Prolog

4.2K 438 97
                                    


PROLOG

Trzy tygodnie wcześniej

Nigdy nie sądziłem, że wybiorę się do podrzędnego baru w środku pieprzonego Teksasu (bar, swoją drogą, nosi właśnie taką, kreatywną w cholerę nazwę) tylko po to, by się tam awanturować.

Awanturować.

Serio.

Ja, Ezra Hardy, a właściwie... Harris, bo tak przedstawiłem się River (i wcale nie denerwuje mnie fakt, że ona wciąż uparcie nazywa mnie Harrym). Poszedłem. Do baru. Awanturować się.

A dokładniej: poszedłem pobić się o kobietę.

Nic nie poradzę jednak na to, że ta jedna kobieta sprawia, że wariuję, łamię wszystkie swoje zasady i zaczynam się zachowywać jak jakiś cholerny jaskiniowiec.

River Kay.

Chryste, to miało być proste.

Kiedy zobaczyłem jej błękitne oczy, zgłupiałem do reszty. W zasadzie nie słyszałem, co mówił tuż obok Caleb, nie słyszałem śmiechu tej dziewczyny stojącej przy River. Nie docierało do mnie nic. Tylko te cholerne, niebieskie tęczówki.

Serio.

Takie oczy wywołują wojny na świecie.

I pewnie wszystko potoczyłoby się zgodnie z planem, gdyby River Kay nie okazała się największą zołzą, jaką kiedykolwiek poznałem.

A przez to... zapragnąłem jej jeszcze bardziej.

Kiedy Willy przyszła do mnie z miętową herbatką będącą jej popisowym numerem (serio, kochałem babcię Kay) i powiedziała mi, że River poszła do baru na randkę, dostałem... cóż, wścieklizny, jeśli mam być szczery. Kazała mi wywalać pierdolony gnój, w którym swoją drogą nieźle się utaplałem, a sama poszła sobie na randkę.

Na randkę. Kurwa mać.

Ta baba mnie wykończy.

Przysięgam, że nigdy w życiu nie machałem tak szybko widłami. Miałem pewność, że jeśli nie skończę pracy, Kay mnie udusi, albo przynajmniej utopi w bajorku gnojówki. Wolałem nie ryzykować.

Dochodzę właśnie do drzwi Teksasu i staram się ignorować tych wszystkich podpitych małomiasteczkowych cwaniaczków. Nie jestem w nastroju na rozmowy. Wiem dobrze, że żaden z nich nie zasługuje na moją Kay i żaden nie jest jej godzien.

Ja też nie, ale to już zupełnie inny temat.

Kiedy tylko przechodzę przez próg baru, uderza mnie głośna muzyka country, smród papierosów i ciężka, przesycona testosteronem atmosfera.

Nie wiem, jak to działa, ale lokalizuję River w ułamku sekundy. Zresztą, nie jest to trudne, bo chyba wszyscy tutaj skupiają się właśnie na niej.

– Kurwa – mamroczę pod nosem, widząc, jak moje największe utrapienie tańczy na środku parkietu jakiś dziwaczny układ do najnowszej piosenki Beyoncé.

A ci idioci w barze pokrzykują jak debile.

– Woow!

– Hey!

Jebnę im zaraz, przysięgam.

Świat staje się czerwony. Zewsząd otaczają mnie moje przyszłe ofiary. A Kay ma na sobie krótkie spodenki.

Jezu.

– Dajesz, River!

– Przypierdolił ci kiedyś ktoś? – warczę odruchowo i patrzę na faceta stojącego obok mnie.

Kiedy zajdzie słońce (zostanie wydane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz