Po wypadku w klubie długo do siebie dochodziłam. Cały czas byłam w szoku. Cieszyłam się, że mieszkałam sama, przynajmniej nie musiałam tłumaczyć mamie, co zaszło między mną a Dave'em. Z drugiej strony czułam się samotna. Zamknięta w czterech ścianach, potrzebowałam rozmowy, wsparcia. Tymczasem, jedyną formą pomocy był mój kot, który od czasu do czasu kładł się obok mnie na kanapie. Wszystkie sceny z wypadku kręciły mi się po głowie, powodując uderzenia zimna. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek będę w stanie spojrzeć na Dave'a tak samo jak dotychczas. Przez całe 2 lata nie zauważyłam, jakim człowiekiem jest naprawdę. Swoją prawdziwą twarz ukrywał pod pozorem miłego, pomocnego i czułego chłopaka. Co jeśli przez cały ten czas myślał tylko i wyłącznie o zerwaniu ze mnie ubrań? Czy za wszystko, co dla mnie zrobił oczekiwał wynagrodzenia? Na samą tę myśl robiło mi się niedobrze. Od paru dni nie wyszłam z domu, w duchu dziękując Bogu, że kolejny rok studiów zaczynam dopiero za miesiąc.
Miałam już dosyć ciągłego wspominania koszmarnej imprezy, potrzebowałam jakiegoś rodzaju ucieczki. Wstałam z kanapy i poszłam do łazienki, aby przygotować się do wyjścia. Spojrzałam w lustro, już po chwili tego żałując. Wyglądałam jak cień człowieka, pod moimi oczami widniały wielkie sińce, a brązowe włosy sterczały na wszystkie strony. Nie mogąc znieść swojego widoku, weszłam pod prysznic. Od razu poczułam się lepiej, jakby woda zmywała ze mnie wszystkie zmartwienia i problemy. Na parę minut po prostu przestałam myśleć o czymkolwiek. Niespodziewanie w mojej głowie pojawił się obraz. Nie wiedziałam, dlaczego zobaczyłam dziewczynę z klubu, tę, która uratowała mnie przez Dave'em. Przypomniałam sobie, ile dla mnie zrobiła i jak wiele jej zawdzięczam. Znów poczułam ten ucisk w brzuchu, który towarzyszył mi, kiedy mnie objęła. Szybko się otrząsnęłam. Dlaczego o niej myślałam? Nie znałam jej ,była przypadkową osobą, która pomogła osobie w potrzebie. Nie wiedziałam nawet, jak miała na imię.
Wyszłam spod prysznica, owijając ciało ręcznikiem. Przeszłam do sypialni, żeby wybrać ubrania. Nie wiedziałam, ile stopni panuje właśnie na dworze, jednak od urodzenia mieszkałam w Cromer i znałam je na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jesienią nigdy nie jest tu ciepło. Po półgodzinnych przygotowaniach byłam gotowa. Beżowy sweter i czarne, obcisłe dżinsy zapewniały mi ciepło, dzięki czemu czułam się bardzo komfortowo. Przed wyjściem, ostatni raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam o niebo lepiej. Delikatny makijaż podkreślał nieco moje kości policzkowe i brązowe oczy. Chwyciłam klucze od domu oraz telefon i wyszłam. Od razu poczułam świeże, rześkie powietrze. Wnioskując po małej ilości ludzi na ulicy i zamkniętych sklepach, dzień dopiero się zaczynał. Na twarz spadały mi drobne kropelki deszczu, jednak nie przeszkadzało mi to. W Cromer padało bardzo często. Ruszyłam przed siebie, do miejsca, w którym zawsze odnajdywałam ukojenie dla zszarpanych nerwów. Wystarczyły 2 minuty marszu, a moim oczom ukazał się stary, barokowy kościół w całej okazałości. Będąc dzieckiem, odwiedzałam go co niedzielę, gdy mama zabierała mnie na mszę. Wraz z upływem lat popadał w ruinę, a mimo to wciąż mnie zachwycał. Był piękny, wyzwalał we mnie pewną aurę spokoju, której nie potrafiłam wytłumaczyć. Gdy tylko przekroczyłam próg jego drzwi, zajęłam miejsce w jednej z drewnianych ławek, po czym zaczęłam jeździć palcami po jej gładkiej powierzchni. Wracały wspomnienia z dzieciństwa. Każde odwiedziny w tym miejscu, każda chwila spędzona z mamą. Mimowolnie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tęskniłam z tym. Za spokojem. Kiedy wszystko zdążyło się tak zmienić? Zostałam studentką architektury, mama wyjechała do pracy w Londynie, a przez nadmiar obowiązków odzywała się raz na jakiś miesiąc, mój chłopak, jedyny mężczyzna, któremu byłam w stanie powierzyć swoje życie, okazał się być dupkiem. Do tego ta dziewczyna. Zamieniłam z nią tylko parę zdań, a mimo to czułam, że jest mi bliższa niż ktokolwiek. Pewna część mnie chciała znów ją spotkać, ponownie usłyszeć jej zadziorny głos. Wiele jej zawdzięczałam, może nawet i życie. Nie wiem, jak poradziłabym sobie, gdyby Dave spełnił swoje chore pragnienia.
Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Pogoda na zewnątrz musiała się pogorszyć, zrobiło się zimniej. Nie chciałam wracać do domu. Świadomość ponownego zamknięcia w czterech ścianach, sam na sam z każdym problemem, mnie dobijała. Gdyby nie istna wichura szalejąca w Cromer, poszłabym na plażę, po prostu pochodziła po piasku, aby oczyścić umysł. Zamiast tego zdecydowałam się na szybkie zakupy w pobliskim sklepiku. Moja lodówka świeciła pustkami, przecież od czasu incydentu nie wyszłam z domu. Po wejściu do marketu, chwyciłam koszyk. W myślach układałam listę wszystkich produktów, których potrzebowałam. Szybko uporałam się z ich znalezieniem i kupnem. Wyszłam ze sklepu z dwiema, pełnymi siatkami artykułów, jednak już po chwili jedna z nich leżała na ziemi.
Zobaczyłam ją. To nie zwidy, byłam pewna. Dziewczyna z klubu siedziała na schodach przed moim mieszkaniem, bawiąc się końcówką rękawa swojej kurtki. Ciemne, długie włosy opadały jej na twarz, ale mimo to wiedziałam, że to ona. Na dźwięk upadającej siatki podniosła gwałtownie głowę, po czym obdarowała mnie serdecznym uśmiechem. Otrząsnęłam się i zaczęłam zbierać rozrzucone puszki oraz opakowania z chodnika.
- Zszokowana? Wiem, że jestem ładna, ale nikt jeszcze nie rozrzucał na mój widok zakupów. – zaśmiała się podchodząc bliżej.
- Co? Nie, nie. Może trochę. Po prostu...Nie spodziewałam się tu Ciebie.
Kucnęła i pomogła mi zebrać wszystko do siatki.
- Też nie przewidywałam, że znów się spotkamy, ale tak to jest, gdy ktoś gubi swój dowód osobisty na dyskotece.
Spojrzałam na nią, zdziwiona. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, wyjmując coś z kieszeni. Podała mi cienką kartę, a już po chwili zorientowałam się, że to mój dowód. Jak to możliwe, że go zgubiłam? Przecież zawsze trzymam go w portfelu, schowanym w torebce. Dałaś ciała, Lauren. Zdecydowanie.
- Ale ze mnie idiotka. Jak mogłam go tam zostawić? – powiedziałam, teatralnie uderzając się płaską dłonią w czoło. – Dziękuję, znów mnie ratujesz.
- Najwyraźniej taka moja rola. Następnym razem uważaj, Lau.
Znów to uczucie. Delikatny i przyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, kiedy wypowiedziała to imię. Tak pięknie brzmiało w jej ustach.
- O-obiecuję, że będę ostrożniejsza, em....
- Maya. Jestem Maya.
Maya. Tak miała na imię.
- W takim razie, może w ramach podziękowania wpadniesz do mnie na kawę, czy c-coś? – nie wiedziałam dlaczego, ale strasznie się jąkałam. Nigdy mi się to nie zdarzało, ale dziewczyna zdecydowanie mnie onieśmielała. Była odważna i pewna siebie. Zupełne przeciwieństwo mnie.
- Innym razem, jestem umówiona z chłopakiem. Ale jakby co, wiem gdzie mieszkasz. Kiedyś wpadnę.
- To do kiedyś.
Pomachała mi i odeszła. Z jakiegoś dziwnego powodu posmutniałam. Zależało mi, aby ją poznać. Jakaś część mnie desperacko pragnęła zostać jej przyjaciółką, od której mogłabym się nauczyć pewności siebie. Podobał mi się jej sposób mowy, chód. Imponowała mi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak wiele we mnie zmieni oraz jak bliska mi się stanie.
Po wejściu do mieszkania przekręciłam zamek w drzwiach i odstawiłam zakupy do kuchni. Z kieszeni wyciągnęłam dowód, który przed chwilą odzyskałam. Oparłam się o blat, patrząc na prostokątną kartę.
-Maya...
CZYTASZ
Maya
Romance"Szczerze mówiąc, życie bez niej to jak próba biegu ze złamaną nogą. Upadałam i czułam tylko ból. [...] Może Maya miała nauczyć mnie odwagi? Pokazać jak jedna osoba potrafi zmienić absolutnie wszystko? Tego nie wiedziałam. Jednak byłam pewna jednej...