DWANAŚCIE

9 2 0
                                    

Poczułam piekielny ból w ręce, ale także kojące ciepło, które powstrzymało ból.
Coś przyjemnego rozeszło się w moim ciele i sprowadziło ukojenie.
W podświadomości czułam, że już jestem bezpieczna.
Niestety powieki były tak ciężkie, że z powrotem zasnęłam, ale tym razem w kojący, głęboki sen.

Obudziłam się i tym razem nie czułam bólu. Poczułam go dopiero, gdy spróbowałam się podnieść. Czułam nieprzyjemny ucisk w prawej ręce.
- Spokojnie- usłyszałam znajomy mi głos, lecz po raz pierwszy przepełniony troską.
Otwarłam oczy, aby przekonać się o swojej słuszności.
Nie myliłam się, mój oczom ukazał się nim inny, jak zawsze poważny Damon.
- Damon, co się stało?- zapytałam zachrypniętym głosem.
- Nic, już jesteś bezpieczna- powiedział lodowatym głosem, jednak w jego spostrzeżeniu przebijała się troska.
Wiedziałam, że się martwi. Musiał siedzieć przy mnie przez cały czas, doszłam do takiego wniosku, zwracając uwagę na jego zaspane oczy.
- Chciałbym cię przeprosić- powiedział przybliżając się znacznie do mojej twarzy.
- Już dawno o tym zapomniałam- skłamałam, bo tak naprawdę płakałam całą noc po tamtym spotkaniu.
- Zależy mi na tobie...- zaczął, ale nie dokończył jakby sam nie wiedział co dokładnie chciał powiedzieć.
- Dasz mi teraz trzysta sześćdziesiąt pięć dni na zakochanie się w tobie- odparłam z przekąsem, ale przez mój zachrypnięty głos brzmiałam komicznie.
- Laura zrobiła to szybciej, z tego co pamiętam- mruknął nadal leżąc nade mną.
W odpowiedzi wygięłam kolano, idealne celując w jego kroczę.
Mężczyzna syknął z bólu, ale mimo to został w tej samej pozycji.
- Niezła z ciebie żmija- prychnął.
Zapadła pomiędzy nami cisza, a on zaczął bawić się moimi włosami.
Spojrzał na moje usta i dostrzegłam, jak momentalnie poczerniały mu oczy.
Zdecydowanie to jego najmroczniejsza wersja siebie, ale chyba także najlepsza.
Niestety musiałam to przerwać, nie znam go i nie mogłabym od razu całować się z taką osobą.
- Damon...- wyszeptałam, odsuwając głowę delikatnie w bok.
- Rozumiem- odparł z tym swoim irytującym spokojem i odsunął się ode mnie.
- Chcesz się przebrać?- zapytał wyciągając z szuflady jakieś ubrania.
Mruknęłam wyłącznie potwierdzając.
Powolnie wstałam z łóżka, przez cały czas uważając na rękę.
- Łazienka jest po prawej stronie- wytłumaczył, nawet nie proszony.
Ideał.
Podążyłam za jego wskazówkami.
Otwarłam wskazane drzwi i aż mnie zamurowało.
Ta cholerna łazienka była wielkości naszego salonu.
O japierdole i jeszcze ta ogromna wanna, dlaczego mam zabandażowaną rękę, tak bym już dawno w niej siedziała.
Niestety wyłącznie mogłam ubrać się w komplet dresowy mężczyzny.
Włożyłam na siebie jego szafę spodnie dresowe.
Musiałam ścisnąć je z całej siły bo inaczej spadłyby mi przy pierwszym ruchu.
W każdym bądź razie Damona by to ucieszyło.
Dodatkowo założyłam jego wielki T-shirt, jego zapach był zniewalający i czułam jakby cały czas mnie obejmował.
Wreszcie spojrzałam w lustro, wyglądałam tragicznie.
Włosy splątane, a twarz cała opuchnięta.
Odnalazłam szczotkę i nieco je przeczesałam, a twarz wyłącznie przemyłam bo cóż innego mogłabym zrobić.

Nie chcąc jeszcze wychodzić z toalety oparłam się o drzwi i usiadłam na podłodze.
Potrzebowałam czas do przemyśleń, aby poukładać sobie w głowie cały ten mętlik.
Bo jak na moje nudne życie przez ostatnie kilka dni wydarzyło się zbyt dużo, drastycznych rzeczy.
Najbardziej z tego wszystkiego zabolało mnie chyba to, że Silver okazała się taka fałszywą suką.
Nagle wzdrygnęłam się nieco, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi.
- Princessa?- usłyszałam znajomy mi głos- możemy porozmawiać?- na to zapytanie, nie wiedziałam czy mam się bać czy od razu uciekać, więc po prostu  otwarłam drzwi.
Dopiero teraz zauważyłam, że on także ma na sobie szare dresy, w których najwyraźniej się coś poruszyło gdy mnie zobaczył.
Od razu odwróciłam wzrok, ale kontem okaż zauważyłam jak końcom ust mu drgnął.
- Usiądziemy w salonie?- nie czekając na odpowiedź porwał mnie w ramiona.
Odruchowo pisnęłam, jednak od razu zakryłam buzię.
- Co robisz?- zapytałam kompletnie zaskoczona.
- Musisz oszczędzać siły- odparł swobodnie, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Dziękuję- odparłam skruszona.
Zauważyłam, że mężczyzna stara zmienić swoje postępowanie po ostatnim razie.
Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, gdzież nigdy wżyciu żaden chłopak, a zwłaszcza mężczyzna mnie tak nie potraktował.
Chyba po raz pierwszy w życiu poczułam się ważna, poczułam wreszcie, z skrętem księżniczka, ale nie jego.
Położona na kanapie podkuliłam nogi i podniosłam głowę, aby śledzić jego poczynania.
- Poczekaj, a ja zrobię ci śniadanie, nigdzie się nie ruszaj- odparł naprawdę poważnie, aż trochę się przeraziłam.
Żart, chciało mi się wyłącznie śmiać.
Damon zachowywał się jak ojciec.
- Przybiesiesz coś do picia?- zagaiłam nim całkiem opuścił pokój.
- Kawę?
- Coś mocniejszego?- zapytałam poruszając znacząco brwiami.
Popatrzył na mnie z politowaniem, ot oznaczało, że nici z alkoholu.
Ja jednak nie miałam zamiaru się poddać.
Kiedy zniknął mi z pola widzenia, ruszyłam w nieodkrytą przeze mnie jeszcze część domu, aby znaleźć piwniczkę.
Nie było to trudne, ponieważ tylko jedne schody prowadziły w dół.
Podłączyłam wzdłuż nich, a moim oczom ukazał się istny raj.
To wyglądało jak biblioteka, tylko zamiast książek znajdowały się butelki drogiego alkoholu.
Nie znając się za bardzo na tym, wybrałam pierwszy lepszy z brzegu i odkręciłam kurek.
Od razu wzięłam pierwszy łyk.
- O Japierdole- westchnęłam z wrażenia.
Nigdy nie piłam czegoś tak dobrego.
Przyłożyłam butelkę do ust i na raz wypiłam połowę butelki.
Szybko wszytko przekłamałam i z odstępami wypiłam drugie pół.
Już miałam się zabierać za kolejną, gdy poczułam na sobie ten ciężki wzrok.
- Valentino, chyba ci coś powiedziałam- odparł lodowatym głosem.
- Dobrze, tato- to drugie słowo mruknęłam nieco głośniej, aby je usłyszał i go trochę podenerwować.
Jednak powinnam się nauczyć, że nie warto igrać z ogniem, pniesz mężczyzna ruszył w dół schodów i pchnął mnie do ściany.
Ścisnął moje policzki, przejeżdżając kciukiem po wargach.
- Uważaj na słowa- warknął, wpychając mnie w ścinę.
- A teraz, jak Grzenia dziewczynka wróć do salonu.
Posłuchałbym go, jednak alkohol zaczął szumieć w mojej głowie, przez co wyłącznie zatoczyłam się na bok.
- Kurwa- mruknął, gdy poleciałam na pułki.
Tym razem zamiast wsiąść mnie na ramiona, tajniak wcześniej, przerzucił mnie sobie przez ramię i zaprowadził z powrotem do salonu.
- A teraz zjesz śniadanie, jak grzeczna dziewczynka- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie jestem głodna- odparłam, chciał z nim się jeszcze trochę podroczyć.
- Oczym chciałeś porozmawiać?- zagaiłam chcąc przerwać tą niezręczną ciszę.
Jednak on nie odpowiedział, siedział w milczeniu i lustrował uważnie każde moje drgnięcie.
Ja nie pozostałam mu dłużna, robiłam dokładnie to samo.
Tym razem to on przerwał cieszę.
- Chciałbym, abyś wiedziała, że cholernie żałuję tego co zrobiłem i przez cały ten czas czułem ogromny ból- te słowa delikatnie mnie zamordowały, on naprawdę po raz kolejny, próbował mnie przeprosić, wydaje się to zupełnie do niego nie podobne.
- Ale to nie o tym chciałem porozmawiać- ciągnął dalej, ale ja, jak to ja musiałam mu przerwać.
- Nie podoba mi się to, że występujesz w tym jebanym klubie i wielu mężczyzn cię ogląda- powiedział rozsiadając się na kanapie-, tak wiem powiesz, że nie mam prawa decydować o tobie, bo w końcu nie znamy się prawie wcale, ale to ty mnie nie znasz- zdziwiona umiałam brawa do góry, a chłopak od razu wyjaśnił wszytko.
- Proszę cię nie uznaj mnie za psychopatę czy stalkera, obserwuję cię od w tym okropnym klubie od siedemdziesięciu czterech tygodni.
- O kurwa- wymsknęło nie się z ust.
- Wiem to pojebane, Ale wiem od samego początku, że czuję coś do ciebie i chciałbym, żebyś pomogła mi się dowiedzieć co, a może w ty wtedy też odkryjesz do mnie jakieś uczucie- zamilkł i bezszelestnie wstał.
Zrobił to tak szybko, że dopiero gdypochylil się nade mną zorientowałem się co się dzieje.
Nasze twarze dzieliły cnetymetry.
Wreszcie mogłam poczuć jego wyraźny zapch i zatopić się w jego czesnych oczach.
- Por ahora lo unico que sé es que eres mi princesa- Narazie wiem tylko tyle, że jesteś moją księżniczką- odparł, a ja miałam wrażeni, że jakieś iskierka mrugnęła w jego oku.
- Y tu eres mi demonio- A ty jesteś moim demonem- powiedziałam drążącym głosem i wtuliłam się w jego tors.
Czułam, że to on i ja mogło się udać. Tylko wymagało od nas sił.
- A co do striptizu- dodałam odpychając go od siebie- i tak już nie mam tam po co wracać- wzruszyłam ramionami.
- Co ja teraz zrobię?- rozmyślam na głos.
- Mogę ci oferować pieniądze- zaoferował się mężczyzna.
- Nie chce twoich pieniędzy.
- A więc Żyrardowie cię jako pomoc domową- odparł po chwili rozmyślania.
Bez namysłu zgodziłam się. Sprzątanie? Czemu nie.
- A teraz pozwolisz, że odwiozę cię do domu, gdyż muszę odebrać syna- zamurowało mnie.
Syna?
To oznacza, że chłopiec na plaży naprawdę mógł być jego synem.
Pojebane.

Way To HellWhere stories live. Discover now