Rozdział 4

561 32 8
                                    

Przeszywający ból ogarnął całe moje ciało. Po długim czasie, powoli wracało mi czucie w kończynach. Postanowiłam więc podjąć próbę otwarcia oczu. Ku mojemu zaskoczeniu za pierwszym razem się udało, no prawie się udało, bo od razu je zamknęłam przez rażące światło. Gdy ponownie spróbowałam je otworzyć, wzrok na tyle zdążył się przyzwyczaić do jasności, że nie musiałam ich już zamykać.

Leżałam na czymś miękkim, nawet bardzo miękkim, jednak pewna byłam, że to nie było moje łóżko oraz nie mój pokój. Jak poparzona stanęłam na równe nogi, długo sobie nie postałam, ponieważ moja anemia dała o sobie przypomnieć i z głośnym hukiem runęłam na podłogę.

Potrzebowałam chwili, aby przestało kręcić mi się w głowie. Kiedy w końcu wszystko wróciło do normy, usłyszałam ciężkie kroki kierujące się w stronę pokoju, w którym się znajdowałam.

Wstałam z podłogi, tym razem uważając, żeby znów nie upaść. Nerwowo rozejrzałam się po pomieszczeniu w celu znalezienia czegoś do obrony.

Wzrok zawiesiłam na wazonie, w którym były białe chryzantemy. Co prawda to są moje ulubione kwiaty, ale przez niego chyba zacznę je nienawidzić.

Chwyciłam wazon wylewając z niego wodę oraz wyrzucając przy tym kwiaty na podłogę poczym schowałam się w kącie pokoju czekając, aby zaatakować napastnika.

Kroki ucichły przed drzwiami, było tak cicho, że słyszałam jedynie głośnie bicie mojego serca. Na tyle ile mogłam wcisnęłam się plecami w ścianę, myśląc przy tym, że wtopię się w nią.

Zadarłam kiedy usłyszałam otwierające się drzwi.

-Widzę cię chryzantemo, wyjdź albo sam cie stamtąd wyciągnę - to był on. Byłam sama z Bodo w pokoju.

Przecież to był mój koniec. Kurwa, czy naprawdę muszę umrzeć w ten sposób? Mogłam uciec jak najdalej z Mill Valley, mogłam uciec od niego.

Wiedząc, że już nic nie mogę stracić, postanowiłam udawać odważną, mimo tego, że wcale tak nie było i byłam przerażona.

Wyszłam z ukrycia dalej trzymając wazon w lewej dłoni.

-Jeśli się zbliżysz, uderzę cię - zagroziłam mu.

-Oh любимый - zaczął się śmiać.

-No i co się kurwa śmiejesz, aż tak cię to bawi?! - popatrzyłam się na niego jak na debila.

Dalej śmiejąc się, zaczął do mnie podchodzić, bez wachania podniosłam rękę z wazonen, ostrzegając go, że jeśli się bardziej zbliży, uderzę go.

On nic sobie z tego nie robiąc dalej szedł w moim kierunku. Kiedy był już na tyle blisko, abym mogła go uderzyć, wzięłam zamach, i w momencie kiedy wazon prawie dotknął jego głowy, on chwycił mnie za tą rękę tak mocno, że wazon upadł na podłogę rozbijając się na milion małych kawałeczków.

Wykręcił mi rękę do tyłu przy tym odwracając mnie tyłem do siebie, a na sam koniec popchnął mnie na łóżko.

Leżąc na pościeli, ponownie mnie obrócił i tym razem byłam na plecach, natomiast on siedział na moich biodrach. Chwycił mnie za nadgarstki i przyszpilił je nad moją głową.

-I co? Dalej chcesz mnie uderzyć? - wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.

-I co? Dalej chcesz mnie zabić? - ledwie wyszeptałam.

On lekko zdziwiony poluźnił uścisk na moich nadgarstkach. Korzystając z okazji z całej siły kopnęłam go kolanem w krocze. Bodo zszedł ze mnie i położył się obok jęcząc oraz trzymając się za penisa.

Szybko wstałam na równe nogi i zaczęłam biec szukając wyjścia. Jakim szokiem dla mnie było, gdy nie usłyszałam jak za mną biegnie, tak jakby mi na to pozwalał.

Zbiegłam po schodach na dół i od razu zobaczyłam drzwi wejściowe. Podbiegłam do nich, były otwarte. Wybiegłam na ogródek, a zaraz po tym wybiegłam przez bramę. Podejrzy był fakt, że nikt mnie nie gonił, nikt mnie nie szukał.

Było mi bardzo zimno, nie wiedziałam w jakim kraju się znajdowałam, ale byłam pewna, że wywiózł mnie do wchodniej Europy. Byłam pewna, że na zewnątrz była temperatura na minusie, a ja jedynie ubrana byłam w dresy oraz bluzę.

Jego dom z dwóch stron otoczony był lasem. Może ciągnął się dwa kilometry. Myśl o kilkugodzinnym spaczerze do jakiejkolwiek cywilizacji przy takiej pogodzie mnie dobijał.

Idąc ulicą usłyszałam nadjeżdżające auto, wpadłam na pomysł, aby złapać stopa. Stanęłam przy jednym końcu drogi i zaczęłam energicznie machać, aby kierowca się zatrzymał, co i tak też zrobił. Za kółkiem siedziała ciepło wyglądająca staruszka.

-Dzień dobry czy pani mogłaby mnie podwieźć do najbliższego miasteczka? - zapytałam drżącym z zimna głosem. Ona się na mnie tylko spojrzała, nic nie rozumiała.

-Залезай, ребенок - nic nie zrozumiałam, jednak ona gestem ręki pokazała, abym wsiadła.

Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Ona dała mi swój telefon, na ekranie był tłumacz. Napisałam jej czy mogłaby mnie podwieźć do najbliższego miasteczka i najlepiej na komisariat.

Ona się tylko ciepło uśmiechnęła i ruszyła. Przez całą drogę jechaliśmy w cisz. Po dwudziestu minutach byliśmy na policji. Wysiadłam z samochodu, szybko weszłam do środka. Od razu po wejściu zauważyłam policjanata. Podeszłam do niego.

Pokazałam mu kartkę z napisem "Zostałam porwana i wywieziona z Ameryki, proszę mi pomóc" tylko, że po rosyjsku, bo jak się okazało w tym kraju się znajdowałam. Staruszka dała mi kartkę, długopis oraz telefon z tłumaczem.

-Bodo? - zapytał policjant.

Energicznie zaczęłam kiwać potwierdzająco głową, jednak szybko przestałam zastanawiając się skąd on wiedział kto mnie porwał.

Policjant zaczął się głośno śmiać, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi, jakiś dziwny typ.

Odwróciłam się z zamiarem wyjścia stąd , jednak wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Zadarłam głowę do góry i go ujrzałam. O japierdole.

Bodo [18+] ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz