Rozdział 1

120 10 2
                                    

Ruch uliczny, panujący w Dublinie, sprawia że mój stan gotowości skrada się niczym kot, gdzieś w mojej niemal, że mechanicznej podświadomości.

Zerkam za okno kafejki w której się znajduje i staram się znaleźć coś, co dałoby mi jakikolwiek znak niepokoju. Pusto. Mając na myśli pusto, wcale nie mam na myśli ulicy czy chodników, które dzisiejszego poranka zostały generalnie obstawione przez samochody i przechodnich. Chodziło o znak od Ojca.

Zerknąłem na zegar ścienny, wiszący tuż nad ladą gdzie zgrabna rudowłosa dziewczyna sztywno wystukiwała na kasie kolejne zamówienie i nerwowo posyłała uśmiech w stronę wydłużającej się kolejki. Dochodziła ósma, a tu wciąż cisza. Wystarczyło grać i czekać.

Widząc kelnerkę niosącą moją zieloną herbatę na tacy, uśmiechnąłem się szarmancko i puściłem oko wprost w zasięg zawstydzonej szatynki.

Graj dalej..

Uprzedzając jej ruch w czasie pochylenia nad mój stolik, wyręczam ją przed postawieniem gorącej filiżanki na moim stoliku. Zbita z tropu zatrzymuję się w pół kroku i wysyła mi pytające spojrzenie. Z tak bliskiej odległości widzę jak jej szczęka spina się, w roztargnieniu, a oczy niemo poszukują odpowiedzi, poprzedzając to gwałtownym mruganiem.

Zwykły człowiek nie zwracał uwagi na tak drobne ruchy, zarazem istotne w dalszym biegu zdarzeń.

Wyłapuje ile się da. W końcu trzymajmy się scenariusza.

-Masz piękny uśmiech - Wypala rumieniąc się jak piwonia

Pokręcam głową, udając rozbawionego jej uwagą i wyciągam dłoń w jej stronę.

- A pani się ślicznie rumieni

Jak przystało na typowego studenta, lubiącego przypadkowe flirty ujmuję jej o wiele mniejszą dłoń i muskam wargami, nie przestając patrzeć jej głęboko w oczy.

- Student? - Wskazuję na moją torbę wypełnioną po brzegi podręcznikami.

Wszystko tak bardzo dopasowane..

- Owszem

Pierwszy raz spuszczam z niej wzrok, skupiając się na zamówieniu, przyniesionym przez kelnerkę. Upijam łyk, delektując się posmakiem ulubionego napoju, a gdy tylko zwracam swoją uwagę w poprzednie miejsce, dobrze wiem co mnie tam czeka.

Liścik na stoliku z szeregiem cyferek i imieniem. Chowam kartkę do spodni, jednocześnie sięgając po iphone'a.

Jedno powiadomienie.

Pozorna reklama nowej oferty sieci komórkowej.

Znak.

Loguje się na instagrama, robię zdjęcie filiżanki z herbatą, dodając opis "Poranek mistrzów" i włączając nawigacje z ustalonym miejscem pobytu.

Celem tego oczywiście jest nadanie bazię mojego tymczasowego zatrzymania.

Nie muszę długo czekać, na przychodzące połączenie.

Na ekranie wyświetla się tylko dobrze znany numer i oznacza to dla mnie tylko jedno.

- Ojcze?

- Cześć synku, jak mija ci poranek? - Odzywa się dobrze wygrany głos z kolejnego akapitu scenariuszu.

- Jestem w kawiarni i zaraz wybieram się na uczelnie - Mówię znudzonym tonem, jakim posługuję się większość nastolatków rozmawiając ze swoim rodzicem.

- Oddajesz dziś projekt Panu Spencserowi, jesteś gotowy? - Przypomina, naciskając wyraźnie na nazwisko, co zostaję wyłapane tylko przez nielicznych, a ściślej mówiąc przez agentów wyszkolonych w naszej korporacji.

Boy Nobody (Larry ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz