~ VI ~

194 12 1
                                    

Pov: Lucyfer

Od moje ostatniej wizyty u Alastora niewiele się zmieniło. Już nie odważyłem się do niego zaglądać. Od wspomnianego dnia minęło kilka dobrych tygodni, a radiowiec nie zaszczycił nas swoją obecnością.

Zastanawiałem się, co się może z nim dziać. Może rzeczywiście popadł w depresję? Nie umiałem odpowiedzieć sobie na te pytanie. Chciałem znów wybrać się do pokoju radiowca, jednak zabrakło mi odwagi. Pewnie nasza rozmowa wyglądałaby identycznie jak poprzednia.

Jednak nic nie zmieniało faktu, że Alastor raczej nic nie jadł od długiego czasu.

Może przynajmniej zajrzę?... Namówię, żeby przyszedł na śniadanie? Chciałem to zrobić, jednak wciąż bałem się konfrontacji z Radiowym Demonem.

"Ale chyba nie zaszkodzi?... Poza tym przecież Alastor nie może nic nie jeść..." powtarzałem sobie w myślach. Wiedziałem, że jeśli ktoś nie zareaguje to może być z nim źle.

Zacząłem zdawać sobie z tego sprawę. Im bardziej to do mnie docierało, tym bardziej byłem przerażony tym, w co wpakował się radiowiec. W końcu widziałem jak się okaleczał...

Po paru minutach pogrążania się w swoich myślach postanowiłem złożyć ponowną wizytę u Alastora.

Tak więc po chwili ruszyłem się z miejsca i opuściłem swój pokój, kierując się w stronę tego, który należał do naszego zdepresowanego jelenia. Po jakimś czasie znajdowałem się pod jego drzwiami. Słyszałem z niego jakieś hałasy. Musiał coś robić. W pewnej chwili zwątpiłem i zawahałem się. Jednak zapukałem.

Hałasy automatycznie ucichły a następnie drzwi otworzyła mi wysoka sylwetka Alastora.

- Znowu ty? - zapytał ostro radiowiec.
- Ja, a co? Czekasz na kogoś? - odpowiedziałem tym samym tonem co on.
- Skądże. Z jakiegoż to powodu wasza niskość zaszczyca mnie swoją obecnością?
- Daruj sobie te odzywki - powiedziałem. Nagle mnie olśniło. Przecież mam dobry argument.
- Bo co mi zrobisz? - spytał schylając się tak, że był ze mną głową na równi. Ja się jedynie uśmiechnąłem.
- Bo powiem, że się tniesz - powiedziałem z szerokim uśmiechem. Rudemu mina nieźle zwiędła. Prawie zniknął ten jego żałosny uśmieszek - Co, zaskoczony? Chyba byś tego nie chciał? To było by dla ciebie duże upokorzenie - prawie szeptałem do niego. Zadziałało tak, jak chciałem.
- Dobra, co chcesz? - spytał.
- Zszedł byś na śniadanie? - odpowiedziałem. Alastor chyba mocno się zdziwił moim pytaniem.
- Od kiedy ty się tak o mnie martwisz?
- Od niedawna. Naprawdę, gdyby nie to, że zajrzałem Ci tamtej nocy do pokoju, nie stałbym w progu twojego pokoju. Zbieg zdarzeń.

Radiowiec szepnął coś, ale nie dosłyszałem co powiedział.

- To jak, zejdziesz? Zjedz coś. Nie możesz się głodzić - powiedziałem, aż zdziwiony troską w swoim głosie. Alastor patrzył przez chwilę na mnie.
- Dobrze, zejdę - odpowiedział wreszcie. Uśmiechnąłem się do niego.
- Dziękuję - szepnąłem i odszedłem.

______________________________

420 słów

Krótki rozdział, ale niedługo napisze perspektywę Alastora.

Przepraszam za taką długą przerwę w rozdziałach, ale nie miałam weny + ostatnio czuje się dość słabo psychicznie.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, mam nadzieję że jak najszybciej!

Bajjj!!!

Edit: usunęła mi się treść rozdziału i myślałam że straciłam ale przyworocilam. Przepraszam za niepotrzebne powiadomienie o nowym rozdziale. Jutro możliwe że wieczorem wstawię rozdział:)

I will cure you // radioappleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz