2. Obiecaj, że nie znikniesz

46 6 0
                                    

– To tu chciałem cię zaprosić – powiedział, stając przed jedną z licznych kawiarni.

Przez witrynę nie dostrzegłam w środku ani jednej żywej duszy. Pomieszczenie wyglądało klimatycznie, a jednak to miejsce najwidoczniej nie cieszyło się zbytnią popularnością. Być może dlatego, że znajdowało się zbyt daleko od plaży, by ludzie mogli je bez trudu odnaleźć. To co dostępne na wyciągniecie ręki, nie zawsze jest najlepsze. Być może w tym przypadku też miało się tak okazać.

– Wejdziemy? – zapytał, spoglądając na mnie z nieśmiałym uśmieszkiem.

Wiedziałam, na jaką odpowiedź liczył, a jednak się zawahałam. Sama nie wiedziałam, czemu miałam jakieś wątpliwości. Po wielu samotnych latach chyba bałam się wpuścić kogoś do mojego życia w obawie przed tym, że zostanę zraniona.

– Na chwilę – powiedziałam niepewnie, wciąż zastanawiając się, czy było to dobrym pomysłem.

Uśmiech chłopaka rozszerzył się jeszcze bardziej. Po chwili przeskoczył dwa schodki dzielące nas od wejścia i otworzył przede mną drzwi. Próbowałam sobie wmówić, że jego zachowanie wcale mnie nie zawstydzało, ale wychodziło mi to raczej marnie. Miałam jedynie nadzieję, że nie zdradzą mnie policzki, na których zazwyczaj w niekomfortowych sytuacjach wykwitały mi czerwone plamy. Nie znosiłam tego, mimo że ludzie zwykle uważali to za urocze. Ja sądziłam, że moje własne ciało mnie sabotowało. Pokazywało wszystkim wokół, że wcale nie byłam tak twarda i obojętna, jak sądzili.

Znudzona kelnerka wyprostowała się kiedy weszliśmy i cierpliwie poczekała, aż zajmiemy stolik. To ja wybrałam miejsce, w którym usiedliśmy. Opadłam na obity różowym materiałem fotel i założyłam nogę na nogę. Olivier zajął miejsce naprzeciwko mnie. Szybko spostrzegłam, że każde krzesło, czy fotel w pomieszczeniu miało inny kolor i kształt. Podobnie sprawa się miała ze stolikami, serwetkami, a nawet stojącymi na blatach wazonami z kwiatkami. Na naszym prezentował się pojedynczy różowy tulipan. Wszystko w tej kawiarni było kompletnie z czapy, ale miało niepowtarzalny klimat. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu.

Rodzice preferowali drogie restauracje, w których kelnerzy chodzili w idealnie na nich leżących uniformach, a serwowane dania były tak małe, że choćbym zamówiła ich piętnaście, wciąż byłabym głodna. Ja natomiast lubiłam kawiarnie, które wyglądały czysto i były ciche, bo odwiedzałam je właściwie tylko wtedy, kiedy chciałam pisać. To miejsce miało artystyczny klimat, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Na ścianach wisiały kolorowe obrazy, potężne monstery pokładały się na drewnianą podłogę, przygniecione ciężarem liści, a w rogu pomieszczenia stał regał ze starymi książkami.

– Ładnie, co nie? – spytał chłopak, a ja momentalnie przestałam się rozglądać i przypomniałam sobie o w miarę neutralnym wyrazie twarzy.

Jego pytanie oznaczało, że wyglądałam na nieźle zaskoczoną. I byłam. To miejsce od razu przypadło mi do gustu.

W odpowiedzi pokiwałam głową.

– Co mogę podać? – Głos kelnerki rozległ się tuż koło nas.

Dopiero w tamtej chwili zwróciłam uwagę na leżące przed nami menu. Przy brzegach kartek wydrukowany był kwiecisty, kolorowy wzór, na którym skupiłam się bardziej niż na tym, czego chciałabym spróbować.

– Zaufasz mi z wyborem? – spytał Olivier, spoglądając na mnie i najwidoczniej czekając na odpowiedź. Po raz kolejny przytaknęłam. – W takim razie prosimy dwie zimowe herbaty z malinami i szarlotki z lodami.

– Już się robi – powiedziała przyjaźnie dziewczyna, odwracając się od nas i znikając za barem.

– Jest środek lata – parsknęłam śmiechem. – Czemu herbaty zimowe?

Zapach ciepłych wieczorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz