23. Lilli, nie rób mi tego

47 11 12
                                    

LILLI

Odłożyłam telefon, po czym westchnęłam głęboko, zapisując w notatniku datę nowego terminu spotkania mecenasa Wilkera z panem Hartmannem. W tym samym czasie z gabinetu wyszedł klient.

— Do widzenia, panu. — Pożegnałam się z nim, uśmiechając się lekko.

— Do widzenia — odparł i zniknął za drzwiami.

Wstałam z miejsca, po czym weszłam do gabinetu mecenasa, żeby zabrać filiżanki po kawie. Mężczyzna uniósł głowę znad dokumentacji, po czym zmrużył oczy, taksując wzrokiem moją sylwetkę. Nie znosiłam, gdy to robił, a niestety zdarzało się to często, chociaż nie pracowałam tu zbyt długo.

— Ta spódnica nie jest za długa? — odezwał się nagle, odchylając na fotelu. 

Wyprostowałam się zszokowana i przez chwilę zabrakło mi słów. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, jak zareagować, a po chwili pomrugałam powiekami, wyrywając się z marazmu.

— Słucham?

— Od jutra masz przychodzić w spódnicy, która kończy się w połowie ud — mówił, mierząc mnie wzrokiem. Po chwili wstał i podszedł do mnie, okrążając, by wrócić na miejsce, a ja stałam jak sparaliżowana. — Tak nosiły wszystkie twoje poprzedniczki i ty też masz się tak ubierać. Bluzka ma mieć odpięte trzy górne guziki, gdy są zapięte pod szyję, twoja twarz robi się mocno okrągła, a buty mają być na szpilce, a nie na... takim czymś. — Patrzyłam na niego zszokowana, a w mojej głowie pojawiła się myśl, że to jakiś żart.

— To... słupek. — Wydukałam w końcu. — W takich butach wygodniej się chodzi.

— Mają być na szpilce — mruknął. — Rozumiemy się?

— Tak, panie mecenasie. — Przytaknęłam, a on ponownie pochylił się nad dokumentacją.

— Za ile mam kolejnego klienta? — zapytał nagle, gdy już miałam wyjść z jego gabinetu.

— Niecałe czterdzieści minut.

— Świetnie. Teraz nie ma mnie absolutnie dla nikogo.

— Oczywiście — odparłam, po czym wyszłam z pomieszczenia z szybko bijącym sercem.

Stałam w socjalnym, myjąc filiżanki i zastanawiając się, czy właśnie stałam się ofiarą molestowania seksualnego. Ubierałam się schludnie i stosownie do miejsca pracy. Chciałam wyglądać na osobę kompetentną, a teraz poczułam się, jakbym miała tam być dla wizualnych uciech mecenasa. Nie podobało mi się to. Na dodatek słysząc o swoich poprzedniczkach, zaczęłam się zastanawiać, ile ich było, bo przecież ta kancelaria istniała zaledwie od dwóch lat. Przygryzłam palec, rozmyślając nad tym wszystkim, bo coś mi tutaj przestało pasować.

Zwróciłam głowę, gdy usłyszałam, że ktoś wszedł do środka, więc szybko wyszłam z socjalnego. Uśmiechnęłam się lekko i przywitałam z młodą kobietą, która obdarzyła mnie niechętnym spojrzeniem. Bez słowa ruszyła w kierunku biura mecenasa, więc zastawiłam jej drogę.

— Była pani umówiona? — zapytałam grzecznie, a ona parsknęła śmiechem.

— Ja nie muszę się umawiać. — Zaprzeczyłam ruchem głowy, przez co spojrzała na mnie z wyższością. — Mogę wchodzić bez zapowiedzi.

— Pan mecenas jest teraz zajęty i nie życzy sobie, żeby mu przeszkadzano — powiedziałam, ale ona niespodziewanie mnie popchnęła, a gdy się zachwiałam, wykorzystała to i wkroczyła do biura mojego szefa.

— Co jest? — zapytał, podnosząc głowę

— Przepraszam, panie mecenasie. Mówiłam tej pani, że jest pan zajęty, ale...

Jeszcze przyjdą lepsze dni [Stephan Leyhe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz