Przygoda Cloe zaczynała się już w czasach dzieciństwa, gdzie razem z swoimi siostrami Clare oraz Camil postanowiły zostać poszukiwaczami przygód. Ich rodzice nie mogli im tego zabronić, gdyż sami prowadzili taki styl życia. Trojaczki były tak do siebie podobne, że nawet rodzice mieli czasami problem je rozróżnić. Dziewczynki zaczęły swój trening w bardzo młodym wieku. Każda osoba była zaskoczona skoordynowaniem tej trójki. Umiały dostosować się do siebie bez słów. Matka podczas nauk wali mieczem nie raz zmuszana była do używania brudnych zagrywek by pokonać niesforne córki. Prawdziwa przygoda "pomarańczowej trójki" zaczęła się po przyjęciu do Gildii Smoczego Oddechu.
Gdzie starzy kompani rodziców przekazali im swoje wiedzę. Przez swoje umiejętności współpracy za radą jednego z awanturników Garemona. Skierowały się w góry Walohin, oddzielające 2 królestwa od siebie. Największym ich problemem były wszechobecne wierny. Skrzydlate bestie, które z pobliskich lasów i pól kradły zwierzynę. Wszyscy za wszelką cenę chcieli je tępić. Pomimo ich siły, nie były trudne w pokonaniu. Trójka sióstr po przybyciu na miejsce. Znalazły jedną z miejscowych tawernę, gdzie wynajęły pokój. I od razu zaczęły swoją pracę. Znikały na tydzień, góra półtora. Ale zawsze wyruszały jak i wracały w trójkę. Czasami z pełnymi rękoma. Czasem mocno poobijane. Parę razy nawet skłócone i obrażone na siebie. Lecz chwilę potem w trójkę opinały udany powrót przy nalewce z cytrusów (alkohol robiony przez ich ojca. Specjalnie sprowadzany na ich życzenie do karczmy), nie raz tworząc masę uśmiechów i radość będącej w karczmie gawiedzi. Zawsze chętnie do zabaw, tańca i uśmiechu w swoim życiu. Stroniły od mężczyzn, lecz plotki mówiły o kobietach wymykających się późną nocą z pokoju w karczmie.
Niepokój wzrósł gdy wiwery zaczęły porywać ludzi. Nikt nie widział powodu zmiany zachowań bestii. Ale gdy tylko przechodziła taka informacja, dziewczyny odraz ruszały w drogę. Wiedziały, że liczą się godziny. Wyprawy te różnie się kończyły. Najczęściej udawało się uratować porwane osoby. Czasami zdarzało się, że te nie przeżywały, lecz dawały radę znaleźć i znieść ciało. Z pustymi rękoma wróciły ledwie kilka razy. Ludzie w wioskach nie raz prosili by się nie zapuszczały w góry z powodu niebezpieczeństw, ale te nie słuchały tych próśb. Do czasu 47 wyprawy. "Czarnej wyprawy" w środku nocy ktoś walił do drzwi w gospodzie. Gdy tylko usłyszały o porwaniu kolejnego człowieka, miejscowego zielarza Matinsa, półprzytomne przygotowały sprzęt i przed świtem wyruszyły w drogę. Tej nocy nie było na niebie księżyca oświetlającego im drogę. Lecz nie zraziło to dziewczyn przed wyruszeniem. Wzięły wóz I skierowały się w góry. Każda z nich przez jakich czas prowadziła wóz, gdy pozostała 2 starała się przespać. Wszystko wydawało się jak zwykle. Do czasu przybycia w góry. Wielka wschodnia ściana wydawała się nie bym chętną na wspinaczki. Te jednak zdawały się nie zainteresowane kaprysami gór. Na moment przed świtem już zaczęły się piąć w górę. Z uśmiechem powitały promienie słoneczne wychodzące za horyzontu.
Clare najwyżej, cicha liderka tego zespołu. Zakładała kolejne zabezpieczenia, ale też jako najzwinniejsza pięła się w górę. Parę metrów za nią Cloe, uzbrojona w kuszę oraz krótki miecz. Nie raz ratująca nieciekawą sytuację. Za nimi Camil najsilniejsza ze wszystkich zajmująca się głównie sprzętem. Ale też upewniając się co do mocować. Z uśmiechem powitały promienie słońca oświetlające ich pomarańczowe twarze. Lecz po chwili do uszu dziewczyn dobiegł straszny dźwięk.
Pękającego kamienia. W moment Cloe straciła skałę pod sobą. Widząca to Clare rzuciła się by pomóc siostrze. Lecz jej zabezpieczenie nie trzymało wagi. Również puściło, w locie złapała Cloe. Camil nie zdarzyła nawet zareagować. Po chwili lotu uderzyły o mniej strome skały po których przeturlały się kawałek i zatrzymały się. Bardzo ogłuszona Cloe sięgnęła po kamień teleportacji który obiecały sobie wszystkie użyć w kryzysowej sytuacji. Każda z sióstr miała na sobie runę do przenoszenia. Aktywowała kamień krótka inkantacja, po czym przeniosła się do wioski. Ogłuszoną szybko ludzie zanieśli ją do okolicznego klasztoru, gdzie bardzo szybko zajęli się dziewczyną. Po 2 tygodniach dziewczyna wybudziła się ze snu. Przy niej siedział ojciec i matka. Widziała ich pierwszy raz o wielu lat lat. Z trudem zapytała o siostry. Rodzice jedynie przycisnęli jedyną córkę do piersi. Nie widziała co się dzieje.
"Przecież kryształ miał przenieść całą trójkę" mówiła. Lecz jako odpowiedź usłyszała, że kryształ działa na żyjących. Po przybyciu na miejsce wypadku. Znalazła jedynie rozerwane przez szpony plecaki. Ciał nie było. Cloe nie umiała odpuścić.
Przysięgła, że dopóki nie znajdzie znajdzie sióstr. Żywych czy martwych. Będzie zapuszczać się w te góry. Będzie ratowała ludzi. I będzie wybijać wiwerny. Lecz od tego czasu w jej oczach widać matowy topaz. Włosy wybielały od podróży. A z ust znikną uśmiech śpiewający wesołe pieśni. Za każdym razem, gdy wraca z wyprawy. Kupioną butelkę wylewa na opodal stojąca kapliczkę postawioną ku "pomarańczowym". Po czym sama zamyka się w pokoju. Lecz nie mija więcej niż 3 dni. Zawsze potem wraca w góry. Nikt już nie umie zliczyć ile góry zdobyła "ostatnia pomarańcza". I nikt nawet nie umie wyobrazić sobie, ile wypraw ją będzie jeszcze czekało
YOU ARE READING
nie powiązane
عشوائيlużne moje pisanie taki bardziej brudnopis na przyszłe projekty/postacie które czasami walają się w szufladzie/dyski