Remus siedział skulony w kącie patrząc na kalendarz... Jutro, znowu ostre bóle przeszyją jego ciało, umysłem zawładnie wilk i nabawi się kolejnych blizn na całe życie. Z jednej strony wizja ta mocno go przerażała, z drugiej po 6 latach zdążył się z tym pogodzić.
Nie tęsknił też za rodziną, czy dawnymi czasami, myślał o nich bardziej w kontekście dobrego snu niż czegoś co mogło wydarzyć się naprawdę. Teraz był tylko "tym dziwnym dzieciakiem co znika raz w miesiącu", czy mu to przeszkadzało? Niezbyt... Tłumaczył to sobie tym, że życie w sierocińcu poprostu takie jest.
Nie dziwił się, że inne dzieci dziwnie na niego patrzą. Oprócz, tak jak wszyscy, zgolonej głowy, czy znoszonych, nie pierwszej nowości ubrań, pokrywała go przecież masa blizn po ranach zadawanych w każdą pełnię. Pomimo że przywykł do tego stanu rzeczy czasem jednak w myślach pytał sam siebie, dlaczego mnie to spotyka? Czemu akurat ja? Dlaczego inni tak nie mają.
Przez ilość stresu mało też pamiętał z ostatnich dni w rodzinnych stronach. Pamiętał tylko to, o czym lubiały przypominać mu opiekunki z sierocińca, że to przez niego ojciec się zabił, a przez to jaki jest inny matka go porzuciła, słysząc to z ich ust tak często... ciężko było zapomnieć.
Remus wstał z kąta powoli, poszedł w stronę jadalni. Około pół tygodnia przed dniem przemiany jego apetyt wzrastał podwójnie, zjadał wszystko co mu podawano a w miarę możliwości nie gardził też dokładkami, co było według niego naprawdę dziwne patrząc na to, że przez większość czasu bywał niejadkiem.
Usiadł do stołu wraz z innymi chłopcami, po zamówieniu modlitwy przystąpili do posiłku. Pomimo że Kleik ryżowy nie należał do dań które Remus lubił, zjadł go aż trzy miski, po czym udał się wziąć wieczorną kąpiel i szybko udał się do łóżka po krótkiej chwili zasypiając
Następnego dnia obudził się czując przeszywający ból kości i mięśni... Nieuniknione nadchodziło. Szybko spożył śniadanie, i wyszedł na podwórko. Stwierdził, że musi wykorzystać jeszcze te kilka godzin, bo przez następny tydzień będzie dochodził do siebie po zadanych sobie ranach. Wymknął się do miasteczka przez dziurę w ogrodzeniu sierocińca, wiedział że opiekunki będą mieć w głębokim powarzaniu o ile wróci na kolację.
Włóczył się ulicami obserwując miasto, ludzie spieszący się do pracy, przejeżdżający autobus, dwóch kłócących się taksówkarzy. Usiadł na ławce po czym zauważył rodzinę, dziecko krzyczące w niebogłosy niezadowolone z zabawki którą właśnie sprawili mu rodzice. Remus uznał to za dziwne, sam oddał by dużo za taki ładny zabawkowy samochodzik, niestety sierociniec nie posiadał za bardzo nic do umilania czasu no ... Poza starym radiem i dwoma piłkami do gry w piłkę nożną.
Po czasie uznał iż pora wracać, mięśnie zaczynały boleć tak bardzo, że chłopak musiał poruszać się znacznie wolniej. W "domu" poprosił o szybszą porcję swojego wieczornego posiłku, który z łaską otrzymał.
Czy zjadł go dużo? Niezbyt. Pomimo apetytu, dyskomfort spowodowany nieuchronnie zbliżającą się przemianą zbyt mu doskwierał.Zgłosił się do jednej z opiekunek która wiedziała jak postępować z ich "szczególnym przypadkiem".
Chłopak wszedł do swojego pokoju, o ile tak można nazwać to pomieszczenie które zawierało jedynie pryczę i stary koc. Jak co miesiąc rozebrał się, ułożył ubrania na kupkę pod drzwiami i owinął się w koc. Odzienie po chwili zniknęło, za każdym razem przed przemianą było mu zabierane- zarządczyni sierocińca
Pani Smith twierdziła iż comiesięczne niszczenie ubrań to za duża strata dla instytucji.Remus położył się na pryczy, jego wilk powoli przejmował kontrolę, bolało coraz mocniej. kły zaczęły się wydłużać, pazury rosnąć i twardnieć, czuł jakby jego skóra zaraz miała popękać na całym ciele... Po tym była już tylko nicość oraz ciemność.
Obudził się na podłodze w kącie, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu, własnym ciele drzwiach... Oceniał szkody, przybyły mu 3 nowe rany na brzuchu...to pewnie stąd te czerwone plamy na podłodze, 2 na rękach, jedna na nodze. Stwierdził, że nie jest źle, a przynajmniej mogło być o wiele gorzej, wilk go oszczędził. Namierzył wzrokiem swój koc, przeczołgał się do niego i okrył ciało, nienawidził go widzieć...tych wszystkich szram, które zostaną z nim do końca życia.
Jak każdego miesiąca drzwi otworzyły się późnym rankiem, rzucono mu ubrania i bandaże aby ogarnął swój stan... Lecz tym razem było inaczej, przełożona sierocińca zamiast odejść do swoich spraw stała i lustrowała go wzrokiem, po chwili swym zachrypniętym głosem mówiąc
- ubieraj się byle szybko Lupin, masz gościa - przymknęła drzwi.
CZYTASZ
Wilcza Gwiazda// Remus Lupin fanfiction
FanfictionStajesz się celem człowieka który nienawidzi twego ojca. Tracisz Rodzinę w bardzo młodym wieku. Dorastasz w sierocińcu. A do tego masz pewien futrzasty problem każdej pełni.Brzmi jak koszmar prawda? Dla Remusa Lupina to poprostu życie....Czy pewien...