To nie będzie zwykła książka.
Można nawet stwierdzić, że będzie niezwykła, lub też niezwykle beznadziejna.
Nie stwierdzicie bowiem, rodzaju czasu i narratora, a to dlatego, że czas nieznacznie pomieszam, za to opowiadać będę w pierwszej osobie, zarazem nie będąc bohaterem i używając przeważnie trzeciej osoby.
Ponadto, tekst będzie notorycznie komentowany i raczej subiektywny, no bo nie oszukujmy się – wszechwiedzący narrator też ma jakieś uczucia.
Będą też się tu działy bardzo nieprawdopodobne rzeczy i trzeba przyznać, że większość akcji będzie po prostu wymyślona, jednak nie ta nieprawdopodobna mniejszość. O nie. Na tym końcu świata, naprawdę mają miejsce rzeczy nieprawdopodobne, jak latające trampoliny, zbuntowane ofiary schodów, niebezpieczne wyprawy i niecodzienne zagadki detektywistyczne. Ponadto główni bohaterowie, istoty wielce osobliwe, także będą w pełni prawdziwi.
Wszystko to, będzie więc pod kolorowaną, niekonwencjonalnie opowiedzianą prawdą. Wspomnę też od razu, że niejednokrotnie nazwę tu miejsce akcji – Podlasie - końcem świata, dziurą zabitą dechami czy zadupiem, więc jeżeli czyta to jakiś przewrażliwiony Podlasianin, może od razu odłożyć tę książkę (Nie chcę ryzykować uzbierania wrogów). Tak więc, skoro podstawowe nudne informacje zostały przedstawione, pora przyjść do rzeczy.
Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, czyli na Podlasiu, leży pewien Grajdoł.
Nazywa się bardzo adekwatnie - Grajewo.
Jadąc przy PFLEIDERER-rze, potem przez pola, las, znów pola, Kacprowo, las, pola, Okół, las i pola, można dotrzeć na koniec świata.
Mówię poważnie.
Nie wierzę, że istnieje miejscowość, godna miana Zadupia, bardziej niż Łojki.
Nawet Lindgrenowskie Bullerbyn - trzy domy na krzyż, było bardziej przepełnione życiem i cywilizacją niż Łojki, które w zasadzie powinny nazywać się Kiszony, bo jedzie tu kiszoną jak nigdzie indziej.
Nie zmienia to jednak faktu, iż w to właśnie miejsce, los powiódł mi jedną z głównych bohaterek.
Wróćmy do drogi.
Przejeżdżamy przez pola, docieramy do znaku Łojki i dużego, białego domu z czarnym dachem.
To jeszcze nie ten, choć gdyby wpisać adres w mapy Google, najpewniej dojechalibyśmy właśnie tu.
Za tym domem, jest dróżka, którą nasza główna bohaterka jeździ latem na jagody i kolejny dom - mały, ceglany, z urokiem i wielkim drzewem obok (otoczony jednak złomem), i droga w lewo.
Droga ta, prowadzi przez prawie całą wieś.
Jadąc nią, zobaczymy po lewej dwukondygnacyjny, dwuskrzydłowy dom z białymi ścianami, czarnym dwuspadowym dachem i wiatą nad schodami do piwnicy.
Po prawej zaś stodołę i mały wiejski domek letniskowy sympatycznej staruszki, ale nie o tym mowa.
Wróćmy na stronę lewą, do dużego domu.
Stoi on na wzgórzu, tuż obok starej gruszy, ceglanego budynku gospodarczego i reszty sporej posiadłości państwa Lewczuk.
Posiadłość ta, nazwana została Weedy Hill, co oznacza po prostu: "Zachwaszczone Wzgórze".
(Oficjalnie: "Zarośnięte".)
Nazwa przyjęła się tylko u jej 14-letniej twórczyni, bo reszta rodziny bynajmniej nie zaaprobowała jej.
Sama twórczyni nazwy, zarazem główna bohaterka, była teraz w lesie.
I to zarówno dosłownie jak i w przenośni, bo po raz pierwszy w życiu zbierała sama grzyby i nie do końca wiedziała co zbiera, a nie chciała przecież otruć gości, którzy mieli za tydzień ją zaszczycić.
Pochylała się więc, nad leśnym runem, raz po raz zgarniając jasne, faliste kosmyki włosów z twarzy, pociągając co chwila za dużym, zbyt czubatym, zadartym, krzywym i garbatym nosem, i wbijając spojrzenie bystrych, zgniłozielonych oczu to w książkę, to w grzyb.
W końcu wzruszyła ramionami, schowała poradnik grzybiarza do torby, z kieszeni czarnego płaszczyka wyjęła scyzoryk z obudową w kwiaty i napisem "Kaszëbe", po czym zajęła się pozbawianiem grzybni potomstwa i wrzucaniem ich do koszyka.
Grzybków było pełno.
Podejrzewała, iż to Opieńki, ale pewna nie była.
Po zakończonym grzybobraniu owinęła koszyk reklamówką, przytwierdziła go do bagażnika roweru i pominęła przez las do domu, ciesząc się jesiennym słońcem, barwami i wiatrem we włosach, zupełnie nie świadoma, że właśnie rozpoczyna się jedna z najbardziej znaczących przygód jej życia.
CZYTASZ
Pewnego razu na końcu świata I Stowarzyszenie Nieumarłych Poetów
Teen FictionTo jest jakiś inny wymiar, ale wątpię, czy możecie stracić przez to zdrowie psychiczne, Drodzy Czytelnicy. Możecie, co najwyżej, stać się trochę szurnięci. Większość książek zaczyna się od czegoś typu: „Kasia jest zwyczajną nastolatką, ale pewnego...