Rozdział 5

26 1 1
                                    

Jak prawidłowo zareagować na coś, na co się czekało? Może nie długo, ale intensywnie. Odliczało się dni, godziny i minuty. Skakanie ze szczęścia czy może płacz? Uśmiech czy łzy? Co bardziej wyraża to czego wrazić nie sposób? Co nie da się pojąć słowami?

Nie było cię osiem dni, sto dziewięćdziesiąt dwie godziny lub jedenaście tysięcy pięćset dwadzieścia minut.

Przeżywałam to, nie wiedząc, że kiedyś dni zamienią się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. 

Wyrwałam się z transu. Otarłam samotną łzę, która spływała po moim policzku. Nie wiedziałam jak reagować, więc jak zwykle reagowałam płaczem.

- Jesteś tam? – wydobyło się z urządzenia, które było już oddalone od mojego ucha, kiedy wpatrywałam się pusto w jeden punkt przed sobą.

- Tak! – wrzasnęłam zdecydowanie za głośno. – Jestem. To... Niesamowite. – próbowałam ubrać w słowa to co działo się w mojej głowie.

- Jadę go odebrać. – oznajmił. – Zajechać po ciebie?

Spojrzałam na stojącego wciąż przede mną szatyna, który błądził wzrokiem po wszystkim wokół, udając, że wcale nie podsłuchuje.

- Tak. Jeśli możesz. – uśmiechnęłam się.

- Jasne, będę za dziesięć minut. – odpowiedział i się rozłączył.

Wygasiłam ekran telefonu i przeniosłam wzrok na chłopaka. Wpatrywał się we mnie. Przenikał mnie całą wzrokiem swoich piwnych oczu, które teraz były ciemniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

- Przeszedłem tu do ciebie, a okazuje się, że zamieniliśmy ze sobą dwa zdania i znowu mnie wypierdalasz. – mówił z żalem w głosie. – Niesamowite. – wyrzucił ręce w górę.

- Muszę...

- Tak, wiem. – wyprzedził mnie. Zaczął się powoli cofać, wciąż tyłem do mnie. – Byłem głupi, że w ogóle pomyślałem, że mogę coś zmienić.

Wprowadził mnie w szok tymi słowami. Stałam osłupiała.

Nie sądziłam, że było to dla niego aż tak ważne. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłysze coś takiego z ust Liama Wilsona. Cała ta sytuacja była dla mnie dziwna.

Nigdy nie pomyślałam, że mój wróg może się o mnie martwić, powie mi coś tak troskliwego, a później niemiłego. Nigdy nie pomyślałam, że jego słowa mogą nie tylko zranić moje ego, ale też i duszę.

Patrzyłam jak odwraca się, a następnie przechodzi przez ogrodzenie. Schował ręce do kurtki, a głowę spuścił w dół.

- Zadzwonię! – wrzasnęłam za nim. – Obiecuję, odezwę się.

Nie odpowiedział. Nie spojrzał na mnie. Szedł dalej, a jego cień powoli znikał w zamglonej od deszczu dzielnicy.

Wzięłam głęboki wdech, przymykając powieki. Spokój. Musiałam zachować spokój. Za chwilę miało przecież być już po wszystkim. Uśmiechnęłam się do siebie. W niedługim czasie miałam go znowu zobaczyć.

- Kto to był? – zainteresowała się Meredith, kiedy wkroczyłam do budynku. Kobieta dojadała ostatnie nitki makaronu z talerza. Cameron już skończył i właśnie pakował naczynia do zmywarki.

- Znajomy. Nic ważnego. – zbyłam ją. Jedynie Cam posłał mi znaczące spojrzenie. – Wychodzę, w porządku?

- Jest już późno. – przypomniała pani Jones. – Wrócisz na noc?

I jak tu delikatnie powiedzieć...

- Nie sądzę. – mruknęłam. Mama Camerona zmierzyła mnie niepewnym wzrokiem. Patrzyła na mnie jakbym powiedziała coś zakazanego. – Będę bezpieczna. To dobrzy ludzie, przysięgam. – zaśmiałam się nerwowo.

Defeated [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz