Rozdział 2

3 1 0
                                    

Za sobą widziałam tylko kurz spowodowany, moim szybkim tempem jazdy. Byłam druga do wyprzedzenia miałam tylko jedno auto. Dasz radę. Powtarzałam w myślach. Wcisnęłam pedał gazu, a auto ruszyło teraz ze swoją maksymalną prędkością. Musiałam uważać bo za chwilę będzie zakręt i jeśli nie zwolnię w odpowiednim momencie, to cóż mogę nie przeżyć. Przed sobą zobaczyłam zarys auta, nie widziałam dokładnie przez prędkość ale wiedziałam już co to za auto. Bugatti Chiron Super Sport, auto które potrafi się rozpędzić do nawet czterystu dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Nie miałam szans. Przez swoją niepewność zwolniłam, stało się to samoistnie. Auto za mną zaczęło mnie wyprzedzać. Kurwa. Znowu przyspieszyłam i skupiłam się na prowadzeniu. Zostało tylko trochę. Usłyszałam huk, auto które właśnie mnie wyprzedziło, uderzyło w Chiron'a. Chciało mi się śmiać. To moja szansa, skup się Lav. Byłam jak w transie, wyminęłam auto które spowodowało wypadek. Teraz sało na poboczu a obok zgromadziło się kilku ludzi, w tym sanitariuszy. Nie przyjrzałam się dokładnie ponieważ miałam ważniejszy cel. Między maim autem a Chirone'm był może metr. Nie wiem jakim cudem ale udało mi się jeszcze przyspieszyć. Wyprzedziłam go. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Została tylko ostatnia prosta. Spojrzałam przelotnie w boczne lusterko i zobaczyłam że czarne auto z niebieskimi dodatkami jest tuż na mną. Spojrzałam znów na drogę, nawet nie zwróciłam uwagi na to że właśnie przekroczyłam linie mety. Dopiero okrzyki ludzi sprawiły że się otrząsnęłam. Zaczęłam powoli hamować i nie zwracając uwagi na otaczający mnie tłum zaczęłam jechać z powrotem w stronę garażu. Słyszałam że ludzie coś krzyczeli w stronę mojego auta, osoby które na mnie postawiły wręcz skakały z radości, niektórzy prawie wskoczyli mi na maskę, ale ja totalnie ich olałam. Zaparkowałam i wysiadłam z auta, od razu zauważyłam szeroko uśmiechniętych przyjaciół, którzy byli dla mnie niesamowitym wsparciem. Suzan Aringrof i Beniamin Evans. Dziewczyna miała na sobie biały krótki top i pastelowo zieloną spódniczkę, jej blond włosy i niebieskie oczy pasowały do niej wręcz idealnie. Jej tali mogły by pozazdrościć nawet modeliki, a płaskiego brzucha...ja. Od zawsze nie lubiła moich wyścigów, twierdziła że niebezpieczne i niepotrzebne. W sumie to z tym pierwszym miała racje, wyścigi były cholernie niebezpieczne, ale dla mnie były jak tlen, to była moja pasja i największe zamiłowanie, więc i ona to akceptowała. Mimo że tego nie lubiła to zawsze cieszyła się jak dziecko kiedy wygrywałam. Na jej widok od razu na moje usta wpłyną szeroki uśmiech. Ściągnęłam kask i podeszłam się przywitać.

-No dziewczyno, ale im pokazałaś!- Odezwał się Ben.

Ben był najcudowniejszym człowiekiem na świecie, loczki koloru mlecznej czekolady opadały mu na piwne oczy, jego włosy nie były naturalne przefarbował je może z tydzień temu bo stwierdził że w blondzie wygląda na geja. Chodził na siłownie przez co miał lekko widoczne mięśnie. Miał świetne poczucie humoru, był totalnie głupi ale przy okazji robił za mojego terapeutę.

-Lavi, dobrze wiesz że tego nie lubię więc teraz słuchaj bo nigdy więcej tego ode mnie nie usłyszysz, a jeśli komuś powtórzysz to wyprę się twojego istnienia. - powiedziała Suzan głosem nieznoszącym sprzeciwu - Byłaś cudowna, jestem z ciebie niesamowicie dumna Lavi! Wszyscy co się tam z tobą ścigali to chyba dostali prawko w czipsach bo nie dorastają ci do pięt!

Na końcu swojej wypowiedzi już niemal piszczała, a ja właśnie za to ją kochałam. Podeszła do mnie i przytuliła tak mocno że kiedy nie puściła ledwo co łapałam powietrze. Była drobna, więc nie wiem skąd wzięła tyle siły. Ben również do mnie podszedł i przytulił z mniejszą siłą, za co byłam mu wdzięczna. Kiedy już się odsunęli zobaczyłam też Tim'a, z daleka można był wyczytać z jego twarzy że był ze mnie dumny.

-Następnym razem postaraj się bardziej. - powiedział poważnie a z jego twarzy zniknął uśmiech, w reakcji na jego słowa zamrugałam kilka razy będąc w szoku- Jejku dziewczyno wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła, żartowałem przecież. Jestem z ciebie niesamowicie dumny, Lavender.

Robił mi takie żarty non-stop a ja dalej się nie uodporniłam. Aby się zemścić za to bezczelne żartowanie ze mnie, przyłożyłam mu z pięści w ramię na co stęknął cicho.

-Ewidentnie masz jakieś problemy z agresją, Lav- powiedział Ben śmiejąc się pod nosem

-Dla mnie to nie jest problem- odpowiedziałam z kpiącym uśmiechem na co cała trójka otworzyła szerzej oczy. Zaśmiałam się cicho widząc ich miny- Co z wami? Wyglądacie jakbyście ducha zobaczyli.- powiedziałam przedrzeźniając Tim'a.

-Dobra koniec tego. Idziemy świętować! - wykrzyczał Ben

Oh Ben ty i te twoje pijańskie zapędy- pomyślałam

Cała trójką ruszyliśmy w stronę mojego samochodu, ale zatrzymało mnie wołanie Timothi'ego.

-Lav bardzo dużo osób dzisiaj postawiło na ciebie, oboje wiemy ze gdyby nie ten ułom który spowodował wypadek to nie wygrałabyś - powiedział a ja spuściłam wzrok- Musisz się skupić, masz coraz trudniejszą konkurencję, tu nie ma miejsca na błędy. Ale spokojnie, tak jak powiedziałem duzo osób postawiło na ciebie a to znaczy że będziemy mieli mnóstwo pieniędzy. Może nawet będzie nas stać na nowe super-auto!

Zaśmiałam się cicho. Miałam już pięć bardzo drogich aut, ale wiedziałam że jeśli mam wygrać następny wyścig to potrzebuję bardzo dobrego samochodu.

-Dobra a teraz ruszaj i pod żadnym pozorem nie pij alkoholu!- powiedział ostrzegawczo- No i pamiętaj żeby potem odstawić Megan do bazy.

Megan to właśnie moje auto, Tim je tak nazwał ponieważ stwierdził że wyjątkowe auto musi mieć wyjątkowe imię. Do teraz nie chce mi powiedzieć czemu Megan to dla niego takie wyjątkowe imię, ale po jakimś czasie kiedy nie dawałam mu z tym spokoju po prostu odpuściłam, a cóż imię Megan zostało. Dobrze wiedział że pamiętam aby odwieźć auto do bazy ponieważ mama chyba by się nieźle zdziwiła jakby zobaczyła super drogie auto u nas na podjeździe. Dokładnie, nie powiedziałam mamie o tym że biorę udział w nielegalnych wyścigach, cóż tata tez nie wie, ale on nie wie co się dzieje w moim życiu od siedmiu lat. Pokiwałam głowa na znak że rozumiem po czym znów ruszyłam w stronę auta. Moi przyjaciele już czekali w środku, siedzieli na tylnych siedzeniach ponieważ kiedyś stwierdziłam że aby uniknąć kłótni o to kto siedzi ze mną z przodu, oboje będą siedzieli z tyłu. Razem doszli do wniosku że samo to z siedzą w tym aucie to cud więc zgodzili się bez większych sporów. Ruszyłam i od razu odpaliłam radio, w którym akurat leciało Dollhause od Melanie Martinez, piosenka nie należała do wesołych ale moi przyjaciele chyba uważali inaczej ponieważ krzyczeli tekst na całe gardło, głośno się przy tym śmiejąc.

***

Dotarliśmy pod bar, Suzan i Ben kochali imprezy ale ja za nimi nie przepadałam więc po każdym wyścigu chodziliśmy do wszelakich barów. Za każdym razem wybieraliśmy inny aby uniknąć spotkań z tymi samymi osobami. Wspólnie udaliśmy się do środka , wnętrze było przytulne. Wszędzie było drewno z dodatkami zieleni oraz roślin. W środku było zaledwie kilka osób, jakiś samotny chłopak może trochę starszy od nas, kiedy usłyszał że ktoś wchodzi uniósł głowę, a jego twarz się rozpromieniła.

-Hej, wy!- powiedział ciepłym głosem- Nie chcecie się do mnie, dosiąść? Przyjaciele mnie wystawili...wiecie jak jest.

Uśmiechnęłam się miło, już miałam się zgodzić kiedy przypominałam sobie że dobrze by było najpierw spytać się moich towarzyszy czy tego chcą, ale oni chyba nie pomyśleli i od razu pokiwali ochoczo głowami.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam że właśnie  nawiązałam kolejną wieloletnią przyjaźń. Oraz dostane do tego kilka bonusów, niekoniecznie fajnych.  

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 26 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Just to winOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz