Rozdział 1

104 11 20
                                    

Uwaga!
Nim przejdziemy do dalszej części opowiadania, chciałabym wam podziękować, za tak pozytywny odbiór Wstępu i Prologu :)
Mam nadzieję, że teraz rozdział 1 sprosta waszym oczekiwaniom :3
Zgodnie wybraliście 1 opcje, więc i taką zobaczycie.
Enjoy :)

Dość długo nie mogłem się zdecydować. W końcu pomyślałem.

,,W sumie? Co mi szkodzi pójść ze Zwinnym Rysiem? Nikt mnie tutaj nie trzyma, a przynajmniej przestanę myśleć o moich prześladowcach" 

— No więc? — widziałem, że się niecierpliwi. Nie chciałem już dłużej trzymać go w niepewności.

— Dobra stary, idę z tobą — westchnąłem. Nie chodziło mi o to, że nie chcę spędzić z nim czas, broń Klanie Gwiazdy! Raczej... o to, co będziemy tam robić. Zwinny Ryś od zawsze pakował się w kłopoty. Co jeżeli to kolejna taka sytuacja?

Ale mimo wszystko, postanowiłem z nim pójść. W końcu jest moim przyjacielem! Nie chciałbym, aby nasze relacje jakoś się pogorszyły z powodu moich niepewności.

— Świetnie! — kocur uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem ten gest.

Wraz z nim, opuściłem obóz.

— No dobra, to wyjaśnisz o co chodzi? I w ogóle, dlaczego nie było cię przez całą noc? Gdzieś ty się kręcił? — podniosłem brew. Znając Zwinnego Rysia, o plastry miodu mógłbym się założyć, że zapewne spotykał się z jakimiś obcymi kotami w podobnym wieku do nas. Mój przyjaciel również nie cieszył się taką popularnością, jednak on, w przeciwieństwie do mnie, nie chciał jej szukać w Klanie Mrozu. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Lubił ryzyko i nie bał się złamać jakichkolwiek zasad z kodeksu wojownika, który czysto teoretycznie nadal go obowiązywał.

— Spokojnie, tym razem nie będzie to nic szalonego — nie uwierzyłem mu.

— Stary, ty zawsze tak gadasz — spojrzałem na niego z chytrym uśmiechem, na który on przewrócił oczami

— Ale serio, nie chodzi teraz o zabawę — szczerze, ale trochę mnie to zdziwiło. Może za bardzo udziecinniam swojego kumpla? Przecież też jest już wojownikiem, a na dodatek starszym o księżyc ode mnie! Na pewno w jakimś stopniu, wie co robi... A przynajmniej miałem taką nadzieję.

— W takim razie, o co?

— Pamiętasz może Zgryza? — o mój Klanie Gwiazdy! Ciężko byłoby o nim zapomnieć. Ten kot był niczym kamień. Dosłownie! Wszelkie próby obrażania czy kpiny, totalnie nie robiły na nim wrażenia. Jakby głęboko gdzieś to miał! A na dodatek był bardzo silny fizycznie. Niewiele kotów mogło mu dorównać. Zwinny Ryś przyjaźnił się z nim już kawał czasu, jednak ja jakoś nigdy nie mogłem znaleźć z nim wspólnego języka. Zwłaszcza, że dość często z jego strony, padały różne, niezbyt miłe słowa.

— Ciężko nie pamiętać — westchnąłem

— Spokojnie, tym razem to nie z nim będziemy spędzać czas — podniosłem brew, jednak ogonem dałem znać, aby kontynuował — Wracając. Zgryz załatwił mi kontakt do takich kotów, które zawsze podobno mają jakąś ciekawą robotę i potrafią naprawdę ładnie wynagrodzić w zamian za jej wykonanie — szczerze, ale miałem złe przeczucia

— I zgaduje, że to właśnie z nimi mamy się teraz widzieć, tak? — trochę zwolniłem, jednak nadal szedłem do przodu. W głowie zaczęły rodzić mi się myśli o ucieczce i powrocie do klanu. Jednak kim byłbym wtedy w oczach mojego przyjaciela? Mięczakiem? Słabeuszem? Tchórzem? Nie chciałem, aby za takiego mnie uważał.

— Dokładnie. Wczoraj w nocy byłem ze Zgryzem i jego ekipą. Była taka super zabawa... Ahhh... Żałuj, że cię tam nie było. Próbowaliśmy nowego zioła, jakie ogarnął jego kumpel, Miętus. Stary, tego żadne inne nie przebije w lesie, mówię ci! Musisz spróbować — no tak, cały Ryś. Gdyby on choć raz odpuścił sobie imprezę, to chyba byłby koniec świata.

Wojownicy: |🌑|Trakt Zacienionego Księżyca |🌑| Interactive StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz