KATAKUMBY

259 12 4
                                    

             Oparłem się o stojące przy ścianie biurko, biorąc głębszy oddech. Jako że robienie takich rytuałów jest męczące dla obu stron, zarówno opętanego jak i egzorcysty, czułem się bez sił. Jednak nie miałem czasu odpocząć, dlatego tylko wypiłem duszkiem szklankę wina mszalnego i akurat gdy miałem wychodzić napotkałem wchodzących do środka chłopaków.

             — Już jeste... Co ci się stało w szyję? — spytał zaskoczony mulat.

             — Nieważne, później wam opowiem.

             Czym prędzej poleciałem do podziemi i zmiotłem kurz z „ołtarza”, który tak naprawdę był kawałkiem łysej podłogi ze złotym, nieco spalonym pentagramem na środku.

             Wciąż słyszalne z oddali syreny stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu dało się usłyszeć, że konwój zatrzymał się przed zakonem.

             Nagle z mroku panującego na schodach wyłonili się ministranci.

             — Pastor, co się dzieje skoro przyjechali tu całym konwojem i to z długimi?! — krzyknął Dia.

             — To właśnie sprawka Pisiceli. — wskazałem na szyję.

             — To wygląda naprawdę okropnie. — przyznał San.

             — Dobra Dia, ty kropisz wodą święconą, a San macha kadzidłem. Tylko nikogo tym żelastwem nie walnij.

             — Spokojnie, to był wypadek. — wymamrotał.

             Przy ostatnich egzorcyzmach San omal nie trafił opętanego kadzidłem, tak nim zawzięcie wywijał. Później cały tydzień musiałem wietrzyć katakumby.

             Po chwili w podziemiach zjawili się policjanci, prowadzący zakutego Pisicelę, który ciągle krzyczał, szarpał się i klął na nich po łacinie. Akurat przekleństwa w tym wymarłym już języku znałem wszystkie, tak wiele razy ich słyszałem.

             — Co zamierzasz z nim zrobić? — spytał Montanha, podchodząc do mnie.

             — To zależy od tego, czy zechce współpracować. — powiedziałem szczerze. — Dajcie go tu na środek.

             — Nie możemy go puścić.

             — Musicie. W pentagramie mogą być tylko opętany i egzorcysta, czyli pan Pisicela i ja.

             — A jak znowu cię zaatakuje? Nie ma innego wyjścia?

             — A czemu pan się tak o mnie martwi, panie Montanha? — spytałem z uśmieszkiem na twarzy.

             — Bo jestem szefem jednostki LSPD i moim obowiązkiem jest chronić obywateli, pastorze. — mruknął, jednak uciekł wzrokiem w bok.

             — Mhmm... A pan powinien odpocząć po tym opętaniu, a nie tu być.

             — Nie zostawię żadnego ze swoich ludzi w potrzebie. — oznajmił z nutką dumy w głosie.

             — Rozumiem, ale prosiłbym udać się później na odpoczynek.W każdym razie nieważne, przejdźmy do rytuału.

             — Jesteś pewien tego, że mamy go puścić?

             — Tak. Po tym, jak wejdę do pentagramu jego krawędzie albo będą świecić, albo się zapalą. To zależy od potęgi demona, który go opętał. Wtedy do końca rytuału ani ja, ani opętany nie może wyjść ze środka, to trochę jakby pojawiły się niewidzialne ściany, więc byłbym wdzięczny, gdyby panowie nie celowali do nas z broni. — spojrzałem krytycznie na policjantów. — I choćby nie wiem co się działo, pod żadnym pozorem nikt nie może do środka wejść. Da się, bo te niewidzialne ściany działają tylko w jedną stronę, ale to jest surowo zabronione.

Opętany • MORWIN  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz