2. Desmond

562 35 88
                                    

IAN

Po tym, jak godzinę temu przebudziłem się, leżałem, wpatrując się w sufit nieobecnym wzrokiem, a chwilę później przewróciłem się na bok i spojrzałem na butelkę po wódce, żałując, że była już pusta. Potrzebowałem się napić, żeby zbyt dużo nie myśleć, więc usiadłem na łóżku, po czym wstałem i przeszedłem do kuchni, gdzie zajrzałem do szafek. Zakląłem siarczyście, gdy okazało się, że wypiłem już wszystko, co było w mieszkaniu.

Szybkim krokiem ruszyłem do łazienki, gdy poczułem, że zbierało mi się na wymioty, a potem stanąłem przy umywalce i zmoczyłem twarz zimną wodą. Przymknąłem oczy, czując kojący chłód. Wyprostowałem się i spojrzałem w lustro na odbicie. Zacisnąłem zęby, wpatrując się w swoją twarz, by po chwili pięścią rozbić lustro, bo nie mogłem już na siebie dłużej patrzeć. Nie zwracałem uwagi na ból i sączącą się krew, gdy trzymałem zaciśniętą dłoń wśród szklanych odłamków. Zacząłem się zastanawiać, czy coś podobnego mogła czuć Samantha, gdy motocykl przygniótł jej nogę. Jednak po chwili pomyślałem, że ona na pewno bardziej cierpiała. Słyszałem jej krzyk, widziałem łzy na policzkach oraz przerażenie twarzy, gdy ściągnąłem z niej maszynę i zobaczyła obdartą nogę. Potem nie widziałem już nic, ani nic nie słyszałem. Byłem jak w jakimś pieprzonym transie. Byłem tylko ja i ten pierdolony klucz z brelokiem.

Poświęciłem ją dla jebanych cyferek na karteczce.

Wzdrygnąłem się, słysząc pukanie do drzwi. Wyciągnąłem dłoń z lustra, przez co odłamki szkła spadły do umywalki. Opłukałem rękę pod bieżącą wodą, po czym owinąłem ją ręcznikiem i poszedłem otworzyć. Spodziewałem się Ziona i to właśnie on stał w progu, gdy otworzyłem. Spojrzał na moją dłoń, pokręcił głową, po czym wszedł do środka, a gdy usiadł na kanapie, przyglądał mi się w milczeniu.

— Widzę, że w końcu jesteś na nogach — odezwał się, na co zmarszczyłem brwi. — Przychodzę tu od ośmiu dni, ale ty byłeś wiecznie nawalony i nic do ciebie nie docierało.

Osiem dni — pomyślałem sobie.

Od tylu dni przy moim boku nie było Samanthy, a ja, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, upijałem się do nieprzytomności. Jedyną przerwę miałem wtedy, gdy policja zawinęła mnie na dołek, żeby przesłuchać. Trzeźwiałem w celi, a gdy już nadawałem się do rozmowy, od razu mnie zabrali. Oczywiście zachowałem się jak tchórz, twierdząc, że nic nie wiem na jej temat. Nawet nie wiedziałem, co działo się przez te wszystkie dni. Nie przeglądałem internetu, nie czytałem gazet, ani nie wychodziłem z mieszkania. Teraz Zion w końcu zastał mnie trzeźwego, a ja bałem się usłyszeć wieści, które miał mi do przekazania. Obstawiałem, że Samantha się nie znalazła, bo wtedy nie byłby taki spokojny, tylko już od progu wrzeszczałby, że ma dobre wieści.

— Chciałem pogadać, ale nie jestem pewny, czy cokolwiek do ciebie dotrze z tego, co będę mówił — powiedział, posyłając mi wymowne spojrzenie, a ja westchnąłem ciężko, przecierając twarz dłońmi. Może i nie wyglądałem najlepiej, ale jakąś tam trzeźwość umysłu miałem zachowaną. — Z głową wszystko w porządku? — zapytał, wskazując na opatrunek, na co przytaknąłem. — A ręka? — Wzruszyłem ramionami, zostawiając jego pytanie bez odpowiedzi.

Chwyciłem paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego, obracając go chwilę w palcach, by w końcu zapalić. Zaciągnąłem cię, po czym wypuściłem chmurę dymu w powietrze.

— Spróbować pogadać można — mruknąłem, spoglądając na niego zbitym wzrokiem. — Znalazłeś ją? — zapytałem z nadzieją w głosie, chociaż domyślałem się, jaka będzie odpowiedź.

— A widzisz, żeby gdzieś tu była? — Zion rozłożył ręce, a ja skryłem na chwilę twarz w dłoniach, po czym kolejny raz zaciągnąłem się papierosem.

Anioł zemsty II [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz