I

41 3 0
                                    

Dwa miesiące temu szesnastoletni grecki niewolnik o imieniu Hiacynt został nabyty przez rodzinę Larcjuszy. Najwidoczniej zabrakło im rąk do roboty, a Hiacynt miał to szczęście, że wciąż był młody i całkiem ładny, więc na targu za długo sobie nie posiedział. Prowadzony przez zarządcę po cichu modlił się o to, by jego nowe życie tym razem okazało się bardziej godne, niż poprzednie. Ostatni właściciel karał go za najmniejsze przewinienia i chłopak naprawdę się cieszył, kiedy wreszcie go sprzedano. Oczywiście zawsze mogła mu się trafić o wiele gorsza robota, chociażby praca na wsi czy w kamieniołomie, ale sądząc po kierunku, w którym szli, chłopiec przekonał się, że znowu mu się poszczęściło.

Ich posiadłość, tak jak inne domy najznakomitszych rzymskich rodów piętrzyła się na Palatynie i mieściła w sobie całą willę, obszerny ogród, mieszkającą w niej rodzinę oraz niewolników. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że przybytek ten nie był zamieszkiwany przez pierwszą lepszą patrycjuszowską rodzinę. Po dłuższych oględzinach Hiacynt śmiało mógł wywnioskować, że nawet gdyby majątek Larcjuszy magicznie zeszczuplał o połowę, prawdopodobnie ich posiadłość prezentowałaby się równie efektownie, co w tym momencie. Rozeznawał się w tych sprawach, bowiem nie pierwszy raz zmieniał właścicieli i miał doczynienia z różnymi typami bogatych ludzi.

Oceniając całą posesję pomijał kwestię budynków, gdyż nie znał się na architekturze, a rzymskie wille, mimo że ładne, zawsze zdawały mu się prawie identyczne. Jednak jeśli chodziło o ogrody, od razu było widać, że mocno wyróżniały się od typowych rzymskich podwórek z tamtych czasów. Grecki niewolnik nawet nie pomyślał, że mogą one prezentować się w takiej formie. Pierwszą wyraźną różnicą było to, że obejmowały obszar dookoła domu, zamiast kawałka ziemi w jego środku. Poza tym były naprawdę ogromne, musiały być, aby pomieścić długą listę rzeczy, które dało się znaleźć w ogrodzie. Przeróżne posągi oraz kamienne budowle jak fontanny, altanki czy rzeźbione ławeczki. Dodatki, od basenów z gatunkami ryb, o których normalny mieszkaniec Rzymu zapewne nigdy nie słyszał, po liczne wiwaria przeznaczone głównie dla lwów, a także innych przerażających zwierząt. No i, oczywiście, cała roślinność, o której Hiacynt mógłby gadać i gadać. Rosły tu niezliczone rodzaje krzewów, drzew i kwiatów, a ich określone rozmieszcze można było nazwać zarówno chaotycznym, jak i schludnym i surowym. Tak jakby mimo ewidentnego porządku, podwórko cały czas żyło swoim własnym, z lekka dzikim i jakże urokliwym życiem, nigdy nie dając do końca się okiełznać. I to wszystko współgrało ze sobą bardziej, niż mogło się wydawać, co młody grek podziwiał chyba najbardziej. Od razu można się domyślić, że całość wywierała na ludziach mocne wrażenie. Tak też było z Hiacyntem i zapewne właśnie to spowodowało, że chłopak zakochał się w nowym domu od pierwszego wejrzenia.

- Uważaj na siebie. Nie wchodź w żadne konflikty i staraj się nie denerwować właścicieli. Pod tym dachem nie skończyłoby się to dla ciebie dobrze - powiedział zarządca, odprowadzając go do pokoju w pierwszy dzień pobytu w willi. Doświadczenie nauczyło go, co mniej więcej mogło to znaczyć i z ulgą założył, że póki będzie należycie wykonywać wszystkie polecenia i nie wchodzić w głębsze interakcje z innymi mieszkańcami, nikt nie znajdzie żadnych powodów, dla których miałby się do niego przyczepić. Przez pierwsze tygodnie tak bardzo się starał, że nie byłby zdziwiony, gdyby okazało się, że pracował najsolidniej ze wszystkich niewolników w tamtym okresie. Dostał nawet za to swój własny pokoik i ładną skrzynkę na rzeczy, bo z początku musiał kisić się w pomieszczeniu z innymi dziecio-niewolnikami. Zarządca stwierdził, że Hiacynt jest na nich za stary, i że widzi w nim potencjał.

Aktualnie jego głównym celem życiowym było utrzymywanie ładu oraz porządku w ogrodzie. Większość czasu spędzał na pielęgnacji kwiatów i trawnika, okazjonalnie przypadało mu czyszczenie schodów czy okien, a czasami nawet musiał zajmować się pokojami, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Jego smykałka do roślin najwidoczniej była zauważalna już z daleka i po pewnym czasie określenie "ogrodnik" automatycznie zastąpiło zwykłego "niewolnika" jakim do tej pory był.

Ballada o Kwiecie i Wschodnim Wietrze Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz