Mort wyciągnął się wygodnie na białym hamaku z płótna zawieszonym pomiędzy dwoma palmami. Liście szumiały na lekkim wietrze z trudem przedzierając się przez dźwięki oceanicznych fal rozbijających się o plażę. Westchnął z ukontentowaniem, a hamak zakołysał się nieco. Wszystko dookoła było kojące jak jeszcze nic, czego doświadczył w czasie swojego istnienia.
Było to wszystko o tyle komiczne, że Mort był Śmiercią. Starożytny byt, w niektórych regionach Ziemi uznawany za bóstwo. Podobno przerażający, podobno nieustępliwy, podobno nieczuły. Jasne, kiedy przez setki tysięcy, a może nawet miliony (stracił rachubę), lat masz doświadczenia z umierającymi ludźmi i nie możesz nic na to poradzić, to możesz się w końcu zmienić w nieczułego drania. Możesz być nawet uznany za dupka, w sumie czemu nie?
Bolało go jedynie, że ludzie uważali właśnie jego za winnego ich śmierci. A przecież to nie on decydował kiedy kto umrze i że w ogóle to się dzieje, nie on zabijał. On jedynie przychodził zająć się duszą, aby nie pałętała się po świecie. Było to wyjątkowo krzywdzące dla niego i, pomimo upływających tysiącleci, nie potrafił do tego przywyknąć. W końcu zdecydował, że ma tego dość.
Zainspirowany ludźmi, ich wyjazdami i urlopami od pracy, postanowił również wyruszyć na wakacje. Wybrał sobie jakąś wyspę tropikalną, na której akurat była ładna pogoda. Koniecznie musiała być bezludna. Chciał odpocząć od ludzi, a nie potykać się o nich na każdym kroku.
Czy świat się nagle zatrzymał? Nie. Czy ludzie przestali umierać? Również nie. Czy miał prawo zostawić dusze samym sobie? Nie pytał o zgodę, więc w sumie nie wiedział.
Problem z byciem nieśmiertelnym i posiadaniem mocy był taki, że miało się pewne obowiązki w związku z tym. Trzeba było pracować nie dostając nic w zamian, aby nie nastąpił koniec świata. Jemu przypadło w udziale zbieranie i segregowanie dusz ludzkich. Było to trudne psychicznie, ale nieskomplikowane. Z tym, że ludzie umierali bez przerwy na całym globie. Dobrze, że jego postrzeganie czasu było inne niż śmiertelnych, bo jeden taki Mort byłby niewystarczający.
Ale mniejsza z tym. Wakacje to przecież czas, gdy nie myśli się o pracy.
Mort pstryknął palcami i w jego prawej dłoni pojawiły się markowe okulary przeciwsłoneczne, doskonale pasujące do koszuli w ananasy i białych, luźnych szortów. Założył je na nos z nieprzerwanym odprężonym wyrazem twarzy, a potem przeczesał palcami gęste, czarne włosy. Zmierzwił je nawet odrobinę, aby poczuć się bardziej „luzacko", jak to mawiała ludzka młodzież. Sam trochę przypominał tą młodzież.
Gdy każdy z bytów powstawał, dano mu możliwość wyboru wyglądu. Każdy więc decydował i nie miał prawa narzekać, bo przecież sam wybrał. Mort nie narzekał. Nigdy. Zażyczył sobie, aby wyglądać jak przystojny i wysoki młody mężczyzna o bujnej czuprynie i możliwości zmiany koloru oczu. I to właśnie dostał. W każdej erze uznawano go za nieziemskiego przystojniaka, a on tylko zmieniał uczesanie i ubrania, aby dostosować się do aktualnej mody.
Pstryknął palcami ponownie, aby tym razem w jego lewej dłoni pojawił się wymyślny drink. W skorupie po orzechu kokosowym znalazł się więc smakowity sok z kiwi z dodatkiem alkoholu, kostki lodu, kilka listków mięty oraz kolorowa parasolka. Pociągnął długi łyk przez słomkę i westchnął wyrażając aprobatę. Te moce to jednak nie były takie złe, jeśli się je umiało dobrze wykorzystać.
Nagle jednak wokół Morta zrobiło się ciemno, jakby niespodziewanie nastała noc. Wiedział, że nie było to możliwe, jako że słońce wstało ledwie dwie godziny wcześniej. Już chciał zdjąć z nosa okulary, aby poszukać źródła nagłej zmiany oświetlenia, gdy w tej samej chwili jego ciało uderzyło boleśnie o grunt. Jęknął czując dudnienie w tyle czaszki.

CZYTASZ
Bóstwa nie mają wakacji
FantasyJesteś sobie Śmiercią, w wielu kulturach postrzegany jako bóstwo. Całe swoje życie spędzasz na zbieraniu ludzkich dusz oraz byciu kozłem ofiarnym oskarżanym o pozbawianie życia śmiertelnych. Pragniesz więc zrobić sobie wakacje, raz na milion lat wzi...