Kolejny rozdział pojawi się 7 lipca, a ten dedykuję NieSpermNaMnie :))miłego czytania <3
Aviemore, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, rozciągało się pod chłodnym, czystym niebem, otulone kołdrą świeżego, puszystego śniegu. Miasteczko zdawało się być jakby wyrwane z kart pocztówki, z malowniczymi domkami pokrytymi białym puchem, który delikatnie spływał z dachów niczym lukier na piernikowych chatach. Ulice były ciche, przerywane jedynie skrzypieniem śniegu pod stopami nielicznych przechodniów, spieszących do swoich domów na świąteczny obiad.
Świerki, ciężkie od świeżego śniegu, stały jak strażnicy na granicach miasta, a ich ciemnozielone gałęzie kontrastowały z bielą otoczenia. Choinki ozdobione światełkami i kolorowymi bombkami migały w oknach, dodając świątecznego blasku i ciepła do zimowej scenerii.
Główna ulica Aviemore była udekorowana świątecznymi girlandami i migoczącymi światełkami, które rozwieszone były nad ulicą, tworząc baldachim świetlny, pod którym spacerowali mieszkańcy i turyści. W powietrzu unosił się delikatny zapach świerku zmieszany z aromatem cynamonu i goździków, pochodzącym z lokalnych kawiarenek, gdzie ludzie popijali gorącą czekoladę i grzane wino.
W oddali, góry Cairngorms majestatycznie wznosiły się nad miasteczkiem, ich szczyty pokryte grubą warstwą śniegu, mieniące się w promieniach zimowego słońca. Wyciągi narciarskie powoli przesuwały się po zboczach, przewożąc narciarzy i snowboardzistów, którzy zjeżdżali po świeżo przygotowanych trasach, zostawiając za sobą ślady w białym puchu.
Rzeka Spey, płynąca nieopodal, była częściowo zamarznięta, a jej brzegi pokrywała cienka warstwa śniegu. Ścieżki wzdłuż rzeki były udekorowane lodowymi kryształkami, które migotały w promieniach słońca niczym diamenty.
Aviemore w ten grudniowy dzień było miejscem magicznym, gdzie cisza i spokój zimowego krajobrazu łączyły się z ciepłem świątecznej atmosfery, tworząc niezapomniany obraz, który na długo pozostawał w sercach tych, którzy mieli szczęście tu być.
Tylko Harry nie czuł się ani trochę szczęśliwy z tego, że tu jest. Szedł za rozgadaną Tonks i resztą ich małej drużyny w stronę wielkiego hotelu Stark, samobiczując się myślami o dzisiejszym poranku.
Po incydencie w łazience nie mógł się uspokoić. Im bardziej starał się wyrzucić z głowy Draco, tym częściej obraz rozebranego chłopaka wracał do jego umysłu. Miał ochotę wyrzucić wspomnienia do myślodsiewni.
Nie zepsuje tej przyjaźni! Nie ma takiej opcji! Ludzie nie zakochują się w swoich przyjaciołach! To nie jest jakaś książka, gdzie jest akcja "friends to lovers". Nie będzie psuł relacji przez jakieś głupie, dziecięce uczucia. Poza tym, podniecenie to całkowicie normalna sprawa, prawda?
To tylko reakcja organizmu!
Harry zmagał się z własnymi myślami, starając się przekonać samego siebie, że wszystko jest w porządku. Że to, co czuł, było jedynie chwilowym impulsem, zwykłym przypadkiem. Ale każde wspomnienie tamtego poranka było jak przypomnienie, że jego ciało i umysł grają przeciwko niemu.
Pod stopami chrzęścił śnieg, a chłodne powietrze owiewało jego twarz, nie przynosząc jednak upragnionego ukojenia. Otoczenie, choć piękne i pełne świątecznej magii, nie potrafiło zagłuszyć burzy emocji w jego wnętrzu. Każdy krok w stronę hotelu Stark był dla niego walką – z samym sobą, ze swoimi uczuciami, z niewyjaśnioną fascynacją, która zdawała się rosnąć z każdą chwilą.
Tonks i reszta drużyny śmiali się i żartowali, nieświadomi wewnętrznego konfliktu, który przeżywał Harry. Patrzył na nich z zazdrością, pragnąc ich beztroski, ich spokoju. Ale to, co go trapiło, było zbyt silne, zbyt głębokie, by mogło być łatwo zignorowane.

CZYTASZ
Sentire tuum gustum #drarry ✅
FanfictionAkcja opowiadania dzieje się głównie piątym roku. Rodzice Harry'ego nie żyją, ale Lord Voldemort nie przetrwał tamtej nocy. Od piętnastu lat świat zapominał o Czarnym Panu, a Harry jest wychowywany przez Syriusza. Jego życie było prawdziwą sielanką...