8

293 32 7
                                    

- To gdzie idziemy? - zapytałam się Marca, bo nie miałam jeszcze okazji większego zwiedzania Barcelony oprócz dnia mojego przyjazdu.

- Zobaczysz, to będzie niespodzianka, ale ci się spodoba - odpowiedział, a ja popatrzyłam na niego zawiedziona.

- Myślałam, że wyciągnę od ciebie jakieś informacje - powiedziałam i przekręciłam oczami.

- Nie tym razem - zaśmiał się, a ja razem z nim, bo przypomniała nam się sytuacja, gdy Marc sprzedał mi moją imprezę urodzinową, którą sam przygotował.

Szliśmy uliczkami Barcelony, które wydawały się naprawdę piękne. Mieliśmy wolne 2 godziny, bo dzisiaj obiad w naszym ośrodku jest do godziny 17:30 dla wszystkich. Całą drogę rozmawialiśmy o normalnych rzeczach, ale nie poruszyliśmy tematu, którego tak naprawdę chcieliśmy przegadać.

Dotarliśmy na miejsce po 10 minutach, a moim oczom ukazała się mała górka, z której widok rozciągał się na całą panoramę tego miasta. Popatrzyłam na ten widok ze zdumieniem. Uśmiechnęłam się w jego stronę, a on zaśmiał się nieśmiało. Nie powiem, nie spodziewałam się czegoś takiego z jego strony.

- To siadajmy i pogadamy - powiedział i wspólnie usiedliśmy na trawie.

- Zacznijmy od tego, że mogłeś się chociaż odezwać jak wyjechałeś. Strasznie mi cię brakowało - wytłumaczyłam mu i odwróciłam wzrok, aby na niego nie patrzeć.

- Wiem i chciałbym cię przeprosić za to. Podążałem za marzeniami, skupiłem się tylko na nich i odrzuciłem od siebie wszystkich ludzi, którzy chcieli mi pomóc. Nawet przez chwilę urwał mi się kontakt z rodzicami - powiedział smutnym głosem, a ja zwróciłam głowę w jego stronę z zaskoczenia.

- Nie gadałeś z rodzicami? - zapytałam zdumiona, wiedząc jak Marc zawsze był z nimi blisko.

- Tak wyszło - powiedział i zaczął się plątać. - Nie chciałem tego, ale wszystko siadło mi na psychikę. Chciałem po prostu być najlepszy. Wychodziło mi to, ale koszt był za duży - wytłumaczył, a ja dopiero wtedy zrozumiałam jak było mu ciężko.

Marc od zawsze był ambitnym dzieckiem i starał się robić wszystko najlepiej. Przychodziłam na jego wszystkie mecze i widziałam go takiego na boisku. Spotykaliśmy się po treningach, ale nigdy nie poznałam go z tej strony. Brakowało mu wsparcia, a gdy zaczął je dostawać, odsuwał się od niego. Prawdopodobnie dlatego, że bał się, że ktoś go skrzywdzi.

- Wiesz, że zawsze mogłeś mi to powiedzieć? Nie zostawiłabym cię, tylko pomogłabym - wyjaśniłam i zauważyłam, że Guiu ma łzy w oczach. Chyba pierwszy raz przed kimś się tak otworzył, za co byłam mu wdzięczna.

- Teraz wiem, ale wtedy nie umiałem tego zrozumieć. Cieszę się, że udało ci się dołączyć do La Masii. Przynajmniej wszechświat połączył nas znowu razem, żebyśmy mogli sobie to wyjaśnić.

Gdy patrzyłam na niego nie mogłam wydusić z siebie słowa, więc po prostu przysunęłam się do niego i go przytuliłam. Najmocniej jak mogłam.

- Ja też się cieszę - uśmiechnęłam się, a on mocniej mnie przytulił.

W tamtym momencie chyba zdałam sobie sprawę, że naprawdę brakowało mi go przez tamten czas. Naszych wspólnych treningów, spotkań po szkole, uśmiechów i obiadów z moją babcią.

Gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam na telefon, który wskazywał godzinę 17:40.

- Przegapiliśmy obiad - stwierdziłam i zaśmiałam się.

- W takim razie zabieram cię na najlepszy makaron w Barcelonie - wstał z trawy i podał mi rękę, którą złapałam, aby się podnieść.

Dotarliśmy do centrum i usiedliśmy przy jednym ze stole na dworze. Sporo ludzi chyba nas rozpoznało, bo ciągle słyszałam ich rozmowy, ale nie przejmowaliśmy się tym. Znamy się od dziecka, więc nikogo nie powinno to dziwić.

amor de la masia ~ Marc GuiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz