Rozdział 2

366 51 70
                                    

Joy obudziła się z samego rana, kiedy tylko pierwsze promienie słońca zaczęły przedostawać się przez jej smutne, beżowe zasłony. Przez całą noc nie potrafiła porządnie zmrużyć oka. Co rusz przebudzała się i wierciła w swoim łóżku. Zdarzało jej się tak, gdy spała w nowym miejscu — hotelowym łóżku czy dawno temu, u babci Ashley. Teraz była przecież w pokoju, który dobrze znała. W końcu kiedyś spała tu codziennie. Dlaczego zatem teraz czuła się tu tak... obco?

Wszystko, co ją otaczało, a także myśli, które niewinnie wkradły się do jej głowy, zaczęły kwestionować wizję, którą miała od lat. Czy tak wyobrażała sobie pierwszą noc z powrotem w Galway? Zdecydowanie nie. I czy fakt ten odbierał jej radość i spokój, o którym tak długo marzyła? Trochę. I trochę zaczynało ją to przerażać.

Obudziła się do znajomych zapachów dochodzących z dołu. Uśmiechnęła się pod nosem, przecierając jeszcze niewyspane oczy. Babcia coś piekła. Robiła to niegdyś za każdym razem, gdy nadchodził weekend, a Joy nie musiała spieszyć się z samego rana do szkoły. Mozolnym krokiem zeszła na dół, gdzie zastała obraz z dziecięcych lat. Bridget właśnie doglądała czegoś w piekarniku z przepasanym na biodrach fartuszkiem.

— Co tak pięknie pachnie?

Babcia spojrzała w bok i uśmiechnęła się szeroko.

— Ciasto marchewkowe. Pomyślałam sobie, że pewnie się za nim stęskniłaś.

— No pewnie, że tak! — Joy niemal wybuchnęła radością, po czym raz jeszcze zaciągnęła się słodkim zapachem ciasta. — Boże, już nie mogę się doczekać! Nie jadłam go całe wieki.

Odsunęła dla siebie niewielki taboret po czym zasiadła przy stoliku. Oparła głowę o pięść, jednocześnie walcząc ze swoimi powiekami, które teraz zdawały się ważyć tonę.

— Czemu tak wcześnie wstałaś? Powinnaś sobie trochę odpocząć. Wiem, że pewnie ciągnie cię do tego, żeby pozwiedzać stare Galway, ale przecież ci nie ucieknie — zaśmiała się krótko babcia.

— To przez zmianę strefy czasowej. Nie powinnam spać do późna, bo nigdy się nie przestawię. Poza tym mam jeszcze wiele spraw do załatwienia. Muszę kupić sobie kartę sim, zanieść dokumenty na uczelnię, rozpakować swoje rzeczy...

— Brzmi jak dzień pełen wrażeń. A znajdziesz chwilę na to, żeby usiąść z babcią i zjeść kawałek ciasta? Jak za starych dobrych czasów. — Bridget podparła się o biodra i spojrzała na wnuczkę z uśmiechem.

Joy nie kwestionowała tego ani przez moment.

— Marzę o tym.

Niedługo później kobieta wyjęła ciasto z piekarnika, a piękny zapach znacznie się nasilił. Za moment ukroiła dwa całkiem spore kawałki ciasta i ułożyła je na talerzykach. Były tak ciepłe, że uniosła się z nich słodka para.

— Rozmawiałam wczoraj przed pójściem spać z tatą — rzuciła Bridget, układając łyżeczki tuż obok talerzyków. — Matko, nie sądziłam, że mój syn jest tak bardzo nadopiekuńczy!

Dziewczyna zaśmiała się cicho.

— Racja. Wciąż jest mną przejęty tak, jakbym miała dziesięć lat. Nie jestem pewna, czy to kiedykolwiek się zmieni.

— Zmieni. Daj mu miesiąc — parsknęła.

— Powinnam do niego zadzwonić, co nie?

Skrzywiła się niemal niezauważalnie, jednak niezawodny instynkt Bridget zdążył spostrzec zmianę na jej buzi.

— Nie chcesz z nim rozmawiać?

— To nie tak, że nie chcę — zaprzeczyła niemal od razu, po czym wzięła głęboki oddech. — To tylko... Wiem, że będzie próbował przekonać mnie do tego, że przeprowadzanie się tutaj było złą decyzją. Nie chcę tego słuchać. Nie dzisiaj. Nie potrzebuję, żeby cokolwiek przeszkodziło mi w ponownym zaklimatyzowaniu się w Galway.

(Nie)widzialne serca | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz