Rozdział 1

142 13 4
                                    

Rose's POV:

"Razem z moją mamą i tatą już od bardzo dawna planowaliśmy wyjazd do Manchesteru. Nareszcie nadszedł ten dzień, na który tak bardzo czekałam. Miałam wtedy 13 lat. Wszystko szło dobrze do czasu... Chwilę potem jak wyjechaliśmy z za zakrętu wyjechała ciężarówka. Jedyne co pamiętam z tamtego dnia to mój krzyk, pisk opon i mocne uderzenie."
Moja klatka unosiła się szybko do góry i w dół, a po policzkach spływały łzy. Próbowałam się uspokoić, niestety na marne. Czułam się jakby ktoś wciągnął mnie pod wodę. Nie mogłam oddychać ani przełknąć śliny, całe moje ciało zaczęło się trząść. Po raz kolejny próbowałam unormować oddech. Wzięłam głęboki oddech aby nabrać powietrza, które później wypuściłam. Kilka minut potem czułam jak moje ciało się odpręża i nie jest już sztywne. Do dzisiaj mam koszmary z tamtego dnia i nie umiem się ich pozbyć. Byłam jedyną osobą, która przeżyła tamten wypadek. "Czemu akurat mi musiało się to przydarzyć?" dość często zadawałam sobie to pytanie, jednak odpowiedzi na niego nie dostałam do dziś. Dopiero po 30 minutach uspokoiłam się na tyle by wstać. Spojrzałam na budzik, który wskazywał godzinę 07:30. Usiadłam na łóżku w pozycji siedzącej i wzięłam zdjęcie z mojej szafki nocnej, na którym byłam ja, moja mama oraz mój tata. Przyglądałam się mu uważnie, aż nagle w moich oczach pojawiły się łzy, które natychmiast wytarłam ręką. Położyłam zdjęcie ostrożnie na swoje miejsce i ruszyłam do łazienki wziąć prysznic. Umyłam dokładnie każdy centymetr mojego ciała. Gdy skończyłam się myć, wytarłam się ręcznikiem oraz owinęła nim. Ruszyłam cicho do mojego pokoju starając się nie obudzić reszty domowników. Z szafy wyjęłam zieloną koszulkę z białym napisem "GEEK", białe, dziurawe rurki, czarną bieliznę i czarne trampki. Szybko się ubrałam i usiadłam przy mojej toaletce. Wzięłam szczotkę i próbowałam rozczesać moje zaniedbane oraz potargane włosy. Po kilku minutach męczenia się z nimi postanowiłam je również delikatnie pokręcić. Następnie zaczęłam robić mój codzienny, delikatny makijaż, który był w sam raz dla mnie. Kiedy uznałam, że jestem już gotowa wstałam i podeszłam do mojego biurka po czym zabrałam z niego mój plecak i telefon. Założyłam moją ciepłą, czarną, skórzaną kurtkę i wyszłam po cichu z pokoju. Zeszłam na dół po dużych drewnianych schodach i skierowałam się do kuchni. Na szczęście nikogo nie było. Nie chciałam jednak ryzykować więc napiłam się tylko mojego ulubionego soku pomarańczowego i wzięłam z koszyka jabłko, które miałam zamiar zjeść w  szkole. Wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę szkoły. Szłam powoli nie spiesząc się. Uwielbiałam ten stan kiedy mogłam się zrelaksować, posłuchać szumu wiatru, który kołysze liśćmi i ptaków jak pięknie ćwierkają. Dzień zapowiadał się pogodny i wesoły, ale miałam przeczucie, że nie dla mnie. Minęło kilka minut, a ja już znajdowałam się pod budynkiem, którego szczerze nienawidziłam. Skierowałam się w stronę mojej szafki po potrzebne mi książki na lekcję fizyki (tak, jej również nienawidziłam). Szłam długim korytarzem prosto do sali 41, w której miała się odbyć lekcja. Chwilę później zadzwonił dzwonek, a następnie pojawiła się nauczycielka. Wszyscy weszliśmy do klasy i każdy usiadł na swoim miejscu. Oczywiście moje znajdowało się na samym końcu sali przy oknie. Jak mogliście się już domyśleć, a może i nie - siedziałam sama. Wyciągnęłam z plecaka książki i zaczęłam robić to co zawsze. Mam na myśli udawanie, że słucham nauczycielki gdy tak naprawdę rozmyślam nad swoim życiem. "Czemu musiałam trafić do takiej rodziny zastępczej?", "Dlaczego ten wypadek przytrafił się akurat mnie?", "Czemu tylko ja ocalałam?". Nigdy nie umiałam znaleźć odpowiedzi na te pytania. Nim się obejrzałam zadzwonił dzwonek. Szybko wrzuciłam książki z powrotem do plecaka i wyszłam z sali. W ten sposób minął mi cały dzień, jak również i każdy inny. Po skończonych lekcjach skierowałam się do wyjścia głównego i opuściłam budynek. Szłam chodnikiem prowadzącym do wyjścia z terenu szkoły. Niedaleko zobaczyłam piątkę zapewne nowych chłopaków. Nie zwracałam na nich jednak wiele uwagi, więc szybko przeszłam przez bramkę i udałam się w stronę domu. Nie chciałam do niego wracać, lecz niestety musiałam. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Otworzyłam drzwi i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam plecak w kąt i usiadłam na moim łóżku, a następnie wzięłam swój telefon i zaczęłam przeglądać Twittera. To był jedyny portal, na którym mogłabym siedzieć godzinami, a i tak by mi się nie znudził. Mogłam się wtedy odciąć od całego świata, popisać z ludźmi i poczytać ich jakże świetne tweety. Szybko jednak z godziny 15:00 stała się 20:00. Zaledwie 5 minut później usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych i kroki. "Tylko nie to" błagałam w myślach. Niestety na moje nieszczęście drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w nich stanął mój "tata".
- Rosalie! Znów kurwa żadnego pożytku z ciebie! - w jego głosie wyczułam gniew, a do moich nozdrzy doszedł zapach alkoholu. Zbliżał się krok za krokiem w stronę mnie.
- Nie proszę! Zostaw mnie! - krzyczałam, a na moich policzkach poczułam już trzeci raz dzisiaj łzy.
- O tak to nie będzie małolato! - również krzyknął i uderzył mnie w policzek, a następnie zaczął mnie mocno bić swoimi silnymi pięściami.
- Zostaw mnie! Proszę nie bij! - krzyczałam płacząc. Próbowałam się bronić, ale za nieposłuszeństwo mu dostałam jeszcze mocniej aż w końcu nie miałam siły i upadłam obolała na podłogę, a on mnie kopnął i zwyczajnie odszedł. Leżałam tak dobre kilka minut. Ledwo co dałam radę się podnieść i położyć na łóżku. Schowałam twarz w poduszkę, a ciało przykryłam kołdrą. Płakałam zadając sobie pytania. "Co zrobiłam?!", "Dlaczego mnie znowu pobił?!". Nie miałam na nic siły, jedyne co w tamtym momencie chciałam to zniknąć. Kiedy się w końcu uspokoiłam wpadłam na pomysł. Szybko wzięłam swoją walizkę, która leżała na dnie szafy i zaczęłam do niej wrzucać ubrania i potrzebne rzeczy. Postanowiłam uciec. Niestety nie mogłam zrobić tego teraz bo prawdopodobnie wszyscy są na dole, więc muszę poczekać aż pójdą spać. Przez ten czas postanowiłam posiedzieć na Twitterze i pomyśleć nad tym gdzie mogłabym pójść. Gdy usłyszałam kroki w stronę sypialni moich "rodziców" był to znak, że idą nareszcie spać. Jednak nie mogłam wyjść teraz bo były by szanse nikłe ale były by, że mogliby mnie jeszcze zobaczyć czy usłyszeć, więc nie zostało mi nic innego jak poczekać jeszcze 30 minut. Kiedy wybiła godzina 00:30 miałam pewność, że mogę już bezpiecznie uciec. Szybko chwyciłam moją, zapakowaną walizkę i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Natychmiast przekroczyłam ich próg i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie pójdę, gdzie będę teraz mieszkać obecnie liczyło się to, że uciekłam.

___________________________________________________________________________________

Jak wam się podoba rozdział? My możemy rzec, że jak na początek jesteśmy z siebie zadowolone haha (ta szczerość). Do następnego xx

Next day will be better | N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz