Aut.Dajcie znać co sądzicie o rozdziałach. Miłego czytania.
Data napisania- 01/06/2024
10. 04. 2007
Byłam przerażona. Poród zaczął się za wcześnie. Moich synów wciąż nie odnaleziono. Czułam, jak pieczęć trzymająca Kyūbiego zaczyna słabnąć. Byłam pod opieką ciotki, męża i medyczki. Yuki utrzymywała pieczęć, aby ta nie pękła. Wszystko było nie tak. Czułam to w powietrzu. W chwili, gdy usłyszałam płacz bliźniąt, wzięłam głęboki wdech. Yuki odnowiła pieczęć, ale chwilę później zaczęłam czuć się coraz gorzej. Straciłam przytomność, jednak znalazłam się w dość dziwnym miejscu. Przede mną stała brama, a za nią ogromny Kyūbi.
-Szczeniak Senju!-warknął Kyūbi ze złością.
-Kyūbi! Co ja tu robię?-zapytałam, rozglądając się.
-Straciłaś przytomność. Obecnie jesteśmy w twojej podświadomości. Zgniotę cię jak robaka!-odpowiedział złośliwie Kyūbi.
-Jak masz na imię?-zapytałam ze spokojem w głosie.
-Kyūbi, lisi demon.-odpowiedział Kyūbi, szczerząc swoje kły.
-Pytam o prawdziwe imię!-krzyknęłam nieco zdenerwowana.
-Ty tak na serio?-zapytał zdziwiony Kyūbi.
-Nie no, jaja sobie robię. Tak do kurwy, pytałam serio.-odparłam, biorąc głęboki wdech.
-Moje imię to Kurama.-odpowiedział Kyūbi, patrząc na mnie.
Podeszłam bliżej bramy jego więzienia i uśmiechnęłam się delikatnie. Musiałam zrobić wszystko, aby zaprzyjaźnić się z Kuramą. Tak, aby następny Jinchūriki nie musiał obawiać się jego złości. Zrobię to dla przyszłego pokolenia.
-Kurama...miło cię poznać. Pewnego dnia...uwolnię cię od całej tej nienawiści. Zrobię wszystko, co tylko się da, abyś był wolny od tego. Chcę to zrobić dla przyszłych pokoleń. Kiedyś nadejdzie dzień...w którym się zaprzyjaźnimy. Później, przed moją śmiercią znajdę dla ciebie nowego Jinchūriki. Wierzę, że uda nam się zaprzyjaźnić.-wyznałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie bądź tego taka pewna. Nigdy nie zaprzyjaźnię się z ludzkim szczeniakiem!-warknął Kurama ze złością w głosie.
-Wierzę w to, że jest to możliwe.-szepnęłam, patrząc na Kuramę.
-Zobaczymy...zobaczymy szczeniaku.-wyznał drwiąco Kurama.
-Nie jestem szczeniakiem. Jestem Hana Senju. Zapamiętaj to sobie ty głupi lisie.-powiedziałam, wciąż na niego patrząc.
Obudziłam się w swojej sypialni, a obok mnie na krześle siedział Izuna. Ruszyłam dłonią, budząc przy tym męża.
-Tak się o ciebie bałem. Spałaś dziesięć godzin. Wszystko jest już dobrze. Nasze maleństwa są zdrowe i silne.-wyznał zmartwiony Izuna.
-Kochanie...kiedy byłam nieprzytomna...miałam spotkanie z Kuramą. To było takie dziwne.-szepnęłam, przecierając swoje oczy.
-Odpocznij skarbie. To był ciężki poród, ale byłaś dzielna. Dziękuję, że dałaś mi dwa powody do szczęścia. Kocham cię, Hana.-wyszeptał Izuna, całując mnie namiętnie.
-Ja ciebie też kocham, Izuna. Przy tobie jestem szczęśliwa.-szepnęłam, zamykając swoje oczy.
Znowu pojawiłam się przed Kuramą. Spojrzałam na niego zła.
-Czemu tu znowu jestem?-zapytałam ze złością w głosie.
-Hana...chciałem cię jedynie ostrzec. Zbliża się potężna czakra. Wyczuwam ją, bo jest w nim złość gorsza niż moja. Miej się na baczności.
-Dziękuję za ostrzeżenie. Muszę chronić dzieci.-wyznałam, patrząc na Kuramę.
Kiedy znów się obudziłam, panował mrok. Rozejrzałam się i w chwili, gdy wstałam z łóżka, poczułam silny ból z tyłu głowy, po czym znów nastała ciemność. Zbudziłam się i dostrzegłam, że jestem w jakiejś jaskini. Wyczuwałam znajomą mi czakrę. Byłam przerażona, przecież on jest martwy. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.
-To nie jest prawda. To nie możesz być...to nie ty. Nie jestem Madarą!-krzyknęłam drżącym głosem.
-Oj Hana, zawiodłaś mnie. Tak łatwo uwierzyłaś w to, że jestem martwy? To był mój idealny klon z moją czakrą. Jak mogłaś...i to z moim bratem. Nigdy nie zobaczysz chłopców.-powiedział oschle Madara.
-Sam nie jesteś lepszy. Fajnie było pieprzyć moją matkę? Zostawiła cię i dwa lata później wziąłeś się za mnie! Nie odzywaj się do mnie ty...zdrajco. Zapewne teraz spiskujesz z moją matką i znów ją posuwasz. Zniknij z mojego życia raz na zawsze!-krzyknęłam wkurzona jak nigdy.
-Racja, wziąłem się za ciebie po tym, jak nagle zerwała nasz związek. Jesteś moja i zawsze nią będziesz. Nie oddam cię nikomu, a w szczególności mojemu bratu. Zostaniesz tu ze mną.-powiedział Madara, podchodząc bliżej mnie.
-Prędzej dam się zabić niż być twoja. Kocham Izunę i to się nigdy nie zmieni. Ciebie nie ma już w moim życiu. Dla mnie jesteś martwy.-rzekłam oschle, odwracając od niego swój wzrok.
-Nie wypuszcze cię. Będę cię pieprzył, jak tylko dojdziesz do siebie po narodzinach tamtych bachorów!-krzyknął wściekle Madara. Przykuł mi ręce do ściany. Nie miałam sił, aby walczyć z nim. Chciałam wrócić do domu, do mojej rodziny. Nie mogę tu zostać. Muszę jakoś się uwolnić.
*Madara*
Byłem wściekły na brata za to, że ukradł mi narzeczoną. Hana nie była lepsza. Uznała, że serio nie żyję i wskoczyła mojemu bratu do łóżka. Ona należy jedynie do mnie, a nie do Izuny. Hana już zawsze będzie ze mną. Wszystko miałem obmyślane. Zostawiłem kobietę samą i udałem się dorzucić drzewa do ogniska. Rankiem zabiorę ukochaną jak najdalej od mojego klanu, jak i Senju. Nikt mi nie odbierze mojej narzeczonej. Zrobię wszystko, aby zostawiła Izunę. Patrzyłem na Hanę, a widząc jej łzy, podszedłem bliżej i starłem je z jej policzków. Delikatnie przytuliłem ją do siebie.
-Hana, nie chcę cię krzywdzić. Chcę tylko odzyskać moją rodzinę. Ciebie i naszych chłopców. Kocham cię, wybacz mi...wiem...źle zrobiłem. Mogłem wrócić, a nie sfingować własną śmierć. Daj nam szansę.-szepnąłem czule i musnąłem jej usta.
-Nigdy! Jesteś najgorszym, co mnie spotkało w życiu. Nie będę z tobą. Jestem żoną Izuny i to się nie zmieni. Nigdy do ciebie nie wrócę. Nie po tym, czego się dowiedziałam.-wyznała ze złością w głosie.
-To nie problem. Nie potrzebuję mieć z tobą ślubu. Wystarczy mi to, że mam cię przy sobie. Nie wypuszczę cię.-wyznałem, całując ją namiętnie.
Hana jednak za nic nie chciała reagować na moje pocałunki. Brakowało mi jej ust, zapachu, jak i ciała. Zjechałem ustami na jej wrażliwą szyję. Nadal nie reagowała.
-Jeszcze będziesz mnie błagać o więcej, kochanie. Izuna cię nie uratuje. Nie przyjdzie z ratunkiem.-wyznałem, przejeżdżając palcami po jej policzku.
-Przyjdzie po mnie. Będzie mnie szukał. Za wszelką cenę mnie odnajdzie.-szepnęła Hana, nie patrząc na mnie.
-Nie znajdzie cię. Za nic mu ciebie nie oddam. Jesteś moja i zawsze tak będzie. Nie pozwolę na to, abyś pieprzyła się z Izuną. Należysz do mnie!-krzyknąłem ze złością w głosie.
-Nigdy nie będę twoja. Odebrałeś mi chłopców!-wykrzyczała Hana ze łzami w oczach.
-To twoja matka ich ma. Ukrywa ich w leśnej hacie.-powiedziałem, patrząc na ukochaną.
-Jej chodzi jedynie o Kyūbiego. Chce go przejąć...z tym...że wtedy ja...umrę!-wyznała zdenerwowana Hana.
-Nie pozwolę jej na to.-szepnąłem, patrząc w jej oczy.
Wyszedłem na krótki spacer, zostawiając przykutą Hanę do ściany w jaskini. Żałowałem tego, że zostawiłem ją, gdy mnie potrzebowała. Teraz byłaby moją żoną, a nie mojego brata.
