Wstałam dziś o dziewiątej , była sobota więc postanowiłam poczytać książkę. Ale nie było mi dane doczytać rozdziału bo w drzwiach stanął mój pieprzony sąsiad a zarazem najlepszy partner do odwalania zwalonych akcji mojego brata. Oparł się o framugę drzwiach i jak na złość bez koszulki w kąpielówkach.
-Co tam młoda czytasz? Cała czerwona jesteś.
Zamknęłam książkę wściekła. Nigdy nie mogę w spokoju przeczytać lektury.
-Nic co by cię zainteresowało. Wynoś się.
-Spokojnie Sydney. Pokaż co tam masz.
Zaczął iść w moim kierunku więc szybko zamknęłam książkę i przysunęłam się najbardziej jak mogłam do oparcia łóżka. To jednak nie był dobry pomysł, bo cholerny Gabriel zakleszczył mnie opierając obie dłonie pomiędzy moją głową. Był blisko. Za blisko.
-Co taka cicha się nagle zrobiłaś?
Nie odpowiedziałam wpatrywałam się ze złością w jego szare tęczówki.
-Różyczko...- nienawidziłam kiedy tak mnie nazywał. Nienawidziłam go za to co mi kiedyś zrobił. Zawiesił wzrok na moich ustach , chciałam go odepchnąć ale zanim to zrobiłam on smukłymi palcami przechwyciła książkę którą jeszcze przed chwilą trzymałam w szczelnym uścisku.
-Ej, kto cię tu w ogóle wpuścił...-zamilkłam kiedy zorientowałam się że otworzył książkę i zaczął czytać.
SZLAG
Natychmiast zrobiłam się czerwona. Śledził tekst swoimi oczami w tym samym miejscu w którym jeszcze kilka minut wcześniej ja też.
-Już wiem czemu nie mogłaś się oderwać. Pozwól Syd że sobie pożyczę, tę wytworną powieść.
-Nie. Gabriel ty idioto oddawaj mi to- warknęłam gdy przekroczył próg mojego pokoju i ruszył biegiem w stronę Ethana śmiejąc się i odkrzykując:
-Co tam majaczysz karzełku?!
Jęknęłam sfrustrowana i ruszyłam za nim. Gdy zbliżałam się do pokoju brata dobiegł mnie z dołu głos mamy:
-Kochanie musimy porozmawiać.
Zeszłam po schodach i zajęłam wcześniej przez mamę wskazane miejsce przy stole w salonie. Uniosłam brew w pytającym geście.
-Ares awansował a razem z nim ja. Praca jest w Kanadzie , musimy z ojcem wylecieć naj później za tydzień. Jeśli do poniedziałku się nie zjawimy nie będziemy mogli pracować dla najbogatszych osób w Kanadzie. To dla nas wielka szansa , zrozum kochanie.-Rozumiałam. Moi rodzice pracowali jako najlepsi kucharze w Nowym Orleanie.
-Okej. Kiedy lecimy?
- Kochanie ty i Ethan musicie zostać przynajmniej na pół roku.
-Co?!Czemu?
-To nie jest pewna praca. Tacy ludzie jak oni mogą nas zwolnić w każdej chwili ,a my z tata nie chcemy żebyście musieli się żegnać ze znajomymi poza tym kończysz ostatni rok w średniej szkole. Nie zostawimy cię same więc zostaniesz z bratem a na dodatek za miesiąc w wakacje poprosiłam Aurorę czy byście mogli z nimi zostać pod opieką na czas naszej nieobecności , nie dość że się zgodziła to powiedziała że w wakacje lecą na Malediwy na dwa miesiące i zaproponowała was wziąć ze sobą.
O nie.
To oznacza że spędzę dwa miesiące z tym debilem Gabrielem ?
Nie ma takie opcji!
-Mamo to świetna wiadomość że awansowaliście ale...-odrobina złości utworzyła się we mnie.-jak mogłaś? przecież wiesz że nie lubimy się z.. wiesz kim.
-Skarbie na pewno to co zrobił nie było aż takie złe. Zobaczysz że te wakacje będą świetne . Z resztą przeżywasz, pewnie to nie była jakaś wielka sprzeczka. Gabriel to dobry chłopak.
To co zrobił bolało ją do teraz. Mimo że minęło prawie cztery lata.
Mimo ukłucia w sercu , uśmiechnęłam się do mamy po czym wróciłam na piętro. Nie miałam ochoty kłócić się z tym debilem , więc weszłam do pokoju mijając lustro w które nie chciałam patrzeć. Bałam się tam spojrzeć. Z westchnieniem rzuciłam się na łóżko. sięgnęłam po stare zdjęcie na którym znajdowałam się ja , Ethan , przystojny dupek oraz ...Elli. Chłopcy mieli wtedy czternaście lat a ja z dziewczynką byłyśmy o dwa lata młodsze. W moich oczach stanęły palące łzy , przymknęłam powieki aż znużenie wreszcie mnie dopadło.
Czasami niewiele trzeba czasu by kogoś zranić, ale trzeba wiele by naprawić.
YOU ARE READING
I'm breaking down.
Teen FictionKiedy rodzice osiemnastoletniej Sydney Sanderson dostają propozycję pracy w kanadzie dla najważniejszych w tych rejonach ludzi Syd i jej starszy brat zostają w Orleanie bo praca rodziców nie jest jeszcze na tyle pewna by z nimi lecieli . Lecą na wa...