rozdział pierwszy

77 2 0
                                    

Byłam w szkole, właśnie teraz miałam mieć matematykę. Martwiłam się w chuj ponieważ pani ma oddać sprawdzian. Gdy zadzwonił dzwonek powoli weszłam do sali i udałam się na swoje miejsce. Pani wołała po kolei imiona poszczególnych osób i mówiła ich oceny aż przyszła kolej na mnie. Bałam się bo zawsze mam same szóstki ze sprawdzianów i teraz też musiała ona być, no nie? Gdy usłyszałam słowa wypowiedziane przez nauczycielkę bardzo się zleklam.
- Hailie przykro mi ale dostałaś jedynkę z tego sprawdzianu.
Nie nie nie to nie może być prawda!
-pomyslalam
Nie zbaczając na nic wyszłam z sali. Poprostu miałam dosyć. Usiadłam pod salą i zaczęłam płakać.
- Hailie? Co ty tu robisz? Nie masz lekcji? I co najważniejsze, czemu płaczesz?- zapytał się mnie mój przyjaciel Alex.
Nic nie odpowiedziałam tylko podałam mu mój sprawdzian.
- Hailie...- A(Alex)
- wiesz jaki jest mój ojczym?! Alex boję się.
- Hailie wszystko będzie dobrze. A teraz proszę cię wejdź do sali. Okej?
- dobrze.- odpowiedziałam i weszłam do sali- dzień dobry, przepraszam że wyszła z sali poprostu było mi niedobrze.
- dobrze Hailie, wracaj na miejsce.- N( nauczycielka)
Przez resztę lekcji byłam bardzo smutna ale i tak musiałam nosić moja maskę niczym z lodu skóta. Gdy wróciłam do domu od razu usłyszałam że moi rodzice są źli. Na moje nieszczęście usłyszeli jak wróciłam do domu. Mój ojczym od razu przyszedł do przedpokoju i zaczął się drzeć:( uwaga z tej strony autorka przepraszam za wszystkie przekleństwa)
- co to kurwa było?! Ty już na prawdę jesteś taka głupia?!
Nie zdążyłam nawet otworzyć buzi a mój ojczym już szarpał mnie z mamą do pokoju. Już wiedziałam co się święci. Mama zdjęła mi spodnie i zucila mnie na łóżko a ojczym zdjął pasa i zaczął mnie nim bić. Nie tak lekko i nie tylko po tyłku. Po całym ciele z całej siły. Pewnie myślicie że to koniec? Niestety nie. Dalej było już tylko gorzej. A na koniec:
- kochanie wyjdź. Muszę coś jeszcze zrobić tej dziwce.- zdjol spodnie i majtki a potem rozebrał i mnie. Szarpałam się i krzyczałam ale nic nie pomagało. Zgwałcił mnie brutalnie i bardzo boleśnie. Po tym wszystkim i on wyszedł a ja się ubrałam i położyłam spowrotem na łóżko i zaczęłam płakać aż w końcu zasnęłam. Obudziłam się jakiś czas później, gdy spojrzałam na zegarek okazało się że była 2:45. Chciało mi się pić więc poszłam do kuchni by nalać sobie wody. Gdy byłam już w kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. To nie mógł być ani mój ojczym bo on nigdy nie dzwonił dzwonkiem ani moja matka bo ona zawsze ma przy sobie klucze. Poszłam więc sprawdzić kto to a gdy otworzyłam drzwi przede mną stali dwaj policjanci ubrani w czarno granatowe mundury.
- eee dobry wieczór panom? W czym mogę pomóc?
- witam czy pani jest Hailie Monet?
- tak to ja coś się stało?
- przykro nam bardzo ale pani ojciec i mama zginęli w wypadku samochodowym. Za chwilę przyjedzie tu po panią pani z opieki społecznej i zawiezie cię na lotnisko.
- Em a czemu akurat tam?
- to wszystko wytłumaczy ci ta pani. A teraz dowodzenia.
- do widzenia.
Poszłam się spakować i już po chwili bylam gotowa do podróży. Czekałam już tylko na tą panią z opieki społecznej.
- witam- odpowiedziała z lekką oschłością pani z opieki.- chodź już dziewczyno bo za niedługo masz lot do swoich pięciu starszych braci którzy mieszkają w Pensylwanii.
( Skip time do momentu jak Hailie była już na lotnisku i siedziała w samolocie)

Lot miał trwać z jakieś sześć godzin więc postanowiłam że pójdę spać. Po jakimś czasie przystępowaliśmy do lądowania a z kąd o tym wiem z koro spałam? To proste. Poprostu stewardesa mnie obudziła. Gdy już wylądowaliśmy dostałam krótka wiadomość na telefonie brzmiącą "czekam pod apteką" od razu udałam się w tamtym kierunku wcześniej pytając ludzi. Patrzyłam czy czyjeś oczy rozbłysły na mój widok ale nic u nikogo nie zauważyłam.
- Hailie?- usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców. Odrazy się odwróciłam.
- Em tak?
- cześć. Mam na imię Shane. Miał cię odebrać Vincent ale coś mu wyskoczyło w pracy.
- okej- mruknelam cichutko.
- jesteś głodna? Bo ja to umieram z głodu szczerze.- S( Shane)
- ja nie ale jak ty jesteś to możesz ty coś zjeść.
- okej to chodź.
I poszliśmy. Mój "brat"zamówił sobie jakiegoś burgera. Zjadł go bardzo szybko a potem jechaliśmy już do domu. Do jego domu. Wiem że to dziwne ale za każdym razem gdy Shane ruszył reko zbyt blisko mnie Ja odsowalam jak najmocniej od niego nogi. To chyba normalne po tym co mi się przydarzało co nie? Za każdym razem gdy tak robiłam Shane posyłał mi nieco zdziwione spojrzenie. Jechaliśmy około dwie godziny ale gdy się zatrzymaliśmy naprawdę mocno się zdziwiłam. Bo oto mój "brat" zatrzymał się swoim już i tak w cholerę drogim autem przed mega dużą willą. Gdy weszliśmy do środka w oczy rzuciły mi się dwie postaci jedna z nich była bardzo podobna do Shana a druga wydawała się starsza. Chłopak podobny do Shana różnił się od niego tym że Shane nie miał tatuaży a ten chłopak je miał. Ten drugi ten starszy miał blond włosy i lekki zarost.
- Hailie to Tony, Tony to nasza siostra Hailie.- przedstawił nam sobie Shane.- a to jest Will.- tutaj wskazał na blondyna.
- Em hej?- zaczęłam.
- Hej- odburknal Tony.
- Hej malutka- powiedział Will.
- dobra chodź. Zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Szłam z Shanem przez dobre kilka minut. Przechodziliśmy obok drzwi z jakimiś literkami a Shane tłumaczył mi że są to pierwsze litery imion moich pozostałych "braci". Gdy doszliśmy do tych oznaczonych literka H zatrzymaliśmy się a Shane przemówił:
- tutsk jest twoj pokój. Wejdź.- powiedział a ja nacisnęłam klamkę.- jak coś to potem przyjdę po ciebie i pójdziemy na kolację. Okej?
- dobrze- odpowiedziałam cichutko.
Postanowiłam wyjść na balkon i pooddychać świeżym powietrzem. Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę. Siedziałam sobie  troche czasu gdy usłyszałam że ktoś wyszedł na balkon obok.
- Jezu Vince ją tu wziął? Nie mógł jej oddać do nie wiem domu dziecka czy coś?
- też nie wiem ale powiem ci jedno Tony masz rację. To nie miejsce dla niej.
- dobra Dylan chodź idziemy na kolację.
- no dobra.
Wróciłam do pokoju. Było mi bardzo przykro. Co ja im zrobiłam? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi.
- proszę.- odparłam smutno.
- siema. Chodź już na kolację.
Razem z Shanem poszliśmy na kolację gdzie byl już każdy oprócz Willa.
- witam cię Hailie. Jestem Vincent i zostałem twoim prawnym opiekunem.
- Em dzień dobry?- powiedziałam cichutko poraz tysięczny tego dnia.
Zajęłam miejsce pomiędzy niestety Tonym a Dylanem. Widać było że i oni nie są z tego faktu zadowoleni.
Siedziałam z chłopakami i czekaliśmy na Willa gdy ktoś wszedł do pomieszczenia.

................................
Hej tu autorka!
Jak wam się podobało to strzelcie w gwiazdkę a jeżeli macie jakieś sugestie to piszcie😉♥️  miłego dalszego czytania

Miłego dnia/wieczoru/nocy
Bajo😘


Rodzina Monet- podwójne życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz