Wraz z momentem przekroczenia progu kawiarni, poczułam woń świeżo mielonej kawy i malin. Idealnie ze sobą współgrały, działając na podniebienia klientów lokalu. Zapach pasował do staromodnego wystroju. Zdobione drewniane stoliki, nakryte babcinymi serwetami, otoczone grubymi, ciemnymi ramkami zdjęcia przypadkowych ludzi, ładnie prezentujących się w sepii, wazony z delikatnie przyschniętymi już różami. Miejsce miało mój ulubiony klimat.
Zajęłyśmy stolik pod oknem i tak, jak się spodziewałam, zapanowała nerwowa cisza. Maya przeglądała menu, co chwilę sprawdzając, czy aby na pewno nie chciałabym rozpocząć rozmowy. Nie chciałam. Rozejrzałam się po kawiarni w poszukiwaniu kelnerki, która uratowałaby nas od niezręczności. Bezowocnie. Ja i moja nędzna pewność siebie musiałyśmy zacząć pierwsze.
- Więc...
- Czy mogę przyjąć zamówienie? - Młoda dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a Maya wypuściła głośno powietrze z ust.
- Potrafi pani wystraszyć człowieka. Dla mnie średnią americano, a dla tej tutaj...sernik cynamonowy. Może być?
Przytaknęłam, bo co innego miałam zrobić? Urządzić awanturę o głupi sernik, wyrzucając z siebie wszelkie żale? To tylko ciasto.
Żadna nie potrafiła się odezwać, a z wyrazów naszych twarzy można było się domyślić, jak bardzo kłócimy się z własnymi myślami. To, co panowało w mojej głowie porównałabym do burzy. Byłam zła, wręcz wściekła, pragnęłam wywołać u Mayi poczucie winy za jej zniknięcie i zostawienie mnie bez słowa. Z drugiej jednak strony coś się we mnie kruszyło, kiedy przed sobą widziałam Ją, tak bezradną i zagubioną. Chciałam uciekać, biec jak najdalej stąd, zapominając o tym spotkaniu.
Nie mogłam.
- Jak szkoła? – usłyszałam jej cichy i niepewny głos.
- Już pytałaś...
- A, no tak...
Próba numer jeden: niepowodzenie. I cisza. Co powiemy na podejście drugie?
- Jak tam Tommy? – tym razem to ja zaczęłam.
- Dobrze, dobrze. To zdolny dzieciak, zaczął już tworzyć własne melodie. Jestem pewna, że pewnego dnia zobaczymy go na scenie.
- Może założy swój własny zespół.
- W to nie wątpię. Trzymaj za niego kciuki.
Próba numer dwa: jakby lepsza, mimo wszystko zakończona ponownym milczeniem obu stron. Do trzech razy sztuka.
- Co u Tylera?
Dłonie dziewczyny drgnęły, gdy zapytałam. Wzrokiem szukała punktu, na którym mogłaby się zatrzymać.
- Wszystko dobrze, po staremu.
- Dalej pracuje w barze?
- Tak, dzielnie zarabia na studia i tak dalej. – Kłamała. Kłamała jak z nut.
Kelnerka przyniosła nasze zamówienie, a obdarowawszy nas wesołym uśmiechem odeszła od stolika. Pierwszy raz w życiu tak bardzo cieszyłam się na widok sernika. Ciasto ratowało mnie od kolejnych prób podejmowania nowych tematów do rozmowy. Maya posłodziła kawę i wzięła łyk, po czym zwróciła się do mnie:
- Smakuje?
- Mhm.
- Cieszę się.
Naprawdę, Maya? Po całym tym czasie, jedyne o czym chcesz rozmawiać to słodycze? Nie stać cię na choćby najprostsze wyjaśnienia? Na przeprosiny? Gotowałam się od środka, nie mogąc znieść obojętności dziewczyny. Odłożyłam widelec na talerz, specjalnie wykonując to głośniej, aby zwróciła na mnie uwagę.
CZYTASZ
Maya
Romance"Szczerze mówiąc, życie bez niej to jak próba biegu ze złamaną nogą. Upadałam i czułam tylko ból. [...] Może Maya miała nauczyć mnie odwagi? Pokazać jak jedna osoba potrafi zmienić absolutnie wszystko? Tego nie wiedziałam. Jednak byłam pewna jednej...