Tego szarego listopadowego wieczoru plaża Covehithe Beach świeciła pustkami, bo deszczowa i wietrzna aura nie sprzyjała spacerom. Nie przeszkadzało to jednak odzianemu na czarno tajemniczemu brunetowi w łopoczącym za nim czarnym płaszczu siedzącemu samotnie wprost na zimnym i wilgotnym piasku.
***
A gdybyś tu przy mnie dziś był
Chociaż wiatr już tuli mnieNie ma cię... dziś mija rok odkąd cię nie ma, a dwa i pół roku od ostatecznej bitwy. Żaden z nas nie przewidział wtedy, że nasza historia skończy się zanim na dobre się zacznie, choć jestem wdzięczny za każdą chwilę, którą mi dałeś, za każdy twój oddech, westchnienie, uśmiech i spojrzenie najpiękniejszych na świecie zielonych oczu. Jedyne czego żałuję to, to, że się bałem i nie zdążyłem. Nie zdążyłem ci powiedzieć jak bardzo cię kocham, choć starałem się pokazywać ci moją miłość na każdy inny możliwy sposób.
I usiadłbyś na piasku gdzieś
Bo na trawie lubisz mniejI całą noc do rana i w dzień
Opowiadałbyś mi
Co u Ciebie a u mnie nie
A teraz siedzę tutaj, na brzegu morza patrząc niewidzącym wzrokiem w spienione fale. Sam. I wyobrażam sobie, że jesteś obok mnie i opowiadam ci wszystko, cały ten rok wypełniony brakiem ciebie, a w dłoni ściskam kawałek bursztynu, który znalazłeś w tym samym miejscu, gdy byliśmy tutaj razem pół roku po bitwie, kiedy wszystko jeszcze wydawało się być w porządku. Dałeś mi go mówiąc, że to symbol optymizmu i początku, a potem po raz pierwszy mnie pocałowałeś. Od tamtej pory się z nim nie rozstawałem niczym z talizmanem.
Karmelowa skóra Twoja
Porysował czas ramionaOcieramy się o siebie
Razem ze mną obok mniePamiętam nasz pierwszy raz. I każdy kolejny zresztą też. Nie było to coś z czym się spieszyliśmy, bo od pierwszego pocałunku do zbliżenia minęło kolejne pół roku. Cudowne pół roku, kiedy poznawaliśmy się i docieraliśmy we wspólnym życiu. To wtedy dowiedziałem się, że moim ulubionym momentem dnia jest ta chwila, kiedy obaj po pracy, ty w ministerstwie, a ja w moim laboratorium siadaliśmy w salonie naszego małego domku z aromatyczną herbatą lub rzadziej z butelką wina i patrząc w płonący na kominku ogień rozmawialiśmy, albo tylko milczeliśmy przytuleni do siebie.
To właśnie jeden z takich wieczorów zakończył się naszym pierwszym razem. Siedzieliśmy na naszym ulubionym dywanie, który swoją miękkością przypominał futerko królika, a na którym obaj uwielbialiśmy przesiadywać, pomimo bardzo wygodnych foteli i sofy, która służyła nam głównie jako podparcie dla pleców.
Tego wieczoru miałeś ochotę na gorące kakao z bitą śmietaną, chociaż był maj. Nie mogłem ci odmówić tej przyjemności. Właściwie niczego nie umiałem ci odmówić. Pijąc słodki napój mruczałeś jak kot wprawiając moje ciało w wibracje. Kiedy odstawiłeś kubek na stolik i spojrzałeś na mnie tym swoim czystym i niewinnym spojrzeniem przepadłem.
-Masz na twarzy bitą śmietanę- powiedziałem uśmiechając się. Byłeś jedynym, który widział kiedykolwiek mój prawdziwy i szczery uśmiech, bo tylko ty go wywoływałeś.
-Gdzie?- zapytałeś i już chciałeś wytrzeć usta i nos grzbietem dłoni, kiedy nie wiem, co mnie napadło, ale złapałem cię za dłoń i zbliżyłem się do twojej twarzy żeby scałować tą odrobinę białej puszystej słodkości twoich ust.
CZYTASZ
Karmelove | Snarry One Shot
Fanfiction*** A gdybyś tu przy mnie dziś był Chociaż wiatr już tuli mnie I usiadłbyś na piasku gdzieś... *** Ale go tutaj nie ma i zostałem sam... Okazuje się, że czasami zwycięstwo może być też przegraną i zostają tylko wspomnienia... Wiem, że obiecałem ci...