Piękne miasto Raszania, znajdujące się na wschodzie Krasivy, metropolia żyła sobie dobrym, dogodnym życiem. Miasto tętniło życiem, ludzie chodzili do kościoła, spacerowali po parkach, ulicach i żyli własnym życiem. Nie było widać tragizmu zdarzeń z tamtego roku, który sie tutaj wydarzył. W jednej z kamienic w centrum miasta mieszkał sobie człowiek, którego nazywali Andrei. W ten wieczorny dzień pił sobie herbatę przy swojej ulubionej gazecie, którą uważał za jedyną prawilną. Wziął jednego łyka herbaty po czym spokojnie otworzył swoje czasopismo. Na pierwszej stronie było widać wielki napis:
HERMANIA WKROCZYŁA NA TERENY KRASIVY
Zobaczywszy to opluł się swoim rumiankiem. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przez następne kilka minut myślał, że to tylko zły sen lecz po chwili zdał sobie sprawę, że tak naprawdę jest to rzeczywistość. Przypomniało mu się jak w dzieciństwie jego dziadek opowiadał mu o samolotach nad jego rodzinnym miastem, które jedynie co ze sobą nosiły to Bomby Śmierci. Położył na stoliku obok swój kubek oraz mokrą gazetę i szybko wybiegł ze swojego fotelu. Podszedł do swojego balkonu i lekko otworzył drzwi do niego. Całe te mieszkanie uważał za najlepszą rzecz, jaką kupił w swoim życiu. Najbardziej cenił sobie właśnie miejsce, w którym bardzo często przebywał porankami jak i wieczorami w praktycznie każdy dzień - balkon. Bardzo zestresowany wyszedł na zewnątrz i ze strachem w oczach zaczął oblegać swoim wzrokiem okolice. Często opowiadania dziadka o wojnie przyprawiły mu lekkiej paranoi , która aktywowała się w takich momentach jak właśnie te. Popatrzył się na górę i nie mógł uwierzyć temu, co widzi. Była to najmniej chciana rzecz, jaką mógł sobie teraz wyobrazić. Najmniej pożądana rzecz, która niestety się zjawiła.
-Samoloty....- Powiedział z niedowierzaniem Andrei, wpatrując się w lekko pomarańczowe niebo. Nad promienistym blaskiem wschodzącego słońca rozpościerały się masy czarnych, powolnych bombowców wroga. Cała ta chwila wydawała się, jak by była w zwolnionym tępię. Andrei zapomniał o tym co wcześniej robił, zapomniał o wcześniejszych stresach i bolączkach jakie posiadał. Jedynie co teraz robił to patrzył się z niedowierzaniem na błękitne niebo. Po chwili powrócił do świata żywych, a razem z nim powróciła presja oraz inne złe uczucia. Szybko wszedł do swojego mieszkania i poruszył się w kierunku swojego starego biurka. Schylił się, otworzył największą półką i wziął ze sobą notes oraz pióro. Spakował szybko te rzeczy do swojej kieszeni i znów wszedł na balkon. Teraz rozpoczynał się prawdziwe piekło, 7 krąg piekielny wydawał się niczym w porównaniu z tym, co zobaczył młody mężczyzna. Złapał się poręczy i z ogromnym niedowierzaniem wpatrywał się na swoje ukochane miasto. Masy bomb spadały powoli opadając na budynki, które po styknięciu się z tymi śmiercionośnymi narzędziami Zaczynały się palić, a dachy łącznie ze ścianami odrywały się od siebie nawzajem i wyrzucał się w powietrzę. Eksplozje było widać wszędzie, a panika ludzi była jeszcze głośniejsza niż dźwięki eksplozji. Całe miasto w ciągu kilku minut zamieniło się w jeden wielki ogień, który pochłaniał wszystko na swojej drodze. Ludzie się palili jak nie w budynkach, to na ulicach. Smród spalonych ciał było czuć wszędzie niezależnie gdzie byłeś. Andrei gdy patrzył się na te straszliwe widoki czuł się jak by wszystko co kochał, zamieniało się w proch i gruzowiska. Wyszedł z balkonu wchodząc do swojego pokoju. Wyszedł z mieszkania i schodził schodami, totalnie zapominając o spakowaniu swoich rzeczy. Miał zamiar wyjechać z tego miasta do swojego rodzinnego miasta, lecz w tym samym czasie będąc pod presją nic ze sobą nie wziął oprócz wcześniejszego notatnika oraz pióra. Schodził szybko schodami razem z innymi osobami, które najwidoczniej też chciał jak najszybciej uciec od tego miejsca. Jak i w kamienicy jak i w budynku było słuchać krzyki, żałosne płacze dzieci jak i ogólny wielki chaos. Po kilku minutach prób wyjścia z budynku wreście udało mu się wyjść na zewnątrz. 7 krąg piekielny był zdecydowanie za łagodną metaforą na to, co właśnie widział przed swoimi oczami. To co widział było ukazaniem najgorszych męczarni piekielnych jakie mózg człowieczy mógł sobie pozwolić. Biegł razem za tłumem, owijając wokół siebie swój szalik jak i kapotę. Owa kapota byłą jednym z najważniejszych skarbów Andreiego. A czemu ? Te ubranie było pamiątką rodzinną po jego zmarłym ojcu, a przez to iż byli razem ze sobą bardzo zżyci nie mógł pozwolić na możliwość stracenia tego. W głowie miał tylko jedno - uciec od tego wszystkiego i powrócić do miasta, gdzie najpewniej będzie spokój i normalne życie. Gromada osób szła razem, wszyscy blisko siebie jak jakieś istne stado szła w ramie w ramie ulicą która prowadziła do wyjścia z tego miasta. Nie było żadnej policji ani nic w ten deseń, nie było niczego oprócz grozy, postrachu, ognia oraz dymu. Blisko tego a'la marszu rozwalały się budynki jak i ludzkie ciała, wszędzie było słychać krzyczące osoby z bólu albo z poparzeń, albo ze zmiażdzenia przez spadające części budynków. nikogo nie obchodził w tym czasie los innych niż siebie i swoich rodzin, nikt nie pomagał potrzebującym pomocy. Każdy się bał, że pomagając sam narazi się na bolesną śmierć, którą niestety niektóre osoby właśnie przeżywają. Nie dało się oddychać, większość osób nosiła na twarzy jakieś ubrania by tylko nie wdychać tego zabójczego dymu. Andrei chodził tak przez około 2 godziny do czasu, aż dostał się do stacji kolejowej. Duża część osób nie przeżyła tej podróży z różnych powodów, o których da sie domyślić. Każdy człowiek miał wtedy tylko jeden cel - jak najszybciej uciec z tąd i właśnie ten cel mogli bardzo łatwo osiągnąć - wchodząć na pociąg i razem z nim ucieknąć z tego miejsca. Poczeło się szturmowanie dworca kolejowego. Masa osób wchodziła bez żadej kolejki, dużo osób było deptanych przez fale ludzi którzy bez namysłu szli przed siebie. Andrei wiedział, że gdy pójdzie razem z nimi najpewniej nawet nie uda mi się przejść, z tego powodu próbował znaleść inne wejście na peron i zaczął szukać. Nie musiał długo tego robić, udało mu się znaleść przejście pod elektrycznym drutem ( zostały wcześniej dane takie druty ze względu na możliwość ataku przeciwnika) i wszedł na drugą stronę. Musiał bardzo się wysilać aby przejść tam, a na jego ciele zostało kilka raz od metalowych prętów które naszczęścię nie były poddane elektryczności. Strzepnął z siebie wszystko i pobiegnął na peron. Po kilku minutach dotarł tam i zobaczył hordę osób próbujących wejść na najbliższy pociąg. Ochroniarze rozganiali, nawet bili pałkami lecz nic z tych rzeczy nie pomagało. Pociąg miał już odjechać aby więcej osób nie weszło i zaczął powoli odjeżdzać, gdy Andrei szybko wskoczył na drabinę na tyle pociągu i wspiął sie na dach niego. Usiadł, i położył się opierając głowę na metalowym dachu maszyny. Maszyna odjechała z peronu pozostawiając za sobą mase ludzi jak i we wnątrz jej. Ledwo co się poruszała ze względu na wagę, jaką musiała unieść.
-To już koniec- Pomyślał Andrei. Nie musiał już uciekać ani widzieć stosy ofiar tej katastrofy. Wyciągnął ze sobą swój mały notes jak i wziął do ręki pióro po czym zaczął spisywać to, co się przed chwilą. Chciał upamiętnić te wydarzenia na kartce... może kiedyś opowie o tym swoim wnukom ?

CZYTASZ
[Tom 1] Kraiva - To Raszania With Love
AbenteuerMłody Andrei ucieka z miasta płonącego ogniem. Jak dalej potoczy się jego historia ? Zobaczycie sami