• Rozdział szesnasty •

40 8 72
                                    

Znalezisko Wigginsa

◈◈◈

- Sprawa, mój drogi, jest już rozwiązana - powiedział Holmes znad kieliszka wina. Siedzieliśmy przy stoliku u Simpsona*, zanurzeni w przyjemnym cieple przepełnionym rozmowami ludzi i szczękaniem sztućców. Było to miejsce niezwykle eleganckie, niczym oaza spokoju i kultury dla spragnionych ich obu co lepiej usytuowanych Brytyjczyków, jedno z najlepszych tego typu w Londynie. Owe wieści wręcz wypadało uczcić w taki, a nie inny sposób.

- A właściwie była już dawno - ciągnął dalej mój przyjaciel. - Teraz jednak jestem wreszcie pewien, że nasi porywacze nie zdołają nam się wymknąć w żaden sposób. Nic już w tej sprawie mnie nie zadziwi, mój drogi.

- Nawet to, że i Adele dzisiaj porwano? - spytałem. Holmes spojrzał na mnie zdumiony i zmarszczył czoło, po czym nagle uśmiechnął się szeroko, a jego wzrok wyrażał już tylko rozbawienie.

- Gdybym się tego nie spodziewał, Watsonie, nie siedzielibyśmy tu teraz i nie kontemplowali tak swobodnie - odpowiedział beztroskim tonem. - Ale, jak widzę, dla ciebie jest to wciąż zaskoczenie i pewna przykrość. Jak pani Carlisle zareagowała na tę wieść?

- Skąd...

- Och, o ile mi wiadomo, przyjacielu, nie gustujesz w orientalnych papierosach ani tym bardziej w perfumach o delikatnych, kobiecych nutach - mruknął z rozbawieniem Holmes. - Byłbym amatorem, gdybym czując je od ciebie nie wywnioskował, że w akcie dżentelmeństwa i swej wrodzonej uprzejmości i słabości do płci przeciwnej postanowiłeś pocieszyć zrozpaczoną, a na dodatek według ciebie i ładną, kobietę.

- Chciałem dodać jej choć trochę otuchy - powiedziałem lekko oburzony. - W końcu w tak krótkim czasie zalała ją fala tych nieszczęść, ona zaś nie ma w nikim oparcia.

- Ach tak, oczywiście. - Mój przyjaciel pokiwał głową, ale na jego twarzy wciąż błądził delikatny cień drwiny, a on sam zdawał się być pełnym złośliwości chochlikiem, z trudem powstrzymujący równie złośliwy śmiech. Nie rzucił jednak w moją stronę żadnego komentarza, miast tego zaczął pobieżnie przedstawiać mi plan działania.

- Mam więc rozumieć, że dziś wieczorem czeka nas wreszcie sukcesywny finał - odpowiedziałem na jego słowa i włożyłem do ust kawałek pieczeni przyrządzonej tak doskonale, że wręcz rozpływała się w ustach.

- Byłbym bardzo rozczarowany, gdyby miał być inny - rzekł Holmes. - Mam nadzieję, że jesteś dziś wolny? Świetnie - dodał, gdy skinąłem głową. - A co na to nasi inspektorzy?

- Gregson twierdzi, że rozwiązał sprawę nie tylko zabójstwa Jenny i pana Carlisle'a, ale też Kuby Rozpruwacza. A Lestrade...

- O! - wtrącił Holmes, a jego oblicze, zdawało mi się, lekko spochmurniało. - Czyżby naszemu drogiemu Gregsonowi udało się rozwiązać dwa śledztwa za jednym razem? W ciągu jednej nocy? Zaskakujące. Proszę, opowiedz mi, Watsonie, jak tego wyczynu dokonał.

Mimo słyszalnych w jego głosie niedowierzania i delikatnego niepokoju, streściłem mu dokładnie tok rozumowania inspektora. W miarę jak mówiłem, twarz Holmesa najpierw złagodniała, potem rozpromieniła się nieznacznie, aż w końcu on sam wybuchnął tak szczerym śmiechem, że kilku gości spojrzało w naszą stronę z zainteresowaniem.

- Ach, fantastycznie! - zawołał mój przyjaciel uradowany. - Fantastycznie, Watsonie! Och, Gregson naprawdę spisał się wyśmienicie. Wreszcie jego głowa do czegoś się przydała! Niewątpliwie kiedyś daleko zajdzie, i mówię ci to ja! - Kręcił chwilę głową z uznaniem, nie wiem czy udawanego czy w pełni szczerego, po czym na widok mojej miny zachichotał cicho. - Coś cię trapi, przyjacielu?

Porywacz w oxfordach | Sherlock HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz