Pociąg do zapomnienia

69 16 527
                                    

Wiatr to niedoceniany żywioł.

Wiemy, że lubimy słońce, ale nie przepadamy za deszczem.

Lubimy deszcz, gdy siedzimy w domu z kubkiem ulubionej kawy i dobrą książką w dłoni.

Lubimy słońce, gdy leżymy na plaży, a ono delikatnie muska nasze starannie wysmarowane kremem z filtrem ciało.

Bez ziemi nie byłoby nas, nie byłoby roślin... Nie byłoby niczego, ale wiatr...

Wiatr to zdecydowanie niedoceniany przez nas żywioł.

Jest nie tylko źródłem energii, ale i przyczynia się do ochrony środowiska. To dzięki niemu dochodzi do rozsiewania nasion na dalsze odległości. Niemniej jednak, powyżej pewnej prędkości zmienia się w siłę wysoce destrukcyjną, niszczącą wszystko na swojej drodze.

Spokojny i przyjemny powiew otaczał mnie z każdej strony, gdy kurczowo trzymałam się za materiał jeansowej kurtki. Zgodnie z zasadą „co nie dopowiem, to dowyglądam", ubrałam się niestosownie do dzisiejszej pogody. Było już jednak za późno, aby zawrócić się do domu i zmienić stylizację. Musiałam wybrać pomiędzy komfortem fizycznym a egzaminem z psychologii motywacji i emocji. Wybór był prosty.

Głośny świst poinformował mnie, że pociąg wjechał na stację. Bez podnoszenia wzroku, skierowałam się w stronę otwartych drzwi i gdy tylko znalazłam się w środku, usiadłam na miejscu. Założyłam słuchawki. Pierwsze fragmenty „Czterech pór roku" Vivaldiego dotarły do moich uszu. Całe moje ciało odprężyło się, a umysł odszedł do innego, bardziej komfortowego miejsca. Pełnego wspaniałych wspomnień i uroczych futrzastych zwierzątek.

Poczułam delikatne szarpnięcie i zerknęłam przed siebie. Pociąg wyjechał ze stacji. Opuściła mnie woń świeżo parzonej kawy z pobliskiej kawiarni, a do moich nozdrzy doleciał ostry, metaliczny zapach spalin. W powietrzu czuć było również delikatną nutę wilgoci, typową dla wczesnych poranków, oraz subtelny zapach rozgrzanej stali i oleju napędowego.

Byłam jedyną osobą w przedziale, co było dziwnie komfortowe. Nie przepadałam za nadmiernym hałasem, a dodatkowe bodźce w postaci głośno przeżuwającego jedzenie prawnika i rozwydrzonego krzyczącego dziecka, z pewnością nie były mi tego dnia potrzebne. Z torby wyjęłam spory, wyeksploatowany zeszyt i otworzyłam go na ostatniej zapisanej stronie.

Podniosłam głowę do góry. Za oknem szare budynki miasta ustępowały miejsca rzadziej rozrzuconym domom, których ogródki pełne były bujnych, kolorowych kwiatów. Betonowe ulice zamieniały się w wąskie asfaltowe drogi. Z czasem jednak i bloki mieszkalne zniknęły, a w ich miejsce pojawiły się malownicze pola i gęste lasy, pełne cichego, pięknego spokoju. Światła miasta przygasły, ustępując miejsca naturalnemu blaskowi słońca, które oświetlało idylliczny pejzaż, rozciągający się aż po horyzont.

Coś było nie tak...

Zmrużyłam oczy. Przyjrzałam się niewielkiemu ekranowi zawieszonemu na jednej ze ścian wagonu. "Następy przystanek: Miasto Auroria". Podniosłam się wyżej i rozejrzałam panicznie w każdą ze stron, w poszukiwaniu odpowiedzi, którą dobrze znałam.

– Pomyliłam pociągi – szepnęłam pod nosem i wstałam na równe nogi. Podbiegłam do drzwi. Złapałam za klamkę, jednak ta nie ruszyła się ani o milimetr.

Zrobiłam krok w tył i oplotłam ręce wokół klatki piersiowej. Potrzebowałam chwili, dosłownie sekundy, aby zastanowić się, co zrobić w tej sytuacji. Musiałam ułożyć jakiś plan. Nigdy wcześniej nie przytrafiła mi się taka sytuacja. Zawsze byłam bardzo ostrożna i dbałam o to, aby każdy szczegół mojego dnia był dokładnie rozplanowany. Nienawidziłam spontaniczności. Jedynymi nieprzemyślanymi wcześniej decyzjami, jakie podejmowałam w życiu to te przy półce z przekąskami na wieczór.

Zaginione Miasta: Pociąg do zapomnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz