Życie w Irlandii upływało coraz prędzej, choć nie grzeszyło ono pogodą. Październik zbliżał się wielkimi krokami, a razem z nim początek roku akademickiego na wymarzonej uczelni ojca Joy. Dziewczyna stawiała krzyżyki na kalendarzu, czując, jak żółć podchodzi jej do gardła, gdy tylko zdawała sobie sprawę z tego, jak niewiele zostało jej czasu do rozpoczęcia studiów. Kiedy tylko myśl ta pojawiała się w jej głowie, starała się zagłuszyć ją codziennymi sprawami. Wciąż nie rozpakowała wszystkich kartonów, nie uprasowała ubrań do szafy ani nie powiesiła plakatów, które miały sprawić, że łatwiej oswoi się ze starym miejscem. Zamiast tego, spacerowała, odwiedzała swoją mamę i zadawała jej całe mnóstwo pytań, marząc, aby wreszcie uzyskać na nie odpowiedź.
— Myślisz, że z tym jego okiem coś mi się przewidziało? — spytała w sobotnie popołudnie, przejeżdżając dłonią po marmurowym nagrobku. — Może to wina światła? Babcia ma dziwne, żółte świetlówki w jadalni. Albo może to z moim wzrokiem jest już coś nie tak...
Jednak po drugiej stronie cisza. O ile ktokolwiek ją słyszał. O ile druga strona w ogóle istniała.
Sobotni wieczór nie zapowiadał się wspaniale. Po długiej i fascynującej rozgrywce w pasjansa Joy zamknęła się w swoim pokoju i wlepiła wzrok w komórkę. Przewijała social media, mając na celu jedynie zagłuszyć swoje myśli. Wyrwać ją z transu zdołało jedynie pukanie babci.
— Proszę! — zawołała, odrzucając telefon na bok.
Bridget stanęła w progu z uśmiechem, który trochę przygasł, gdy dostrzegła nawarstwiający się bałagan w pokoju wnuczki.
— Dobry Boże, myślałam, że sytuacja z rozpakowaniem się ma się trochę lepiej — westchnęła głośno, gdy wtem w oczy Joy rzucił się niewielki tekturowy karton, który babcia trzymała w rękach. — Gdybym wiedziała, że to tak wygląda, nie przyniosłabym ci kolejnych szpargałów.
— Co tam dla mnie masz?
Usiadła wygodniej na łóżku, czekając, aż babcia przedrze się przez pobojowisko pełne ciuchów i kosmetyków. Kiedy wreszcie jej się to udało, odetchnęła zdyszana, a karton odbił się od sprężyn w materacu.
— Trzymałam to pudło w garażu. Większość twoich zabawek czy ciuchów tata kazał mi wystawić na sprzedaż albo oddać na cele charytatywne, ale udało mi się uchować z tego kilka pamiątek — wyjaśniła, zacieśniając pasek od szlafroka. — Pomyślałam, że powrót do przeszłości trochę ci pomoże poczuć się jak w domu.
— Czuję się jak w domu — zapewniła ją, posyłając krótki uśmiech. — Mam ciebie, mam mamę. Niczego więcej mi nie trzeba.
Gorycz kłamstwa został jej na języku.
— Tak czy siak, przejrzyj to sobie w wolnej chwili. Może przypomni ci to coś, o czym zapomniałaś? — pogłaskała ją po ramieniu, po czym ruszyła w kierunku drzwi. — Moja mama też zostawiła mi takie pudełko po moim dzieciństwie. Dała mi je, gdy kończyłam dwadzieścia lat i wyjeżdżałam do Irlandii za twoim dziadkiem. Byłam młoda i myślałam, że wszystko pamiętałam, ale jak się okazało, pamięć starzeje się szybciej, niż się tego spodziewamy. Zaskoczysz się, obiecuję.
Joy uśmiechnęła się, raz jeszcze lustrując stare, zakurzone pudełko.
— Nie chcesz przejrzeć go ze mną?
— Jestem już starszą panią. Po dwudziestej pierwszej oczy kleją mi się, jak niemowlakowi — zaśmiała się cicho, układając dłoń na klamce. — Zresztą, przeglądałam je sobie, gdy tylko trochę zatęskniłam. Znam je już na pamięć.
Palce Joyce sunęły po kartonowym wieczku, a niewinny uśmiech po raz kolejny wdarł się na jej twarz.
— Dziękuję.
CZYTASZ
(Nie)widzialne serca | 16+
Teen FictionJoy wraca do rodzinnego Galway z nadzieją, że jej dawne życie pozostało niezmienione. Szybko jednak przekonuje się, że czas nieodwracalnie zmienił wszystko. Utęsknione miasto wygląda inaczej, ukochana babcia podupadła na zdrowiu, a najlepszy przyjac...