Rozdział 28

60 5 0
                                    


*Pov' s Esme*

              Listopad pomału dobiegał końca a na kalendarzach witał grudzień. Trzeba przyznać, zimy w Hogwarcie a szczególnie okres grudniowy był przepiękny. Zawsze, odkąd pamiętam padał tu śnieg, co nie często zdarzało się na obrzeżach Londynu.

             Wstałam dzisiaj około godziny siódmej. Nie zbyt mi się to podobało ale cóż, ktoś musiał iść na tą koszmarną lekcje z Szalonookim. Nikt go w sumie nie lubił w tej szkole a szczególnie ślizgoni na czele z Malfoyem plus moja skromna osoba. Od razu było widać niechęć do mojej osoby, a nawet jakby chciał to ukryć ciężko mu to wychodziło. Ogarnęłam się, rozczesałam włosy i spakowałam potrzebne książki na lekcje. Pospiesznie wyszłam z pokoju, no wiecie. Chciałam zdążyć na śniadanie, podobno były rogaliki malinowe. Jedne z moich i Jordana ulubionych, dlatego musiałam być szybsza od niego...

Kiedy doszłam na śniadanie przy stoliku siedzieli moi przyjaciele a w ich gronie Lee. Szybkim krokiem podeszłam do stołu i... chłop miał szczęście. Jednak, kogoś mi tu brakowało...

- Gdzie jest Fred? – zapytałam, siadając na swoje miejsce.

- Rozłożyło go dzisiaj, wiesz raczej nie przyjdzie ci z 40 stopniami gorączki – odpowiedział Geo0rge.

- Jak będziesz jeszcze teraz w pokoju przekaż mu, że przyjdę do niego po tych dwóch godzinach u Moody' iego. – odpowiedziałam zabierając Jordanowi rogalika z ręki. – Dzięki Lee!

- Nie ma za co. – mruknął niezadowolony. Po zjedzonym śniadaniu wszyscy udaliśmy się na lekcje obrony. Z powodu braku Freda, George zajął jego miejsce, Lee siedział jak zwykle z Angeliną a rudowłosa wraz z czarnowłosą siedziały kilka ławek bliżej biurka. W końcu, niczym taran do klasy wszedł Alastor. Najwidoczniej nie był w sosie.

- Schować książki, a panowie odsuńcie ławki. Dzisiaj lekcja czysto praktyczna – odpowiedział.

- No to koniec.. - odpowiedziałam George' owi, który zaczął łapać za naszą ławę. Postanowiłam mu trochę pomóc, złapałam za krzesła i odsunęłam je tam gdzie ławki.

- Dobrze, przypomnijcie mi o czym mówiliśmy na poprzedniej lekcji? – zadał pytanie po czym oparł się o biurko.

- Wspominaliśmy o zaklęciach niewybaczalnych, chciał pan profesor zobaczyć ile pamiętamy z poprzednich lat – odpowiedział po chwili ciszy Lee.

- Dobrze, dlatego dzisiaj potrenujemy sobie dwa z nich bo raczej nie chcemy tu nikogo zabijać – powiedział popijając swój napój z piersiówki. – Blair! Podejdź tu do mnie! – rudowłosa ze strachem w oczach podeszła do nauczyciela. – Pierwsze to...?

- Imperio, profesorze – oho jego wyraz twarzy stał się zbyt podejrzany.

- W taki razie, zobaczymy jak to w praktyce zadziała – zaczął i podniósł różdżkę na dziewczynę. – Imperio – dodał a Sophie zaczęła się dziwnie poruszać. – Uwierzcie mi, jakbym zechciał sprawiłbym, że wasza rudowłosa koleżanka wyskoczyła teraz przez okno – skończył i zaczął poruszać różdżką w kilka stron przez co dziewczyna poruszała się w tą samą stronę co on pokazywał. – Zostawię cię już bo jak możemy zauważyć, koleżanka nie jest zbytnio w formie. – odrzekł po chwili męczarniach i odpuścił Blair, która ledwo co doszła na swoje miejsce. – Kolejne zaklęcie!? – zapytał ale każdy bał mu się odpowiedzieć, może dlatego, że widzieli co zrobił Sophie. Mężczyzna zaczął chodzić obok nas. Błagam nie wybieraj mnie, proszę...

- O, panna Blyssen – no i dupa. – Zapraszam na środek, sądzę że pani wie o jakim zaklęciu myślę...

- Nie, nie wiem – odpowiedziałam. Oczywiście kurwa, że wiedziałam.

- To sprawię, żebyś sobie przypomniała! – odrzekł a ja nie zdążyłam się zorientować kiedy upadłam na zimie powalona zaklęciem torturującym. Wiłam się niemiłosiernie z bólu jaki mi zadawał. Momentami widziałam przerażone miny innych uczniów, nawet przez chwile zobaczyłam przerażonego Flinta czy Pucey' a.

- Błagam! Proszę! Wystarczy! – zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach, ale jego odpowiedz na moje prośby to był okrutny śmiech.

- Niech pan przestanie! Wystarczy! – krzyknęło kilku uczniów, ale on wciąż nic. W końcu poczułam ulgę i tylko kontem oka zauważyłam jak George wytrąca różdżkę z rąk nauczyciela.

- Weasley! Szlaban! Wraz z Blyssen! – odkrzyknął nauczyciel.

- Niech się lepiej leczy na głowę – powiedział zdenerwowany George biorąc mnie na ręce. – I niech pan nie myśli, że ujdzie to panu na sucho – i wyszliśmy. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Niby kontaktowałam, ale wszystko słyszałam jak przez mgłę. Nigdy tego nie zapomnę...

RelationShip / Fred Weasley 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz