Niestety jego stan postanawia postąpić wbrew jego życzeniom.
Jest już 15 minut spóźniony na spotkanie z Ratio, a ciało blondyna postanawia wypluć płatki i małe kwiatki wraz z krwią, której zdecydowanie nie może ukryć, nawet gdyby próbował.
Po chwili usłyszał pukanie.
Zebrał płatki, kwiaty i wrzuca je do najbliższego kosza na śmieci. Niestety, nie potrafi ukryć zakrwawionego dywanu w swoim pokoju hotelowym.
Ratio wita się z nim i zatrzymuje na ten widok.
– Aventurine?
Blondyn podnosi lekko wzrok, wycierając ślinę i krew z ust.
– Hej doktorku...
– Co się stało?
– To i owo się stało. – Hazardzista zakaszlał ponownie.
Ratio zmarszczył brwi. Ruszył do kuchni, żeby przynieść blondynowi szklankę wody. Widok jego towarzysza zakrwawionego w ten sposób wyrył się w jego pamięci, nawet gdyby chciał się pozbyć takiego obrazu. Ostatnią rzeczą jakiej chce jest to, aby Aventurine został jeszcze bardziej dobity niż dotychczas.
Ratio wrócił do miejsca, w którym znajduje się blondyn, gdy jego myśli przerwał gwałtowniejszy kaszel.
Aventurine próbował mu powiedzieć, żeby pozostał tam gdzie jest, ale między kaszlnięciami nie mógł wydusić ani słowa.
Ratio stał jak skała, gdy ponownie zobaczył blondyna.
Jest więcej krwi... i płatków...?
Usłyszał przekleństwa ze strony drugiego mężczyzny, jakby desperacko próbował zatrzymać swoje ciało. Przestać pokazywać Ratio, jak żałośnie teraz wygląda. Jego ciało nie słuchało i nadal kaszle.
Ratio podszedł do niego, stawiając szklankę z wodą na pobliskim stole, po czym delikatnie potarł dłonią plecy Aventurina.
Powiedzieć, że trudno go takim widzieć, to mało powiedziane.
To jest bolesne.
Kiedy kaszel ucichł, odezwał się pierwszy Ratio.
– Kto?
Aventurine wziął głęboki oddech.
– Nie ma znaczenia.
– To ma znaczenie. Kto to jest? Musisz powiedzieć tej osobie.
– Nie muszę. – W głosie Aventurina dało się usłyszeć wyraźną oznakę frustracji.
– Aven—
– On nie musi wiedzieć!
Blondyn znów przeklnął. Przejęzyczenie.
– ...On?
Aventurine gwałtowanie wziął wdech. Przyjął szklankę wody, którą postawił Ratio, upił łyk, zanim znów się odezwał.
– On i tak nie czuje tego samego. Nie stresuj się tym doktorku.
– Dlaczego mu nie powiesz? W ten sposób będziesz mógł poczuć się lepiej. Pozbyć się choroby.
– Ja nie... – Awenturyn wzdycha – Nie chcę tego ryzykować, okej?
Ratio widzi wyraz twarzy blondyna. Desperacka chęć ukrycia swojego stanu... ukrycia uczuć.
Aventurine nie jest typem, który po prostu zakochuje się w kimkolwiek. Oznacza to, że kimkolwiek ta osoba jest, jest to ktoś, kto go rozumie.
Ktoś, kogo i on rozumie.
Ktoś, komu Aventurine ufa i spędzanie czasu z tą osobą nie jest tylko w interesach. Nie dla rozrywki, ale naprawdę chce spędzić z nim czas.
Ratio wstrzymał oddech, gdy zaczął składać elementy w całość, a Aventurine się zbiera. Boi się tego, co powie Ratio.
To przerażające.
– To ja? – Takie przerażające...Kiedy Aventurine nie odpowiada, Ratio nadal naciska. – Aventurine, proszę, odpowiedz mi. – spróbował znowu Ratio.
Błaga. Aventurine kręci głową i odmawia odpowiedzi.
Ratio zaczął naciskać jeszcze mocniej. On musi wiedzieć.
– Aventurine – Ratio bardzo chce to wiedzieć – Aventuri-
– Tak, to jesteś ty...! – Hazardzista wypuszcza drżący oddech.
Jego głos jest cichy i wrażliwy.
Kruchy.
– To ty... Ratio. To ty. – Aventurine drżał, nawet bardzo. Ratio spróbował złapać go za ręce i na szczęście blondyn mu na to pozwolił.
– Dlaczego zdecydowałeś się... nie mówić mi? – Dłonie hazardzisty mocniej zacisnęły się na dłoniach Ratio.
– Ponieważ... Ponieważ nie chciałem ryzykować naszego partnerstwa. Nie chciałem choć raz ryzykować... – Aventurine nadal mocno się trzymał jego dłoni – Nie chciałem, żeby ktoś taki jak ja obciążał cię takim ciężarem. Nie chciałem, żebyś mnie nienawidził za to, że cię kocham.
Ratio nie wie dlaczego. Nie rozumie, dlaczego Aventurine pomyślał w ten sposób. Musi coś wyjaśnić. Musi wyjaśnić blondynowi, że nienawiść jest ostatnią rzeczą jaką czuje, gdy jest z nim.
– Dlaczego, do cholery, myślisz, że...? – Zapytał Ratio z niedowierzaniem i zranieniem. Aventurine nie patrzy nawet na niego, trzyma głowę spuszczoną.
Boi się, co powie Ratio... jaki jest jego wyraz twarzy...
Ratio musi to powiedzieć.
Musi.
– Ale ja cię kocham, Aventurine.
Blondynowi zaparł dech w piersi i powoli podniósł wzrok na mężczyznę, który jest na tym samym poziomie co on. Na poplamionej krwią podłodze. Na ziemi. Nie jako jednostki posiadające pewien status, ale dwie zwykłe osoby.
– Ty co...?
– Kocham cię. – Ratio powtórzył się bez wahania.
Aventurine puścił jego ręce, próbując go odepchnąć, ale Ratio delikatnie chwyta go za ramiona. Zaśmiał się, sfrustrowany i pusty.
– Jeśli to jakiś żart, który ma poprawić mi humor, to sugeruję żebyś przestał...
– To nie żart. – Ratio powiedział stanowczo – To ani przez chwile nie był żart. Moje uczucia do ciebie są prawdziwe, Aventurine. Więc proszę, wpuść mnie. – Jedna jego dłoń chwyta dłoń blondyna, a druga delikatnie łączy ich czoła. Na szczęście Aventurine mu na to pozwala.
– Nie zmienisz zdania, gdy tylko dzień się skończy...?
– Nawet jeśli dzień się skończy, moje uczucia do ciebie pozostaną. Kocham cię. Kocham cię Aventurine.
Zauważył, jak usta hazardzisty drżą. Jego dłonie przesunęły się z rąk Ratio na jego twarz, próbując przyciągnąć ich bliżej siebie.
Kaszel ustaje, a Aventurine wydaje się dużo lżejszy.
O wiele lżejszy i o wiele cieplejszy.
– Naprawdę? Nie żałujesz?
– Nigdy nie będę cię żałować, Aventurine.
Po raz pierwszy dzisiaj Aventurine uśmiechnął się do niego. Prawdziwy i szczery uśmiech.
– Kocham cię, Veritas...
Żadne płatki nie opadają już tego dnia, ani kwiaty nie wyrosły w jego wnętrzu.
Rozkwitło tylko ciepło i żadne z nich nie osłabło z powodu tego uczucia.
Nigdy im się to nie znudzi.
CZYTASZ
I wish the flowers won't bloom | ratiorine
FanfictionWierzy, że jego uczucia do Ratio już na zawsze będą jednostronne. Tylko żeby on to czuł.