Marcin zabębnił palcami o blat i skrzywił się z niezadowoleniem. Przykleił się do plamy po soku, której dotąd nie zauważył. Sam był sobie winien. Dopadł do tego stolika od razu, ledwo się zwolnił i odpędził obsługę, pozwalając jedynie, żeby zabrała puste naczynia po poprzednich gościach. Nie dał im lepiej posprzątać i nie zamierzał niczego zamawiać, póki był sam.
Wolał zaczekać na Monikę. Zrobić na niej dobre pierwsze wrażenie. Zapytać, czego sobie życzy i dopilnować, żeby to dostała, a potem nie przyjąć odmowy, gdyby zechciała zapłacić za siebie sama.
Przetrząsnął kieszenie marynarki, ale nie znalazł chusteczek. Rozejrzał się po innych stolikach, ale na żadnym nie dostrzegł choćby jednej serwetki. Westchnął i bardzo dyskretnie wytarł dłonie w spodnie, po wewnętrznej stronie ud.
Był zdenerwowany. Monika poprosiła go, żeby użył konkretnej wody kolońskiej, ale bał się, że zamiast drzewa sandałowego i soli morskiej, poczuje od niego jedynie kwaśną woń potu. Po chwili wahania odpiął guzik koszuli pod szyją, wypuścił z piersi drżący oddech, a później wciągnął parne, lipcowe powietrze aż do oporu.
Pracował zdalnie, jako grafik. Rzadko wychodził z domu. Dawno nie był na randce. Od poprzedniej minęły lata. Uważał, że jest samowystarczalny... a potem poznał Monikę.
Odsunął mankiet błękitnej koszuli i spojrzał na zegarek. Światła kawiarni rozpraszały mrok ulicy. Pozostałe lokale już dawno zamknięto. Kobieta nalegała, żeby spotkać się wieczorową porą.
– Nie będzie korków – wyjaśniła, gdy zapytał o powód.
Miała przyjemny głos. Pełen ciepła. Nie wstawiała wielu zdjęć do Sieci, ale na podstawie tych, które widział, uznał ją za piękną. Proste, kasztanowe włosy ścięte tuż nad ramionami zwykle trzymała rozpuszczone. Na ustach zawsze gościł szeroki uśmiech. Wyglądała na zadowoloną z życia, szczęśliwą...
Marcin znów sprawdził godzinę i westchnął. Monika się spóźniała.
A co, jeśli nie przyjdzie? Rozmyśliła się? Wcale by się nie zdziwił, gdyby przez ten cały czas rozmawiał z AI.
Monika była zbyt idealna. Cicha, spokojna fizjoterapeutka z Warszawy. Na kolejną randkę planowali wybrać się do filharmonii, oczywiście jeśli pierwsze spotkanie pójdzie po ich myśli, ale Marcin już planował trzecie i czwarte. W wyobraźni wybiegał w jeszcze odleglejszą przyszłość. Czuł, że to z tą kobietą spędzi resztę życia.
Marcin oparł łokcie na blacie i przesunął dłońmi po twarzy. Pot lał się z niego strumieniem. Przecież o tej porze nie powinno być już tak gorąco...
Trwałby tak dalej, gdyby nie mokra kropla, która niespodziewanie spadła na jego nogawkę. Sapnął zaskoczony. Spojrzał pod stół i jęknął. Na jego najlepszy garnitur kapała gęsta ślina, wydobywająca się z pyska beżowego labradora.
– Odejdź! – warknął.
Pies radośnie zamerdał ogonem. Głupek myślał, że to zabawa!
– Halo? Czyj to pies? – Głos Marcina lekko się załamał, gdy go podniósł.
– Mój! Najmocniej przepraszam!
Usłyszał Monikę, zanim ją zobaczył, ale rozpoznał od razu. Serce zabiło mu mocniej.
Założyła zwiewną sukienkę, w odcieniu butelkowej zieleni. Kasztanowe włosy delikatnie podkręcały się jej tuż nad czołem od upału. Stanęła pod lampą, więc szkła okularów, które miała na nosie pociemniały. Marcin nie mógł oderwać od niej wzroku.
– Monika! – Z jego ust wyrwało się coś pomiędzy westchnieniem a piskiem.
– Marcin! – Uśmiechnęła się i wyciągnęła przed siebie dłoń, za którą ochoczo chwycił. – Przepraszam za spóźnienie. Zgubiliśmy się. Ciężko iść po tych kocich łbach.
CZYTASZ
Obrazy słowem malowane
Short Story„OBRAZY SŁOWEM MALOWANE" dla akcji #pisarskiWattpad to cykliczny konkurs organizowany przez @pisarskiWatt09. W tym miejscu planuję publikować prace w ramach mojego udziału w tej inicjatywie. 1) "W ciemno" - opowiadanie inspirowane obrazem Vincenta...