Carmlord

1 0 0
                                    

Przeszli wzdłuż pola uprawnego na którym rosło zboże, które było gotowe do zbioru. Na polu stał strach na wróble, ale ewidentnie nie przeszkadzało to ptakom gdyż siedziały na nim. Idąc krętą ścieżką wzdłuż zboża, doszli do ogromnej, drewnianej bramy która była wzmocniona metalowymi fragmentami w poprzek. Była jedynym wejściem do miasta, które odzielał potężny mur od reszty świata. Co kilkanaście metrów były wierzyczki dla łuczników strzegących miasto przed potencjalnymi najeźdźcami.Na wejściu zatrzymało ich dwóch strażników. Byli ubrani w czerwone koszule w brązowe kratki. Obydwoje w ręce trzymali włócznie, a u pasa mieli miecz. Widać było że lubiali spędzać czas w karczmie. Byli otyli, a ich zbroja była łagodnie mówiąc za mała na nich.

- Kim jesteście i czego szukacie? - zapytał jeden z nich szorstkim głosem.

- Ja jestem Jack z Runeverry - odparł Jack - a to jest mój przyjaciel Buck z Runeverry.

Runeverra to piękne miasto położone w wschodniej części Dembridge. Mieszkali tam przez dziesięć lat do póki zakony się nimi nie zainteresowały i nie stwierdziły że wezmą ich na nauki. Bucky był w podobnej sytuacji tyle że Jack ukrywał się przed zakonem łowców przez miesiąc. Używał do tego swoich umiejętności których nabył ukrywając się przed zwierzętami, gdy jego ojciec zabierał go na wspólne polowania. Bucky cieszył się że zakon magów wziął go. Zawsze chciał do nich dołączyć.

- Ty jesteś łowcą? - spytał drugi strażników wskazując na Jackiego i jego nóż.

- Tak, jestem łowcą - odpowiedział. Ukazując swe ostrze ukratkie, które kryło się za jego zielono szarym płaszczem. Płaszcz pozwalał mu łatwiej się ukryć w lesie, gdy stał w beż ruchu był prawie niewidoczny.

Przy rozpoczęciu nauki, każdy zakon dawał swemu uczonemu artefakt, który magicznie wzmacnia jego umiejętności. Łowcy dostają nóż wzmacniający ich zmysł słuchu i zmysł wzroku. Magowie dostają na pierwszy rzut oka zwykłą drewnianą laskę. Po bliższym przyrzeniu się można zobaczyć że jest stworzona z doskonałą dbałością o każdy detal i każdy wyrzeźbiony znak na niej. Ta drewniana laska jest nazywana przez nich magiczną różdżką i na każdego maga działa inaczej. Na Buckiego działa w ten sposób że wzmacnia jego zaklęcia. Zakon rycerza dawał swym uczniom naszyjnik który był wykonany z skóry i metalowy krążek. Właśnie ten krążek wzmacniał ich siłę.

- Dobra, możecie wejść - odparł ten pierwszy strażnik, wskazując głową na wejście.

Carmlord był bardzo rozwiniętym miastem. Miał bardzo wiele kamiennej zabudowy. W równych odstępach umieszczone są lampy oświetlające drogę kamienną która prowadziła przez miasto. Idąc prosto dostrzegli karczmę, której szyld głosił że nazywa się "pod tarczą" a przez jej okna ludzi bawiacych się w nich. Dalej idąc Jack zauważył kowala i parę sklepów sprzedający różne rzeczy. Między innymi owoce, warzywa i ubrania .Gdy doszliś do rynku zobaczyli wielki dąb. Dawał on cień kamiennemu murkowi, który odgradzał trawę od kamiennego podłoża.

- Rozdzielmy się - powiedział Bucky.

- Czemu? Szukamy czegoś? - spytał się go jego towarzysz - czy ktoś nas szuka? - dodał po chwili.

- Nie musisz się niczym martwić - odparł - muszę... - zatrzymał się w połowie zdania.

Widać było że coś go gryzie, tylko nie Jack nie mógł się domyśleć co.

- Muszę coś załatwić - dodał po chwili.

- No dobra - odpowiedział - to spotkajmy się na rynku za cztery godziny.

- Dobra - odparł i poszedł w stronę zamku.

Jack stwierdził że pójdzie pochodzić po mieście i pozwiedza. Poszedł w przeciwnym kierunku w którym poszedł Bucky. Szedł w kierunku kowala, by naoszczyć ostrze swego miecza. Wiedział że podczas walki z niedźwiedziem z lekką trudnością wbił swój miecz w niego. Zawsze wchodził bez najmniejszego problemu. Gdy doszedł do kowala, ujrzał wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę ubranego w białą koszulkę i brązowe spodnie a na to jeszcze miał ciemno brązowy fartuch. Trzymał w jednej ręce młot a w drugiej ręce miecz rozżarzony do czerwoności. Obok niego stał wielki kamienny piec. Po lewej stronie była drewniana półka z wystawionymi mieczami na sprzedaż. Ceny wachały się od dziesięć brązowych kulek do dwóch złotych kulek. Dwadzieścia kulek brązowych to była jedna srebra kulka, a sto srebnych kulek to jedna złota kulka.

- Dzień dobry - zawołałe
do kowala - ile wynosiłoby naostrzenie mojego noża i miecza oraz ile by to kosztowało? - dodał, gdy się odwrócił.

- Dzień dobry, to zależy jaki miecz - odparł.

- Ten miecz - odpowiedział mu, pokazując mu swój miecz, który jeszcze niedawno był cały z niedźwiedziej krwi.

- Dziesięć srebnych kulek, jeśli chcesz na teraz to dwadzieścia srebnych kulek, a nóż będzie gratis- powiedział.

- Dwadzieścia srebnych? - prawie wykrzyczał to - przecież to rozbój w biały dzień - dodał.

Oczywiście jako łowca potrafił na ostrzyć swój nóż. Nie chciało mu się tego robić bo był zmęczony po długiej wędrówce.

- Jestem profesjonalnym i w dodatku jedynym kowalem w tym mieście - odparł uśmiechając się lekko

- No dobra - odparł niechętnie

Dał mu miecz i nóż do naostrzenie i stwierdził że usiądzie sobie na pobliskiej ławce i zaczeka jak go na oszczy. Lecz zostawił sobie sztylet w pochwie. Sztyletu używał tylko w nagłych sytuacjach. Takich jak ta.

Przygody Jacka i Buckiego ZdradaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz