~Wtorek~
Pov. Liva
Stukałam lekko o kierownicę wybijając rytm do puszczanej piosenki. Było piękne popołudnie gdy jechałam do mojego starego domu. Wyjechałam z drogi przez las i znalazłam się w miasteczku. Wyłączyłam muzykę i zaparkowałam przed domem jednorodzinnym na skraju lasu. Spojrzałam i westchnęłam.
- Czas wrócić na stare śmieci. - powiedziałam do siebie i niechętnie wysiadłam z auta. Zamknęłam drzwi, zabierając przedtem sportową torbę z siedzenia pasażera. Przełożyłam sobie pasek przez ramię i poszłam do bagażnika. Otworzyłam go i wyjęłam kilka walizek,które były lżejsze od pozostałych. Zamknęłam bagażnik i poszłam z tym wszystkim do drzwi. Zawahałam się przed nimi i stałam chwilę, patrząc na nie ale w końcu wyjęłam z kieszeni w spodniach klucze i włożyłam do zamka. Przekręciłam i pchnęłam drzwi, które otwarły się ze skrzypieniem.
- Później to naprawię. - powiedziałam znów do siebie i zapaliłam światło. Zobaczyłam mroczny korytarz, cały czarny z przeróżnymi maskami i innymi przedmiotami. Moi rodzice mieli doprawdy piękny gust. - To też potem zmienię. - powiedziałam.
Będzie mnóstwo roboty. - stwierdziłam w myślach i przeniosłam walizki pod ścianę. Wszystko było pokryte kurzem. Odłożyłam kurtkę na wieszak zrobiony z poroża, wraz z czapką i szalikiem. Pozapalałam światła w reszcie pokoi, wyjęłam telefon i zaczęłam sporządzać listę zakupów.
Całość zajęła mi prawie dwie godziny. Gdy skończyłam wyszłam z domu by przynieść walizki i zobaczyłam, że większość osób wraca do swoich domów. To mi przypomniało, że będę musiała przynieść papiery do szkoły.
- Ale to już w piątek. - powiedziałam cicho do siebie. - Najpierw zrobię remont.- postanowiłam. Nagle poczułam, że jestem obserwowana ale nie zwróciłam na to uwagi. Wzięłam walizki, na szybko sprawdziłam czy zamknęłam auto i wróciłam do domu. Wyjęłam z szafy jakąś szczotkę i odkurzacz i wzięłam się za powierzchniowe porządki.
Skończyłam jakoś przed zachodem słońca. W tym czasie poczucie bycia obserwowanym nie zniknęło ale starałam się tym nie przejmować. Rozpakowałam się trochę i zaczęłam robić porządek w kuchni, który w najmniejszym stopniu przejdzie przemianę. Pozmywałam naczynia (za co?!), starłam kurze, naoliwiłam zawiasy w szafkach, umyłam okna i podłogę a potem wyczyściłam stół i zaczęłam uzupełniać produkty tymi z walizki. Odkręciłam gaz i postawiłam na kuchence czajnik z wodą.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Że też jeszcze działa... - mruknęłam pod nosem i zerknęłam na szybko czy mam sztylet przy pasie. Potem podeszłam do drzwi, które skrzypiąc się otworzyły. Skrzywiłam się ale potem przywołałam na twarz uprzejmy uśmiech i spojrzałam na jakiegoś szatyna. - Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? - spytałam się uprzejmie. Uff! Jak dobrze, że ćwiczyłam to w aucie. Nagle poczułam zapach lasu.
- Jesteśmy sąsiadami i chciałem poinformować, że jeśli będzie Pani miała jakiś problem może się do mnie zgłosić. - powiedział.
- To miło ale raczej nie skorzystam z tego na razie. - powiedziałam i nagle mnie olśniło. - Chociaż w sumie nie... Mógłby mi pan powiedziać gdzie jest najbliższy sklep budowlany? Muszę zrobić remont. - powiedziałam. - I jeśli będzie pan tak uprzejmy to chętnie bym się dowiedziała gdzie jest schronisko.
- Oba miejsca są w centrum miasta obok. - powiedział obserwując mnie uważnie i zatrzymał wzrok na sztylecie. - W nocy przyda się każde ostrze. - powiedział, lecz uśmiech nie zszedł mi z twarzy.
- Ma pan coś konkretnego na myśli? - spytałam się. Ten typ mi nie pasował.
- Okolice podobno odwiedza puma. Zabiła już kilka osób. - powiedział. To już coś ciekawego.
- Puma? Są w w Californii? - spytałam się zdziwiona bo coś mi nie pasowało.
- Wszyscy tak twierdzą, że to ona zabija. - powiedział ale jego tętno przyśpieszyło. Wyczułam to.
- Nie jestem wszystkimi a na tym świecie żyje dużo istot. - powiedziałam. Nastała kilkusekundową cisza, którą przerwał czajnik. Jak dobrze! - Przepraszam bardzo ale mam jeszcze dużo pracy. - powiedziałam. On skinął mi głową i szybko się pożegnał. Zamknęłam drzwi ze skrzypieniem. - Matko! Zaraz chyba to naoliwię. - powiedziałam w miarę głośno, bo wiedziałam że typ jeszcze podsłuchuje i poszłam wyłączyć czajnik by zaparzyć herbatę.
Po głowie mi chodziła puma i szatyn. Powiedział że jesteśmy sąsiadami, lecz niedaleko mnie jest tylko kilka domów.
No i las. - przyszła mi myśl ale ją odepchnęłam.
- Pomyśl lepiej o nalbliższej szkole. - skarciłam sama siebie i z herbatą ruszyłam do mojego starego pokoju na piętrze by rozpakować swój podręczny arsenał. Większość broni pochowałam w szafie albo w łóżku.
Oby tylko nikt mnie nie pamiętał... - powiedziałam do siebie w myślach. Ciągłe udawanie człowieka było irytujące ale konieczne. Wiele osób chętnie by mnie zabiło tak jak moich rodziców. Matkę zabili łowcy wilkołaków, dokładniej Gerard Argent a ojca prawdopodobnie wampiry. Powinnam być adoptowana ale nikt nie wie, że ojciec nie żyje. No dobra, prawie nikt. Ale dzięki temu, że ojciec pracował jako łowca wampirów a ja teraz też się tym specjalizuję i jestem w tym tak dobra jak on (albo i lepsza) nadal mam klientów i zarabiam. Zrobiłam sobie tymczasową przerwę by nie zwariować psychicznie. No ale gdyby do domu wlazł by mi krwiopijca to bym go pewnie zabiła i sprzedała komuś.
Skończyłam rozkładać broń, zjadłam szybką kolację, przebrałam się, ustawiłam budzik na 6 i poszłam spać zamykając wcześniej drzwi i okno.
* * *
I oto jest pierwszy rozdział! Następny będzie pewnie dopiero za tydzień ze względu na Święta Wielkanocy. Początkowo planowałam wstawiać zgodnie z odcinkami ale.... Okazało się, że to były by bardzo długie rozdziały więc postanowiłam wstawiać dniami z pewnym przeskokami czasowymi. Starałam się zrobić to jak najbardziej chronologicznie więc niektóre odcinki mogą trwać nawet kilka rozdziałów. Mam nadzieję, że nie zanudzam i życzę wszystkim wesołych świąt wielkanocnych!
Bay!
CZYTASZ
Bez Końca |• Teenwolf •|
FanfictionLiva Hunt wraca do rodzinnego miasta by odpocząć od pracy, zawód łowcy istot nadprzyrodzonych jest naprawdę wykańczający. Jednak czy w Beacon Hills da się odpocząć? Zwłaszcza gdy jakiś alfa mści się za pożar u Hale'ów a meksykańska łowczyni ciągle n...