Gdy się obudziłam okazało się, że jestem w szpitalu. Nagle drzwi od sali się otworzyły i wparowała przez nie moja mama.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś? -nie rozumiałam o co jej chodzi- To twoja wina. Zabiłaś go. To przez ciebie on nie żyje.
Wyłączyłam się nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Kogo zabiłam?
Nagle zrozumienie przeszło przez moje ciało. Przypomniałam sobie. Ale czy to znaczy, że on nie żyje?Zabiłam go.
Zabiłam go.
Zabiłam go.
On nie żyje przeze mnie.
Mój kochany tatuś.
-AAAA- krzyknęłam, ile sil w płucach- to tylko koszmar, to tylko koszmar-powtarzałam w myślach jak mantrę.
Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 7:20. O KURWA. Zaspałam. Chciałam jak najszybciej wstać z lóżka, lecz nie przewidziałam ze moja noga zawinie się w kołdrę i polecę jak deska na podłogę.
-Mad masz 20 minut-zapomniałam ze moje auto po ostatnim wyścigu musiało pójść do serwisu, ale pocieszające było to, że dzisiaj po szkole Luca zawiezie mnie po odbiór.
Lucas Castiere mój starszy brat. Ma 19 lat. Jest brunetem z zielonymi oczami. Jest ode mnie wyższy o około głowę. Skończył szkole rok temu i aktualnie pracuje na siłowni jako trener. To on opiekował się mną jak reszta zawiodła.
Wstałam i popędziłam do łazienki. Umyłam zęby, twarz, pomalowałam się jak zawszę i wróciłam do pomieszczenia. Mój pokój urządzony był jak każdej zwykłej nastolatki. Tyle, że ja nie jestem zwykłą nastolatką. Duże łóżko, biurko, toaletka i inne meble. Z jednej strony miał drzwi do garderoby, która swoją drogą była dosyć duża, a naprzeciwko drzwi do łazienki, zrobionej w odcieniach bieli i czerni.
Ubrałam czarne spodnie cargo, biały top na ramiączkach i szarą bluzę. Był początek kwietnia, więc było stosunkowo ciepło. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni. Zastałam w niej moją matkę.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
-W co ty się dziewczyno ubrałaś? Wyglądasz jak jakiś kocołuch- odezwała się moja matka- Dobrze, że ubrałaś tą bluzę przynajmniej nie widać twojego odstającego brzucha. - oczywiście musiała skomentować mój wygląd, bez tego jej dzień nie miałby sensu.
Moja matka Kathrine Castiere. Czarnowłosa kobieta o brązowych oczach. Wysoka z idealną sylwetką. Od śmierci taty mnie nienawidzi. Uważa, że to moja wina. Że to przeze mnie zmarł.
- Daj już spokój mamo- wtrącił się mój brat, schodząc po schodach. Jego mama zawsze traktowała z szacunkiem. On jest synkiem mamusi, ja byłam córeczką tatusia...
- Spójrz tylko na nią, wygląda jakby coś ją przejechało-wywróciła oczami, ale już więcej się nie odezwała.
Wzięłam do ręki jabłko i poszłam ubrać buty. Prawdę mówiąc przez te jej komentarze ode chciało mi się jedzenia, ale nie mogę znowu wylądować w szpitalu przez głodzenie się.
Tak kilka lat temu, przez te jej uwagi dotyczące mojego wyglądu trafiłam do szpitala przez wygłodzenie organizmu. Ty masz zamiar to zjeść? Ty tyle zjesz? Nie za dużo? Spójrz na siebie w lustrze. Brzuch ci odstaje, zrób coś z nim. Po powrocie dzięki Lucasowi te ocenianie mnie się ograniczyło do jednego komentarza dziennie. Nie jest źle, zawsze mogło być gorzej.