Prolog.

6 2 6
                                    







Ostatnie sześć lat życia 29-letniego Namjoona nie obfitowało w jakieś znaczące sukcesy. Jakby tak usiąść i na spokojnie spisać wszystko, czego mężczyzna dokonał przez ten czas, to niewiele można by zanotować. No bo niby co? Kilka przeczytanych, nic nie wnoszących do jego życia, książek? Godziny spędzane na siłowni? Poza tym to nic. Niemal codziennie spotykał te same twarze. Co jakiś czas pojawiał się ktoś nowy, ktoś stary znikał. Nic specjalnego się w jego życiu nie wydarzyło, no bo w zasadzie co ciekawego może się wydarzyć za murami więzienia? Gwałty, bójki, śmierć były na porządku dziennym, ale czy to można by było zaliczyć do sukcesów?

Minął miesiąc od kiedy Namjoon wyszedł na wolność. Skrócono mu wyrok za dobre sprawowanie i teraz mógł w końcu wcielić w życie plan, nad którym miał okazję rozmyślać przez długie miesiące spędzone za kratami. Kiedy zaraz po wyjściu odwiedził swojego ojca i opowiedział mu o swoich zamiarach, ojciec dał mu swoje błogosławieństwo. Był dumny.

Namjoon lubił, kiedy ojciec był z niego dumny. To była jedna z tych rzeczy, które Namjoon mógł nazwać sukcesem.

Namjoon już od dobrych kilku minut czekał na ojca w pomieszczeniu dla odwiedzających. Wyprostowany siedział na niezbyt wygodnym krześle, oddzielonym od innych gości półprzezroczystą pleksi i wgapiał się w słuchawkę zawieszoną na jednej ze ścianek.

Wyczekiwał. Miał tremę.

Kiedy w wejściu pojawił się postawny, sześćdziesięcioletni mężczyzna w towarzystwie barczystego strażnika, Namjoon poczuł silny ucisk w żołądku. Przez chwilę żałował, że tu dzisiaj przyszedł, ale było już za późno by się wycofać. W głowie kołatało mu się mnóstwo myśli, a jedna z nich była wyjątkowo natrętna: czy to, czego dokonał w ciągu ostatniego miesiąca usatysfakcjonuje ojca? Czy okaże się porażką?

Junsuk Kim skinął do strażnika, kiedy ten go rozkuł i podszedł do miejsca wyznaczonego mu na dzisiejsze widzenie. Przez chwilę wpatrywał się w syna, lustrując szczegółowo jego twarz. Namjoon był zadbany. Wyglądał o wiele lepiej, niż kiedy się spotkali po raz pierwszy miesiąc temu. Co prawda jego włosy były już trochę przydługie, ale rozjaśnione pasemka dodawały mu świeżości i młodzieńczej pewności siebie. Chłopak miał na sobie dobrze skrojony drogi garnitur, grafitową koszulę z modnie postawionym krótkim kołnierzykiem, a na szyi dumnie wyeksponował godło rodziny, zawieszone na lekkim złotym łańcuszku. Junsukowi podobał się ten widok. Świadczył o tym, że jego pierworodny świetnie radzi sobie na zewnątrz i wie jak dysponować pieniędzmi ojca.

Mężczyzna chrząknął, złapał za słuchawkę i przyłożył ją do ucha. Namjoon poszedł w jego ślady.

— Padre. — powiedział chłopak. — Dobrze wyglądasz.

— Jestem pewien, że ty wyglądasz dużo lepiej niż ja, synu. — Junsuk uśmiechnął się nieznacznie, ledwo unosząc kącik ust, i od razu przeszedł do rzeczy. — Znalazłeś go?

— Owszem. — odparł Namjoon. Miał nadzieję, że lekkie drżenie w jego głosie nie zdradzi zdenerwowania. — Zmieniono mu nazwisko, więc nie było łatwo, ale udało się. Mieszka z rodziną zastępczą w centrum San Francisco. Chodzi do jednego z publicznych liceów.

Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągnął z niej lekko pogięte zdjęcie i przyłożył je do dzielącej ich ścianki. Nie musiał wyjaśniać, na co, a raczej na kogo, jego ojciec właśnie patrzy. Junsuk przełknął ogromną gulę, która utknęła mu w gardle, po czym niepewnie przejechał palcami po swojej stronie szyby, w miejscu, gdzie na fotografii znajdował się policzek nastoletniego chłopca.

— Jest do niej bardzo podobny — stwierdził, wpatrując się w chłopaka ze zdjęcia. Jego głos był ledwo słyszalny, jakby niechcący wypowiedział swoje najgłębiej skrywane myśli. — Udało ci się z nim skontaktować?

— Jeszcze nie. — Namjoon delikatnie spuścił głowę. — Nie mogę zbliżyć się do szkoły, a tym bardziej pojawić się na progu jego domu, ale jestem na dobrej drodze. Zwerbowałem kilku młodych chłopaków z tego samego liceum, pomogą mi do niego dotrzeć.

— Dobrze. — ojciec pokiwał głowa, nie spuszczając wzroku z fotografii. — Młodzikami łatwiej jest sterować. Mam nadzieję, że zajrzałeś w ich przeszłość? Nie są rozwydrzonymi dzieciakami, którym się zaraz zabawa znudzi?

— Obaj spędzili lata w sierocińcu. Nie mają rodzin. Ojciec Volta kilka lat temu został zamordowany w więzieniu, matka nieznana.

— Za co siedział? — dopiero teraz Junsuk spojrzał na syna, a Namjoon pozwolił sobie schować zdjęcie z powrotem do kieszeni.

— Morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.

Starszy pokiwał głową. To mu się podobało.

— A ten drugi?

— Jest mniej ogarnięty, ale bardziej narwany. Ojciec zaćpał się na śmierć, matka też narkomanka. Żyje w Nowym Jorku. Mieszka na ulicy, jest dziwką.

— Dobrze się nimi zająłeś?

— Dałem im dach nad głową, jak tylko wyrzucili ich z sierocińca. Są wdzięczni i bardzo napaleni na tę robotę.

Przez chwilę obaj milczeli, pogrążeni we własnych myślach. Namjoon czekał na to jedno konkretne pytanie

— Znalazłeś Seokjina? — ojciec zapytał w końcu.

Namjoon przełknął ciężko ślinę, poprawił tyłek na siedzeniu i lekko zwiesił ramiona.

— Nie. — odpowiedział ze skruchą. — Gnojek zapadł się pod ziemię, nikt nie wie gdzie jest. Tchórz chowa się w jakiejś ciemnej dupie. Ale znajdę go. Potrzebuję tylko więcej czasu.

— A Rekin?

— Żaden z moich informatorów nie słyszał o nim już od roku. Chodzą pogłoski, że nie żyje.

Junsuk znowu lekko pokiwał głową, przyswajając informacje o swoim dawnym pracowniku.

— Cóż. Szkoda chłopaka. Miał talent.

— Zabił matkę! — warknął Namjoon.

— Zgadza się. Ale nie zmienia to faktu, że świat stracił wybitnego strzelca.

Namjoon prychnął i mimo, że miał więcej do powiedzenia na ten temat, zamilkł. Nie wolno było podważać opinii ojca. Jego słowo było dla młodego mężczyzny świętością.

Ciszę w końcu przerwał Junsuk.

— Odwaliłeś kawał dobrej roboty, Namjoon. Nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie znajdziesz Yoongiego. Matka byłaby z ciebie dumna. Tak jak ja jestem. — znowu uśmiechnął się nieznacznie, widząc jak te słowa połechtały ego jego syna, ale nie dał mu czasu na odpowiedź. — Ja też nie marnowałem czasu. Z moich informacji wynika, że Seokjin nie tylko siebie ukrywa w, jak to określiłeś, ciemnej dupie. Ma rodzeństwo. Znajdź je, a sukinsyn sam wylezie ze swojej nory.





~~~~



.

HER. | mygOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz