Uwielbiam Halloween.
Przysięgam, że gdyby ktoś spytał mnie o ulubione święto jeszcze w połowie jego pytania wykrzyknęłabym swoją odpowiedź. Nie musiałabym się nawet zastanawiać.
Do tej pory Halloween kojarzyło mi się z wyjątkowym dniem w roku, kiedy mogę wcielić się w dowolną postać i bawić się z innymi dzieciakami. Decydowałam, czy chcę być słodką księżniczką, a może krwawą panną młodą. Tego jednego dnia miałam pozwolenie od rodziny zastępczej, żeby szaleć z rówieśnikami i zbierać cukierki. Wyczekiwałam tego dnia, planując kostium z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, dopracowując każdy, najmniejszy szczegół.
Nikt nie kontrolował tego, gdzie oraz z kim byłam. Stawałam się wolna przez ten jeden, jedyny dzień w roku. Rodzina zastępcza spędzała go ze swoim drugim dzieckiem, dając mi całkowitą swobodę. Dzięki temu wyczekiwałam Halloween bardziej niż swoich urodzin. Jako dziecko, wyobrażałam sobie, że tego dnia dzieje się magia.
O ironio, w ten też wyjątkowy dla mnie dzień, zostałam obdarta z człowieczeństwa.
Po raz pierwszy miałam spędzać Halloween daleko od rodzinnej miejscowości, bez konieczności ewakuowania się z domu z poczuciem bycia niechcianym. Nikt nie wymuszałby na mnie składania życzeń przybranemu rodzeństwu, a ja nie musiałabym patrzeć jak rodzice wręczają ich dziecku prezenty, których ja nigdy nawet nie śniłam. Wreszcie mogłam spędzić ten dzień nawet na łóżku w niewielkim pokoju akademika - obżerać się słodyczami i oglądać straszne filmy.
Gdybym nie postanowiła po raz kolejny celebrować, może to piękne święto nie straciłoby swojej radosnej otoczki i nie zaczęłoby kojarzyć mi się z zupełnie przeciwnymi emocjami.
Wróćmy jednak do imprezy studenckiej, na którą wybrałam się z przesadną wręcz ekscytacją. Byłam przekonana że tegoroczne świętowanie w wielkim mieście wskoczy na nowy poziom.
Przeprowadziłam się do Londynu jako świeżo upieczona studentka socjologii. Wybrałam ten kierunek nie do końca przekonana kim chciałabym zostać w przyszłości ale wydawał się całkiem uniwersalnym wyborem. Bądźmy ze sobą szczerzy- po prostu chciałam wyrwać się z niewielkiej rodzinnej miejscowości, a akurat na tej uczelni zaproponowano mi stypendium.
Zamieszkałam w zaoferowanym mi akademiku, nie mając wielkiego wpływu na to, z kim zmuszona będę dzielić niewielki pokój. Na początku zmartwiłam się, że może moją współlokatorką okaże się dziewczyna nie potrafiąca dbać o wspólną przestrzeń, ale następne ucieszyłam się na myśl, że takie wspólne mieszkanie dawało mi szansę na znalezienie przyjaciółki. Szybko zostałam obdarta z tych marzeń, kiedy tylko otworzyłam odpowiednie drzwi w połowie przytulnego korytarza, a na łóżku w prawej części pokoju zastałam dziewczynę w stroju zakonnicy. No, prawie.
Jej czarna sukienka z białym kołnierzyku została powinięta do góry, a moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny widok na nagi męski tyłek pracujący między jej nogami. Mężczyzna posapywał głośno, jedną ręką unosząc jej nogę, a drugą ciągnąc za spory czarny krzyż owinięty wokół szyi dziewczyny. Stąd też to moje skojarzenie z zakonnicą.
Karton z rzeczami upadł mi na podłogę. Narobiłam przy tym sporo hałasu, lecz prócz zwrócenia na siebie spojrzeń nie doczekałam się większej reakcji. Dziewczyna krzyknęła, ale bynajmniej nie ze strachu.
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale ewakuowałam się z pokoju w mniej niż w dwie sekundy, trzaskając przy tym drzwiami. Zrobiło mi się gorąco.
Oparłam się o drewnianą powłokę drzwi oddychając szybko. Co to było? Przytknęłam dłoń do czoła, jakbym chciała sprawdzić czy nie mam gorączki, która mogłaby wywołać podobne halucynacje.
Próbowałam się uspokoić, ale dźwięki dochodzące zza drzwi nie bardzo mi w tym pomagały. Zerknęłam na broszurkę wręczoną mi w sekretariacie i wczytałam się na nowo w podane informacje. Upewniałam się czy pokój, do którego przed chwilą weszłam na pewno został mi przedzielony, ale niestety- numer się zgadzał.
Zamyślona nie zwróciłam uwagi, że odgłosy zmalały, a następnie całkowicie ucichły. Akurat pisałam smsa do przyjaciółki, skarżąc jej się na nieoczekiwaną sytuację, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a pomiędzy nimi stanął chłopak mojej nowej współlokatorki.
Odskoczyłam do tyłu, robiąc mu przejście i nie chcąc wyglądać jakbym podsłuchiwała, lecz on zmierzył mnie krótko wzrokiem i uśmiechnął się kpiąco. Byłby całkiem przystojny, gdybym nie była ogólnie zniesmaczona przez pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarł.
Dziewczyna stanęła za nim i dała mu szybkiego całusa w żuchwę, następnie popychając go lekko do przodu.
- Dzięki Luke, to było miłe, ale myślę, że lepiej nam będzie osobno.
Pomachała za nim lekko, kiedy szedł korytarzem w stronę schodów prowadzących do wyjścia z budynku. Patrzyłam na to w szoku, nie mogąc się zmusić do wykonania kroku.
- Hej jestem Ana - przedstawiła się niezrażona moją zszokowaną miną. - Sorki za to. - Wykonała kolisty ruch ręką, odnosząc się do sytuacji sprzed chwili. - To tylko taki pozerwaniowy seks.
Kiedy nie zareagowałam, zlustrowała mnie spojrzeniem i zmarszczyła brwi. Jej spojrzenie wywołało we mnie lekki niepokój, ale szybko zganiłam się w myślach. Prócz dziwnego powitania nic mi nie zrobiła. Ana zerknęła na karton, który opuściłam w wejściu do pokoju i westchnęła.
- Mam nadzieję, że nic się nie zbiło - mruknęła jakby do siebie, a następnie schyliła sie, żeby pozbierać rozsypane przedmioty. - Pomóc ci z resztą rzeczy?
Myślę, że nie przywykłam do tak otwartych osób. Zostałam wychowana w dość surowej rodzinie, nie rozmawialiśmy nigdy o zbliżeniach, a podobne tematy nigdy nie zostały poruszone w mojej obecności. Wręcz unikano wypowiadania słów związanych z seksem.
Nie oznacza to, że jestem cnotką, ale mam dziwne przeczucie, że daleko mi do podobnej szczerości.
Dopiero widok jej czarnych długich paznokci na moich ramkach ze zdjęciami wyrwał mnie z odrętwienia. Rzuciłam się w stronę swoich rzeczy wpychając z pomocą dziewczyny wszystko z powrotem do kartonu. Wciąż nie mogłam wyjść z podziwu absurdu sytuacji, w jakiej się znalazłam. Byłam okropnie zmęczona po podróży a wciąż czekało mnie sporo rzeczy do załatwienia nim udam się na odpoczynek.
- To jak się nazywasz? - zapytała, jak już podniosłyśmy się z jasnej podłogi naszego pokoju, a ja odstawiłam pudło na wolne łóżko, które domyślałam się, że czekało na mnie.Dziewczyna zamknęła drzwi odcinając nas od przypadkowych osób z korytarza.
Rzuciłam kontrolne spojrzenie na sąsiedni materac, ale jego właścicielka zaścieliła pościel i zarzuciła na górę czerwony koc w małe nietoperze. Nie dopatrzyłam się żadnych śladów tego, co jeszcze chwilę temu robiła ze swoim już byłym chłopakiem. Zamrugałam kilkukrotnie zanim przeniosłam swoje spojrzenie na autorkę pytania.
- Lysandra. - Głos miałam zachrypnięty, więc musiałam odchrząknąć. - Lysandra Ashbourne.
- Miło Cię poznać, współlokatorko! - Wskazała na drugie drzwi, których wcześniej nie zauważyłam, a znajdowały się w nogach mojego łóżka. - Zostawiłam ci wolną szufladę na kosmetyki w łazience.
Uśmiechnęłam się do niej z trudem, wciąż mając przed oczami widok typa między jej uniesionymi nogami. Zlustrowałam ją szybkim spojrzeniem, ze zdumieniem zauważając że strój który na sobie miała przypominał bardziej upiorną pokojówkę a nie zakonnicę. Ten ciężki krzyż spoczywający na jej piersi wprawiał mnie w konsternację. Ciemna szminka pokrywająca jej usta byłą jedynym dowodem tego, jakiej czynności jeszcze chwilę temu się oddawała - była lekko rozmazana podobnie jak tusz pod oczami.
Czując na sobie moje spojrzenie zaśmiała się lekko. To dziwne, ale na myśl mi przyszło, że jej głos brzmiał jak dzwoneczki.
- Wybacz mój strój, Lysa. - Machnęła ręką, nieskromnie zdrabniając moje imię po dwóch minutach od poznania. - Po prostu przygotowuję się na Halloween.
Obkreciła się do okoła, prezentując swój kostium w pełnej okazałości.
I właśnie wtedy pomyślałam, że może jednak się zakumplujemy - w końcu wspólne zainteresowania zbliżają do siebie ludzi.
CZYTASZ
Świt Zakazanej Miłości
Vampirewampiry | przemiana | monarchia | uniwersytet Zapytana o swoje ulubione święto, bez zastanowienia odpowiadała, że kocha Halloween. 31 października kojarzył jej się ze zbieraniem cukierków, przebieraniem się za postacie z bajek lub mrocznych baśni, a...