Gdy nadszedł wieczór, Evelyn zawołała mnie do salonu, gdzie na czarnej kawowej ławie przygotowała kolację. Z małą niechęcią przysiadłam się obok niej. Wciąż pamiętałam o kłótni jaka niedawno miedzy nami zaszła, najbardziej w pamięci utkwił mi moment, w którym nie raczyłam przeprosić jej za swoje słowa.
- Przepraszam- mówię nagle, a ta odrywa oczy z telewizora. – Za tamte słowa- precyzuję.
- Och, nie przejmuj się Naomi. Gdybym miała się przejmować każdym twoim słowem, to posłałabyś mnie do grobu.
Lekko się uśmiecham w jej stronę. Jej wzrok znów ląduje na telewizyjnym tureckim dramacie, czyli ulubionym serialem macochy.
- Dzwoniłaś do swojego taty?- pyta rozgrzebując warzywną sałatkę na talerzu.
- Jeszcze nie- mówię szczerze.
- Nie odbiera ode mnie i nie odpisuje- skarży się tym razem jej wzrok padł na mnie, tak jakby oczekiwała ode mnie wyjaśnień.
- Tata taki już jest- mówię nic nie robiąc sobie z jej słów- Potrzebuje przestrzeni.
- Tak też było gdy mieszkaliście wspólnie w Beheco?- pyta a ja zdumiona jej słowami, wbijam wzrok w telewizor. Do tej pory nigdy nie pytała mnie o życie w Beheco.
- Tata często wyjeżdżał służbowo, jeszcze częściej niż teraz. Ale nie pamiętam by się z nami kontaktował. – wspomnienia z poprzedniego życia, zostawiłam za sobą. Z trudem było mi przypomnieć sobie, czy tata potrafił... albo chciał znaleźć drogę do kontaktu ze mną czy z mamą.
- Rozumiem- kiwa głową, czuję, że jej pytania się nie skończą- A twoja mama, jak na to reagowała?
Czuję dziwny skręt w żołądku, gdy Evelyn mówi o mamie, pamiętam jedynie to, że moja matka nienawidziła nowej kobiety ojca.
- Cóż... Ona – piła, ale nie umiem tego powiedzieć.- zajmowała się sobą, mną i pracą. – podkreślam swoją odpowiedź uśmiechem i pakuję sałatkę do ust, by Evelyn widziała, że jestem nieco zajęta.

Zapomnisz o mnie Where stories live. Discover now