Pamiętnik

28 4 2
                                    

!TW: CIĘŻKIE TEMATY!

2026 rok. Brytyjska wioska. Posiadłość Ashford. 14 sierpnia. godzina 03:15.

  Stoję gołymi stopami na zimniej od rosy trawie. Moje nogi są poplamione krwią...

  Tak samo jak biała sukienka, blada zarumieniona skóra gładkich dłoni i różowe policzki. Nie mam w dłoniach broni. Nie podcięłam swoich żył, ani się nie wykrwawiam. Nie mam na sobie swojej krwi. W oddali słyszę policyjne syreny. Patrzę spokojnie w gwieździste niebo czując jedynie spokój i ulgę... odczuwam też szczęście, to są moje dwudzieste drugie urodziny. Dostałam prezenty od rodziny oraz znajomych, kwiaty od narzeczonej...

godzina 03:25

  Czuje jak moje ciało zostaje przytwierdzone do zimnej mokrej trawy. Czuje kolano na swoich plecach i silne szorstkie dłonie na moich nadgarstkach. Ktoś coś krzyczy. Może nawet więcej osób. Po chwili słyszę kolejne syreny... To chyba karetka, ciekawe po kogo jadą. Czuje jak zimny gładki metal zaciska się na moich kostkach. Jakiś człowiek ciągnie mnie za ramię, żebym wstała na proste nogi. Nadal delikatnie patrzę na niebo i gwiazdy na nim. Odczuwam spełnienie, szczęście, spokój... przez chwile w mojej głowie brzmią słowa mojej narzeczonej kiedy wręczała mi kwiaty... Lilie. Moje ulubione. Policzki delikatnie zaczynają mnie piec przez wspomnienie jej słodkich słów, pełnym malinowych ust, delikatnego spojrzenia i pięknie pachnących blond włosów...

godzina 05:00

  Siedzę w małym pomieszczeniu. Są dwa krzesła. Na jednym zasiadam ja, a drugie na przeciwko mnie jest puste. Oddziela nas stół, nie za solidny. W pomieszczeniu jest zimno. Słyszę delikatne pikanie kamery i dostrzegam szybę rozciągniętą na całą ścianę. Może przebywam tu już godzinę... albo dwie. Nie ma tu zegara. godzina dla mnie nie istnieje. Brakuje mi gwiazd... chcę znów zobaczyć ich spokojny blask. Nagle słyszę trzask drzwi. Do pokoju wchodzi mężczyzna i kobieta. Nie znam ich. Wyglądają na złych. Może to policja? jestem za coś oskarżona?

  -Dobra Ashford!- słyszę zdenerwowany głos mężczyzny jakby przez mgłę. -Rufus, uspokój się- spokojnie mówi potem kobieta... jej głos jest uspokajający... lekki...

  -Obrzydzasz mnie Ashford! siedzisz tu tak obrzydliwie spokojna... jakby nie zdawała sobie sprawy z tego co zrobiłaś, co jest z tobą do kurwy nie tak!? Zachowujesz się jak niewinne dziecko! niewinne!- jego stanowczy głos podkreśla. Ma racje... nie zdaje sobie sprawy to zrobiłam. Nie wiem za co tu jestem ani dlaczego on krzyczy.

  -Zabiłaś cztery niewinne osoby Ashford!- Ja? zmarszczyłam delikatnie brwi -Tak zmasakrowanych ludzkich ciał w całej swojej karierze nie widziałem, a pracuje już pierdolone dwadzieścia pięć lat!- zmasakrowane? ja? zabiła? -Zwymiotowałem kiedy wszedłem do tego jebanego pokoju! a ty co?! stałam spokojnie na trawniku jakby nic!-

  Nic nie rozumiem... nikogo nie zabiłam... stałam tylko na trawie... patrzyłam w gwiazdy. Pamiętam, że miałam na sobie krew, nie swoją, ale nie pamiętam jakbym kogoś zabiła... a co najmniej torturowała.

  -Powiedz coś do kurwy Ashford!- uderza dłońmi o stół a on podskakuje. patrzę się spokojnie w jego oczy, a kątem oka widzę jak ta druga kobieta kładzie na jego ramieniu dłoń i coś szepcze. Po chwili to na siada naprzeciwko mnie. Jest delikatna i spokojna. Lubię to.

  -Cześć Bella. Mogę mówić do ciebie po imieniu? czy wolisz po nazwisku?- patrzyłam się na nią jedynie a po chwili delikatnie skinęłam głowa. Bella... uśmiecham się lekko na swoje imię słysząc w głowie glos mojej narzeczonej. zawsze tak miło to wymawia.

  -Bello... widzę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego co zrobiłaś... - szatynka westchnęła lekko. Widziałam, że ciężko słowa przechodziły jej przez gardło. -Bella... zostaliśmy wezwani do posiadłości twoich rodziców na wsi. Sąsiedzi słyszeli krzyki oraz trzaski. Kiedy weszliśmy do środka domu... do- przerwała nagle i mocno odetchnęłam -Kiedy weszliśmy do salonu. zobaczyliśmy cztery ciała... trzy kobiety i jeden mężczyzna... Tak jak powiedział mój kolega, jeszcze nie widzieliśmy tak zmasakrowanych ciał, ty stałaś na ogrodzie i patrzyłaś w gwiazdy...- uśmiechnęłam się lekko na słowo gwiazdy... tak bardzo chciałam je znów zobaczyć... -Byłaś pokryta krwią... nie swoją.. a ich... analitycy zebrali z różnych przedmiotów twoje odciski, naskórek ofiar spod twoich paznokci, twój naskórek spod paznokci ofiar.- znów odetchnęła i wyłożyła na stół parę kartek po kolei pokazuje -Wazon, jego odłamkami zostało okaleczone ciało Amandy...- Amanda? -Zestaw noży kuchennych, zostało nimi podcięte gardło James'a i Kiry..- kto to... -Różowe lilie... ich- ponownie przerwała i zamknęła na chwile oczy.

  -Ich łodygami, zostały wydłubane oczy Arabell...- Różowe lilie? prezent od mojej narzeczonej. moje ukochane kwiaty... -Bella, posłuchaj mnie... wszystko wskazuje na ciebie, jest jeszcze dużo więcej przedmiotów. Ciała wyglądają okropnie, dom wygląda okropnie. Ci ludzie chodzili z tobą do liceum.-

 -Nie znam ich, pani policjant. Ja nikogo nie zabiłam-

30 sierpnia. godzina 14:45.

  Siedzę na twardym krześle. Mam nadgarstki zakute w kajdanki. Nie są wygodne. Jestem na sali rozpraw, jest tu dużo ludzi... widzę moja mamę, tatę, siostrę... moja narzeczona. Wygląda pięknie jak zawsze. Zobaczyłam kamery, chyba telewizja. Po chwili słyszę głos kobiety, sędziny.

  -Dziś jesteśmy tutaj, aby wysłuchać sprawy pani Belli Ashford która jest oskarżona o zamordowanie Amandy Thomas, James'a i Kiry Smith oraz Arabell Taylor, z szczególnym okrucieństwem. Czy strony mogłyby się przedstawić dla protokołu?- widzę jak kobieta obok mnie wstaje, a kiedy ma dojść do słowa... przerywam jej.

-Wysoki sądzie przyznaje się-

  Każdy wokoło zamilkli jeszcze bardziej. słyszałam łkanie swojej mamy... cichy płacz narzeczonej. Sędzina patrzy na mnie lekko zaskoczona -do czego się przyznajesz panno Ashford?- pyta mnie starsza kobieta a ja patrzę na nią spokojnym wzrokiem.

  -Przyznaje się, że dnia 14 sierpnia około godziny trzeciej w nocy zabiłam Amandy Thomas, James's i Kiry Smith oraz Arabell Taylor, z szczególnym okrucieństwem. Przyznaje się oraz do wcześniejszego torturowania ich przez niepełne cztery godziny od kiedy zaparkowałam w garażu posiadłości moich rodziców.- Milkę a cała sala jest zszokowana. Wiem, że to zrobiłam. Po co mam to ukrywać? jestem dumna z siebie.

Miłość dzięki zemście - jasność nadziei (WLW, GL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz