Prolog - Północ Kraju Krasnojarskiego, Marzec

2 0 0
                                    

UAZ powoli ale stanowczo przedzierał się przez tajgę. Ivan co chwilę przeklinał samochód pod nosem. Mimo wielu lat współpracy auto nie dawało łatwo się prowadzić i dawało się kierowcy we znaki przy każdym przejeżdżanym korzeniu czy też powalonej gałęzi. Borys w tym czasie sapał na zimną szybę i rysował palcem kobietę z nad wyraz przerośniętym biustem.

-Hehe – zaśmiał się.

- Stul dziób – rzucił surowo Ivan. – Nie dasz rady prowadzić, chuj z tym. Ale przynajmniej mi nie przeszkadzaj – dokończył akurat kiedy najechał na jakiś ogromny korzeń i stracił panowanie nad kierownicą.

- Kurwa! – krzyknął Borys jak UAZ podskoczył na drodze i z impetem wleciał w kałużę błota. – Ostatni raz daję ci prowadzić – dodał.

- A bierz se tego złoma -warknął Ivan w odpowiedzi waląc rękami w kierownicę. – Jakbyś był w stanie ustać na nogach to nie mielibyśmy tego problemu. Ja tu tylko mam robić kontrolę – wypomniał Borysowi. – Ty masz mnie wozić jak księżniczkę i dbać aby włos mi z głowy nie spadł – mówił wychodząc z auta.

- Jebane mieszczuchy – warknął Borys pod nosem otwierając drzwi od strony pasażera. Zeskoczył jak zwykle na ziemię, jednak tym razem jego nogi nie wylądowały na twardej glebie. – Co jest kuźwa – rzucił zapadając się w błoto.

- Globalne ocieplenie – odpowiedział Ivan który też wygrzebywał się z błota. – Wszędzie tu pod glebą jest lód. Temperatura wzrasta, lód topnieje, a my mamy to – wyjaśnił otrzepując buty z błota. Borysowi po kilku sekundach udało się wydostać z błotnej kałuży. Stanął pod pniem ogromnego świerku. Spojrzał na samochód utkwiony w błocie. Nigdy w życiu nie widział tak wielkiej kałuży, a zaczął pracować w tajdze jak jeszcze nikt w Rosji nie słyszał o Putinie.

- Ale że aż takie wielkie – westchnął. – Nawet jakby tu była droga to by się zapadła.

- Pewnie tak – odpowiedział Ivan otwierając bagażnik UAZa. – Jak już stoimy to równie dobrze mogę przeprowadzić tu obserwację. Pójdę na polane za drzewami a ty w tym czasie wyciągnij auto – rzucił zakładając torbę na ramię.

- Mhm – mruknął Borys. Nienawidził gówniarza. Przyjechał ze stolicy po jakiś studiach geologicznych na jakieś badania. Wiele razy tłumaczył Borysowi na czym one polegały, jednak ten miał to za głęboko w dupie żeby się przejąć. Jego zadaniem było jedynie wożenie go po terenie UAZem starszym od Ivana po tajdze.

- Przynajmniej nie musze dymać w tartaku – pocieszał się pod nosem rozwijając linkę od wyciągarki. Rozciągnął ją tak żeby dostała do oddalonego o jakieś pięć metrów drzewa za autem. Następnie wrócił do samochodu, tym razem po stronie kierowcy. Zasiadł za kierownicą i odpalił silnik. Spod maski zaczęło się wydobywać nieregularne warczenie. Borys wrzucił wsteczny i zaczął lekko dodawać gazu. Z wyczuciem. To było najważniejsze. Nie mógł dać za dużo po przednie koła jedynie zagrzęzłyby jeszcze bardziej w błocie. W tym samym czasie nacisnął przycisk sterowania wyciągarką. Linka napięła się i zaczęła strzelać. Borys dał więcej gazu. Koła posłusznie kręciły się coraz szybciej, jednak nie za szybko. Po krótkiej walce samochód stał już pewnie czterema kołami na twardej nawierzchni. Borys zgasił silnik i wyszedł zwinąć linę. Po wszystkim Ivan dalej nie wracał. Zamiast iść go poszukać Borys wolał oprzeć się o drzewo i zapalić papierosa. One, w przeciwieństwie do Ivana, pomagały mu na kaca.

Po wypaleniu dwóch szlugów Borys zaczął się niecierpliwić. Papierosy pomogły na kaca i zaczynał się robić głodny, a nawet jakby wyjechali teraz to czekało ich co najmniej dwie godziny jazdy. Ruszył więc w stronę gdzie zniknął wcześniej Ivan i zaczął przedzierać się przez gęste drzewa. Ivana znalazł na polanie, niedaleko za linią drzew. Klęczał przy jakimś kwiatku i zawzięcie notował coś w zeszycie.

- Długo jeszcze? – krzyknął do niego Borys. Ivan odwrócił się w jego stronę nie przerywając notowania.

- Chodź tu! – krzyknął do niego. – Widziałeś to kiedyś? – spytał kiedy Borys do niego dotarł. Ivan wskazywał na niewielki kwiatek.

- No wygląda trochę jak lwia paszcza – odparł. – Możemy już iść?

- Chwila... - odpowiedział. – Po dziś chyba się już nie zobaczymy – dodał po chwili. – Tu są takie zmiany że się w skali nie mieszczą. Kilka metrów zmarzliny się roztopiło. Musimy przyjechać z lepszym sprzętem – mówił przejęcie Ivan. – Odpalaj auto i wracamy. Na bazie spakuje się i jedziemy na stacje. Musze zdążyć na pociąg to Moskwy. A ty jedziesz ze mną – dodał zrywając kwiatek i wsadzając go do kieszeni.

Przez całą drogę do bazy Ivan ani razu na sekundę nie oderwał wzroku od notesu. Borysowi się to podobało, głowa przestawała już go boleć ale i tak wolał jechać w ciszy. Na bazie zdążył zjeść pęto kiełbasy myśliwskiej i wypić klina. Potem odwiózł Ivana na jedyną stację kolejową w promieniu stu kilometrów.

- Dziękuję – Ivan przerwał ciszę w aucie. – Może nie zawsze się nam układało ale to była owocna współpraca – dodał wyciągając rękę do Borysa.

- Tak, tak. Mi też się podobało – odpowiedział ściskając niedbale dłoń Ivana. – Uwielbiam wycieczki przyrodnicze – odparł sarkastycznie. Cieszył się że Ivan da mu już spokój. Przez dziesięć miesięcy niańczenia geologa miał go już serdecznie dosyć. – A tak się spytam – dodał po chwili. – Na chuj ci ten kwiatek?

- Narzeczonej dam – odpowiedział.

- Myślisz że czekała prawie rok na ciebie? – zaśmiał się Borys. – Nie chcę cię rozczarowywać ale moja Lea przyprawiła mi rogi po połowie roku już – dodał. Ivan wyraźnie spochmurniał. – Nie no weź młody. Będzie dobrze – spróbował go pocieszyć. – Teraz czasy inne i tak dalej.

- Ta, niby tak – odparł, ale nie odezwał się już przez resztę drogi. Na stacji pożegnał się z Borysem i zaczął czekać na pociąg. Oczywiście miał opóźnienie, a na stacji oczywiście nie było nawet łazienki (nie licząc budki z dziurą w ziemi). Kiedy pociąg w końcu dotarł Ivan zajął miejsce w pustym wagonie. Ściągnął z siebie puchówkę i rozłożył na siedzeniu obok. Torbę podłożył pod ramię wykorzystując ją jako poduszkę. Czuł, że sen nadchodzi szybko. Na chwilę przed zaśnięciem wyciągnął z kieszeni kwiat i przyjrzał mu się. Mógł przysiąść, że płatki zmieniły kolor, jasnożółtych na całkowicie białe. Nie zauważył żółtego pyłku zapełniającego jego kieszeń. Schował kwiat do kieszeni i spróbował zasnąć.

Jak tylko wystawił nogę na peron w Moskwie złapał go straszny kaszel. W tajdze może i było zimno w chuj, ale przynajmniej powietrze było czyste – pomyślał.

Niewiedział, że właśnie przyprowadził do stolicy nowy, inwazyjny gatunek. Tym bardziej Niewiedział, że wydał właśnie wyrok śmierci na miliony ludzkich istnień. 

Pulvis MortisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz