Kolejna Porażka

19 3 2
                                    

- I co? I co? - Siedzę na klapie sedesu i mam ochotę wykrzyczeć mu, że gówno. Chciałabym, żeby zniknął, żeby stąd wyszedł i zostawił mnie samą. Głos Tomka jest pełny nadziei, taki sam jak miesiąc temu, jak w zeszłe lato i zimę dwa lata wcześniej. Nasze życie od kilku lat kręci się wokół zdrowego odżywiania, odwiedzania lekarzy, przyjmowania suplementów i wyczytywania w internecie bzdur na temat tego, jak zwiększyć swoje szanse na zajście w ciążę. Zamykam oczy i ściskając plastikowy prostokącik z jedną pieprzoną kreską, wyobrażam sobie, że jakimś cudem zaraz pojawi się druga. Będzie jaśniutka, ledwo widoczna, a ja wyskoczę łazienki krzycząc, że się udało. Tomek porwie mnie w ramiona i zacznie kręcić się wokół własnej osi, zaczniemy krzyczeć i płakać jednocześnie. Potem wybiegnie z domu po bezalkoholowego szampana, a ja wrzucę zdjęcie testu na grupę dla matek i posypią się komentarze z gratulacjami i historiami opowiadającymi o tym, że ich ledwo widoczna kreska ma już rok czy dwa lata.
- Kochanie? - Otwieram oczy i odwracam prostokącik. Podstawiam go pod światło.

Nic. Gruba, czerwona krecha. Jedna.

Biorę kilka wdechów, wstaję i zaraz z powrotem siadam na klapę sedesu. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. Jestem wybrakowana, nie powinnam nawet nazywać się kobietą.
     Zdaję sobie sprawę z tego, że sensem życia dla wielu osób nie jest spłodzenie dziecka. Są różne marzenia, jedni chcą podróżować, inni ciężko pracują, żeby wybudować dom. Jeszcze inni chcą otworzyć fundację pomagającą zwierzętom.

Ale ja chcę dziecka. To moje pieprzone marzenie i nie rozumiem dlaczego życie mi je odbiera.

- Co? - odpowiadam w końcu, słysząc ciche pukanie do drzwi. Wiem, jestem okropna i podła. On też to przeżywa, wydaje mi się, że nie tak bardzo jak ja, ale jednak dołuje się tym wszystkim na swój sposób i także pragnie powiększenia rodziny.
- Dlaczego się nie odzywasz? Od kilku minut do ciebie mówię.
- Nie słyszałam - nie kłamię. Byłam tak pogrążona w swoich własnych myślach, że naprawdę nie docierały do mnie żadne jego słowa.
- Przecież stoję za drzwiami... Zresztą nieważne. Powiesz mi w końcu co wyszło? Chociaż już się domyślam.
- Dobrze myślisz - odpowiadam cierpko i żałuję swojego tonu głosu w chwili, gdy słyszę, że wali obydwoma rękami w drzwi łazienki, a następnie chyba osuwa się na ziemię i opiera o nie plecami. Wyrzucam test do kosza stojącego pod zlewem, myję ręce i opłukuję twarz zimną wodą. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam płakać. Dopiero chłodny strumień przypomina mi, że moja twarz jeszcze przed chwilą płonęła i lepiła się od słonych łez.
     Delikatnie przekręcam zamek i naciskam klamkę. Tak naprawdę nie musiałam się zamykać. Tomek zawsze szanował moją prywatność i nigdy nie wszedłby do toalety bez pukania i mojego wyraźnego pozwolenia. Można rzec, że jesteśmy idealnym małżeństwem. Kochamy się, mamy dobre prace, własne mieszkanie i nie najgorsze auto. Raz do roku jeździmy na wakacje, a ostatnio nawet byliśmy w kinie na całonocnym maratonie filmowym. Ot, sielanka, szczęśliwe życie dwojga ludzi. Niestety temat dziecka wszystko między nami psuje. Coraz częściej chodzimy zdenerwowani, a częstotliwość kłótni zwiększyliśmy do przynajmniej jednej w tygodniu. Wcześniej posprzeczaliśmy się może raz na kilka miesięcy. I to o totalne bzdury.
- Tomek... - kucam obok męża i staram się go objąć. Schował twarz w dłoniach, a ja wiem, że zrobił to, aby ukryć przede mną łzy. Uważa, że mężczyźni nie płaczą, że muszą być silni.

Jestem głową rodziny, muszę zapewnić jej byt i szczęście.

To jego słowa. Szkoda, że nie każde szczęście można kupić pieniędzmi. Wstaje i ze spuszczoną głową chowa się w toalecie. Jakby ktoś popatrzył na nas z boku, to wyglądali byśmy jak nienormalni. Jakby ten kibel był dla nas zbawieniem i świątynią. Chociaż w pewnym sensie jest, jedno może uciec od drugiego i nie musieć na nie patrzeć. Czy naprawdę doszliśmy już do takiego etapu? Wolimy dusić się sami z przemyśleniami i tak wstydzić się swoich emocji, zamiast usiąść, porozmawiać, w nawet razem popłakać. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. I zrobiło mi się tak zwyczajnie przykro, a w środku poczułam pustkę. Nie czekając na Tomka, położyłam się na kanapie i włączyłam telewizję. Muszę zająć czymś głowę, bo oszaleję. Skupiłam się na jakimś słabym paradokumencie do czasu, aż nie poczułam, że oczy same mi się zamykają. Tomek do mnie nie przyszedł, słyszałam jak po cichu idzie na górę. Rano wytłumaczy się pewnie tym, że nie chciał mnie obudzić. A ja dobrze wiem, że po prostu nie mógł na mnie patrzeć. Nie mógł patrzeć na wrak kobiety, na nie nadający się do niczego zlepek ludzkich organów. I wcale go za to nie winię.

Piekielne DzieckoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz