HazelTrzymałam w dłoniach głowę Melanie ułożoną na moich kolanach, siedziałyśmy właśnie w samochodzie Teo, który z ponad przepisową prędkością jechał w kierunku szpitala.
- Melie słyszysz mnie zaraz będziemy - powiedziałam do niej cała zapłakana. Po jej czole spływała strużka krwi, jej prawa dłoń wystająca z bluzy była cała posiniaczona. - Misia nie rób mi tego! Odezwij się, Melie! - łkałam do nieprzytomnej dziewczyny.
- Hazel, proszę cię uspokój się. Spokojnie oddychaj, już widzę szpital.
Głos chłopaka w tym przypadku w ogóle mnie nie uspokoił, gdy podjechaliśmy na podjazd dla karetek jak zaprogramowana podawałam pielęgniarzom informację o jej stanie zdrowia. Od razu przenieśli ją na specjalne noszę i razem z nim szłam w kierunku pokoi zabiegowych podając przy tym wszystkie istotne wiadomości jakie mi się przypomniały na temat jej zdrowia. Kiedy jednak drzwi za którymi zniknęła moja ukochana przyjaciółka zamknęły się a ja ponownie wpadłam w atak płaczu. Kolejne łzy spływały mi po policzkach, a ja nie mogłam ich zatrzymać. Myślałam tylko o mojej Melie.
- Hej, już jestem. Musiałem przeparkować samochód. Gdzie ją zabrali? - nawet nie wiem kiedy przy moim boku pojawił się Theo, dotychczas nawet nie zauważyłam jego nieobecności. - Hazel mów do mnie - powiedział stanowczo. Jednak kiedy już otworzyłam usta by coś z siebie wydusić drzwi tego samego pokoju za którymi zniknęła moja przyjaciółka się otworzyły. Moja przyjaciółka wciąż była na noszach i grupka pielęgniarzy zabierała ją w dobrze znanym im kierunku.
- Gdzie ją zabieracie? - krzyknęłam w ich stronę i kiedy już chciałam biec w ich kierunku chłopak złapał mnie i trzymał przy sobie. - Proszę, powiedzcie gdzie ją zabieracie!
- Hazel spokojnie, oni chcą jej pomóc. W ten sposób tylko utrudniasz im pracę. Ciii spokojnie - chłopak mocno mnie przytulił, a ja płakałam w jego ramię.
- Hazel? - do moich uszu dobiegł znajomy kobiecy głos.
- Mamo - za łkałam i od razu podbiegłam do kobiety stojącej kilka metrów ode mnie.
- Cii spokojnie kochanie. Co się stało? - spytała kiedy przytulałam jej ciało.
- Melanie miała wypadek samochodowy, dopiero ją przywieźliśmy - odpowiedział Theodor stojący za mną.
- Wam się nic nie stało? - spytała. Zawsze była tak troskliwa. W tym momencie dziękowałam Bogu, że moja mama jest pielęgniarką. Odsunęłam się od jej ciała, żeby mogła dokładnie mnie obejrzeć, a później przyjrzeć się chłopakowi za mną. - Dobrze, Theodor jedź po dziadków Melanie. A my kochanie wypełnimy potrzebne formularze, w międzyczasie dam ci coś na uspokojenie.
Oddaliłam się z mamą do pokoju dla personelu i usiadłam na fotelu. Podała mi białą pastylkę i wodę w plastikowym kubeczku. Starałam się skupić na regularnym oddechu, co trochę pomogło się uspokoić. Moja mama wypełniała formularz pytając co jakiś czas, gdy nie znała odpowiedzi. Nie wiem ile dokładnie minęło od momentu przyjazdu do szpitalu, ale miałam wrażenie że wszystko trwało tak szybko. Gdy już stosunkowo się uspokoiłam razem z mamą podeszłyśmy pod salę w której obecnie znajdowała się Melie. Koleżanka mamy poinformowała, że póki co stwierdzili tylko lekki wstrząs mózgu i złamaną rękę. Niedługo później w szpitalu zjawił się dziadek Melanie w piżamowych spodniach i za dużym polarze.
- Grace, gdzie jest Melanie? - podszedł szybkim krokiem starszy mężczyzna z siwizną na włosach i zmarszczkami na twarzy.
- Panie Stevens, stan Melanie wciąż jest diagnozowany - odpowiedziała moja mama.
![](https://img.wattpad.com/cover/373506887-288-k527686.jpg)
YOU ARE READING
Diamonts [W TRAKCIE]
RomanceOsiemnastoletnia Melanie jest utalentowaną baletnicą, która właśnie kończy liceum i decyduję o swojej przyszłości. Wychowywana ostatnie piętnaście lat przez dziadków, dostaje informację, że jej przyrodnia siostra potrzebuje szpiku. Poznaje zatem swo...